W pewnym małym miasteczku żyła sobie stara i poczciwa kobieta. Była bardzo zamożna. Cieszyła się dobrym zdrowiem i szacunkiem u ludzi. Zdarzało się nawet, że gdy burmistrz miał jakiś problem, to prosił ją o radę. Jednak choć posiadała bardzo dużo, to nie czuła się zbyt szczęśliwa. Od ponad trzydziestu lat mieszkała i żyła samotnie w wielkim domu. Była to willa z wieloma balkonami, które podpierały potężne filary. Cała jej posiadłość otoczona była zielonymi ogrodami, drzewami ozdobnymi oraz owocowymi. Za ogrodami natomiast znajdowały się stawy pełne najrozmaitszych ryb, a niedaleko od nich stadnina pełna najwspanialszych koni. Spokojnie można stwierdzić, że bogatszej osoby w miasteczku nie było. Jednak taka majętność nie dawała jej szczęścia. Mąż kobiety zachorował wiele lat wcześniej i umarł, zostawiając kobietę samą. Nie żyli razem długo, bo raptem pięć lat. Dzieci też nie miała, a ich właśnie pragnęła najbardziej. Miała w domu tyle pokoi i tyle zakamarków w ogrodzie… Chciała, by zapełniła je dziecięca radość. Niestety miała już ponad pięćdziesiąt lat i choć była zamożna, to żaden z sierocińców nie zgodził się na oddanie jej dziecka. Zawsze słyszała to samo: „Jest pani wspaniałą osobą, lecz dzieci potrzebują młodych rodziców”. Dlatego po pewnym czasie przestała pytać. Odwiedzała za to dzieci w okolicznych sierocińcach i hojnie je wspierała. Czasem zapraszała wszystkie dzieci z wybranego przez siebie sierocińca do swojej posiadłości i wyprawiała dla nich przyjęcia. Zawsze sprawiało jej to dużo radości. Czas mijał i choć było staruszce ciężko, to nigdy nie traciła nadziei. Ludzie w miasteczku zastanawiali się skąd kobieta czerpie taką siłę. Zapewne wiele osób na jej miejscu dawno, by się poddało i zamknęło na innych. A jednak pani Amelia pozostawała radosną osobą. Codziennie, gdy wstawało rano, to budziła się z uśmiechem i robiła znak krzyża. Dopiero potem zaczynał się jej dzień. Jadła śniadanie, witała się ze służbą, obchodziła posiadłość, a czasem wychodziła na spacer po rynku. W każdą niedzielę obowiązkowo udawała się do kościoła na msze świętą, a po niej zapraszała kilkoro znajomych i urządzała uroczyste, niedzielne spotkania. Goście jedli wykwintny obiad, potem deser, tańczyli, czytali książki i wymieniali się nowinkami. Tak właśnie mijał pani Amelii czas.

Zdarzyło się pewnego dnia, że do miasteczka przyjechał młody mężczyzna. Jego przybycie nie wywołało wśród mieszkańców podziwu, czy też zadowolenia, ale pogardę. Był on bowiem biedną sierotą. Kilka dni wcześniej opuścił sierociniec, a na odchodne otrzymał niewielką sakiewkę ze złotymi monetami, która została mu po zmarłych rodzicach. Za większość pieniędzy od razu kupił sobie konia, by mieć czym podróżować. Miał nadzieję, że daleko od miejsca, w którym się wychował uda mu się w życiu. Jednak już sam początek okazał się być dla niego trudny. Kiedy zapytał kilka osób o drogę, to te patrząc na jego sfatygowane ubranie, obrażały go i szły dalej. Nie był on jednak złym człowiekiem. Za każdym razem, gdy ktoś był mniej lub bardziej miły odpowiadał zwykłym „Szczęść Boże”. Tak, że ludzie wzięli go za wariata. Młodzieniec uśmiechał się do każdego, kto mu tak mówił i nie przejmował się wcale. Późnym wieczorem w końcu odnalazł w miasteczku gospodę, w której wynajął pokój i najadł się. Nie myślał wiele nad tym co go spotkało. Czekał tylko kolejnego, by poszukać szczęścia.

Gdy nastał ranek młodzieniec począł szukać pracy. Odwiedził ratusz, szkołę i bibliotekę, a w dodatku zajrzał do wszystkich okolicznych sklepów. Jednak nikt nie chciał go nająć do pracy. Niewiele myśląc zaczął pukać do drzwi przypadkowych domów i pytał o pracę. Niestety widok jego marnych ubrań odstraszał ludzi. A kiedy mówił, że właśnie wyszedł z sierocińca, to od razu zatrzaskiwano mu drzwi przed oczami, ponieważ uważali, że taki z sierocińca może być tylko złodziejem i oszustem. Żal było bardzo młodzieńcowi z tego powodu. Chciał zrezygnować, lecz idąc pewną uliczką zauważył ogromny i piękny dom. Z jednej strony porośnięty bluszczem, a z drugiej różami. Postanowił, że spróbuje ostatni raz. Podszedł do drzwi i pociągnął za sznurek od dzwoneczka. Po chwili drzwi otworzył mu lokaj. Spojrzał ze zdziwieniem na przybysza, a potem zapytał:

– Czy w czymś pomóc?

Młodzian spojrzał niepewnie, gdyż bał się kolejnej, nie miłej reakcji na pytanie. Lokaj podniósł brew, jakby wymuszając odpowiedź na przybyszu, aż w końcu ten wykrztusił:

– Tak. Czy dostałbym pracę? Jestem sierotą i kilka dni temu opuściłem sierociniec.

Lokaj uśmiechnął się i zaprosił gościa do środka. Zaprowadził go do salonu i kazał zaczekać. Przybysz był jednak przestraszony. Od rana słyszał tylko trzaskanie drzwiami, a tu został zaproszony do środka. Po kilku minutach do salonu weszła elegancko ubrana starsza pani. Przywitała się z gościem, a on odwdzięczył się jej ukłonem. Pani  Amelia popatrzyła na niego przez chwilę, a potem zapytała:

– Jak ci na imię chłopcze?

– Jestem Antoni, droga pani! – odpowiedział.

– A ja jestem Amelia. – odparła staruszka. – Usiądź proszę i powiedz, co cię tu sprowadza? – dodała.

Chłopiec usiadł. Schylił głowę i przez chwilę patrzył w podłogę. Szybko jednak wziął się w garść i powiedział:

Droga pani. Przybyłem do miasteczka wczoraj, a dziś od rana szukam pracy. Niestety nikt nie chce mi jej dać. Zapewne przez moje ubranie i dlatego, że jestem sierotą… Powiedz pani, czy znalazłaby się dla mnie jakaś praca?

Pani Amelia pomyślała przez chwilę. Żal jej się zrobiło chłopca. I bardzo chciała pomóc biednej sierocie.

Antosiu. Jeżeli chcesz, to mogę zatrudnić cię w stajni. Brak mi silnego stajennego. Jest tam tylko jeden człowiek, ale już powoli słabnie. Na pewno przydałaby mu się pomoc. Co ty na to? – zapytała.

Pani Amelio. Bardzo chętnie, tylko musiałbym nauczyć się tego fachu, gdyż niewiele o nim wiem… – odpowiedział zasmucony.

Nie martw się. Wszystkiego się nauczysz. Staw się jutro wcześnie rano. – zadecydowała starsza pani, po czym dodała – Tylko bądź tak miły i powiedz, jaka stawka cie interesuje?

Antoni zbladł. Nie wiedział co ma powiedzieć. Liczył bowiem na dach nad głową i jedzenie. Nie myślał o pieniądzach.

Nie wiem droga pani. Chciałbym mieć tylko dach nad głową i ciepły posiłek… – odrzekł niepewnie.

Mój drogi! – powiedziała z uśmiechem pani Amelia. – Nie przyjmuje ludzi do pracy, tylko po to, by dać im dach nad głową! Jestem uczciwa. A skoro nie wiesz, to sama zaproponuje ci dzienny zarobek!

Dobrze, proszę pani… – odpowiedział cicho Antoni.

Starsza pani roześmiała się. Nie wiedziała, że młodzieniec się wystraszy. Dlatego też, by poczuł się lepiej, przywołała do siebie lokaja i poprosiła go o przyniesienie herbaty. Lokaj był już tak wprawiony, że po kilku minutach zjawił się z tacą, na której stał imbryk, dwie filiżanki i talerzyk z ciastkami. Postawił go na stoliku, a potem oddalił się z salonu.

Młodzieńcze. Nalej mi herbaty, proszę! I o sobie nie zapomnij! – powiedziała kobieta.

Antoni ostrożnie złapał za ucho od porcelanowego imbryka i nalał herbatę do filiżanek. Po chwili pani Amelia wróciła do rozmowy o pieniądzach.

–  Chłopcze mam dla ciebie propozycję! Tylko liczę, że będziesz wobec mnie uczciwy. – odrzekła. – Dziś dostaniesz ode mnie drobną zaliczkę na nowe ubranie i nowe buty, a za każdy kolejny dzień pracy dostaniesz pięć złotych monet. Co ty na to? – zapytała.

Młodzian zaniemówił. W życiu nie myślał, że mógłby tyle zarobić na dzień. Dlatego zgodził się od razu. Postanowił też postarać się jak najbardziej, by nie stracić tak dobrze płatnej pracy. Kiedy wypili herbatkę, starsza pani wyszła z salonu. Po chwili jednak wróciła z sakiewką pełną monet. Antoni mało co nie podskoczył do góry z radości, chociaż też ledwo trzymał się na nogach z wrażenia. Nie sądził, ze od tak po prostu zjawi się na jego drodze taki dobry człowiek.

Mój drogi! O to masz piętnaście złotych monet w sakiewce. – powiedziała kobieta. – Tylko pamiętaj, abyś nie wydał tego na głupstwa! Przydałoby ci się nowe ubranie i buty. Nie zapomnij też się ostrzyc! Taki jesteś młody, a już cały zarośnięty… – powiedziała żartobliwie pani Amelia. – Co zostanie jest twoje, tylko pamiętaj byś przyszedł jutro i mnie nie oszukał! – starsza pani pogroziła jeszcze młodzianowi palcem, a potem odprowadziła go do wyjścia.

Antoni cieszył się niezmiernie, gdyż nie sądził, że otrzyma taką szansę. Dostał dużo pieniędzy i nie rozumiał, czemu jego dobrodziejka powiedziała, że to niewiele? Jednak wolał się cieszyć niż nad tym zastanawiać. Było już późno, więc wszystkie sklepy i kramy były pozamykane. Musiał poczekać na następny dzień. Wrócił do gospody, lecz nikomu się nie chwalił dobrodziejstwem pani Amelii. Wszedł na górę do swojego pokoju, zaryglował drzwi i usiadł na łóżku. Patrzył przez chwilę w sakiewkę, a potem zamknął oczy i wyciągnął zza porwanej koszuli drewniany krzyżyk. Ucałował go i odrzekł:

– Dziękuję Ci Ojcze, za twoją dobroć!

Potem schował pieniądze pod poduszkę. Okrył się kocem, który dostał od gospodyni i z uśmiechem na twarzy poszedł spać. Chciał dobrze wypocząć. W końcu taka szansa nie zdarza się co dzień.

 

Drodzy czytelnicy! Jeśli spodobał Wam się ten wpis i chcielibyście poznać dalsze losy bohatera, to zapraszam Was do podzielenia się swoją opinią o fragmencie „Zwrócone szczęście” w komentarzu. 

Pozdrawiam 🙂

Kmacisia