Fragment „Siedem dni do zakochania” rozdział V

I

(…) — Nie dasz sobie sama rady! Niech myśli co chce! Raz wpadłam w jedną dziurę, teraz mi wypomina ciągle… Eh… Chciał, nie chciał musimy iść. Pan przewodnik każe i nie ma innego wyjścia. Spluwa w dłoń i idziemy… Śniadanie poczeka. Tylko ten Mario… Ja nie wiem… Co on się tak ciągle do mnie uśmiecha? Czekolady mu nie obiecałam! Popatrzyłby na drzewa, na liany i na mrówki. Właśnie, mrówki! Znowu mnie pokąsały… Muszę bardziej uważać, ale nie bardzo się da. Jemu natomiast nie przeszkadzają. Ma sporo śladów na dłoniach, ale kompletnie to ignoruje. Czasem tylko drapnie się po rękach. A tak, to nic! Chyba jest ze stali. Już mniejsza z jego uśmiechem. Zaraz znowu gdzieś wpadnę. Odstępy pomiędzy konarami są coraz większe. Chciał czy nie, to teraz muszę opierać się o drzewa. Mrówki już robią swoje.

II

(…) To chyba jego specjalizacja… Ciekawe to jego ramię. Jakoś wcześniej nie zauważyłam tych śladów. Nieźle oberwał. Czemu dotykam twoje ramię? A czemu ty mnie ciągle obejmujesz?! Cisza. Najprościej unikać odpowiedzi na niekomfortowe pytania. Miło się rozmawiało. Eh… Ciężki człowiek. Dosłownie i w przenośni. Jednak nie koniec rozmowy? Mowa mu wróciła. To ślad po spotkaniu z jaguarem… — Tak też myślałam! Tylko po co chodzi ścieżkami tego kota, skoro już raz go zaatakował? Widocznie lubi adrenalinę. Jedno pytanie za nami. Mógłby odpowiedzieć jeszcze na drugie. Ja też mam odpowiedzieć? Dobrze. Nie ma problemu. Blizny na twoim ramieniu wyglądały na bardzo intrygujące, zważając na ich kształt i wielkość. Bolało? Haha! Domyślam się i nie zazdroszczę! Choć dziwię się, że nie zraziła go ta sytuacja. Nie wiem, czy po takim incydencie bym tu wróciła? Niesamowity i irytujący człowiek. Odpowiedzi jednak nadal brak. Kawa? Tutaj? Ach… Po powrocie… Niezwyciężony Mario proponuje mi kawę. Hm… No, nie wiem. Może bym się zgodziła. Skoro już pierwsze uściski mamy za sobą… Hihi! Jak się speszył… Eh… Nie skomentuje tego, bo się jeszcze obrazi. Pozostanę przy hamowanym śmiechu. Wiesz, dobre ryby. Po prostu pyszne! Rewelacja! Cudowny bukiet smakowy! Pycha! Kawa? Jaka kawa? A dobra… No wiesz. Tak właściwie, to mogę iść z tobą na tę kawę. Ten uśmieszek. Duma zaraz go rozerwie. Może nie powinnam zgadzać się na tę kawę? Jeszcze mu to zaszkodzi… (…)


Kolejny fragment za nami. Rozdział piąty jest sam w sobie bardzo intrygujący i ciekawy. Głównie z tego powodu, że nasza bohaterka – Joanna – coraz większą uwagę poświęca swemu przewodnikowi. Uroki natury nie wzbudzają już w niej takich emocji, jak sama obecność Maria. On natomiast przestaje się chować ze swymi uczuciami i otwarcie okazuje swoje zainteresowanie Joannie. Sceny te bujają pomiędzy czystą obserwacją, a kompletną fantazją. Znajdzie się tu też miejsce na odrobinę komizmu, którym jest zachowanie Maria. Potężny, odważny, stawiający czoła lękom mężczyzna, który niemalże na co dzień igra ze śmiercią ugina się pod delikatną, słodką, piękną i zaskakującą go kobietą. Być może Wy widzicie to inaczej, ale takie są moje spostrzeżenia 🙂 Życzę miłej lektury 😉 I miłego wieczoru 🙂


Pozdrawiam

Kmacisia ❤


kmacisia.blog