W pewnej wiosce, dnia pewnego przyszedł na świat mały kotek. Miał szare futro z czarnymi pasami, brązowe oczy i duże uszy jak u dzikiego kota. Był on najmniejszy z miotu i mama Kotka dała mu na imię Maniuś. Kocia rodzina bardzo się kochała, choć była bardzo biedna. Na dodatek mamie Kotce kończyło się mleko, a i myszy nie było nigdzie widać. Taka to była smutna wioska. Maniuś bawił się codziennie ze swoimi braćmi, jednak z braku jedzenia powoli opadali z sił. Mimo tego ten najmniejszy kotek miał wielkie serce, choć był bardzo mały i niewiele jeszcze mógł. Mówił codziennie braciszkom:

– Wszystko będzie dobrze!

I mamusię Kotkę przytulał codziennie mocno, by się nie martwiła. Zdarzyło się pewnego razu, że jeden z braci Maniusia bardzo zachorował. Cała rodzina płakała, bo nie wiedziała co robić. Nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. Mama Kotka podjęła trudną decyzję.

– Moje kociaki! Moje dzieciątka! Serce mnie boli , ale muszę was posłać do ludzi na wychowanie, byście i wy się nie pochorowały z biedy. Albo co gorsza, żebyście nie zginęły.

– Mamusiu! Mamusiu! Ale my nie chcemy! Chcemy zostać z tobą! – płakały kocięta.

Mama Kotka przytuliła je mocno, a potem poszła z nimi na spacer przez wioskę. Po drodze pytała sąsiadów i przejezdnych ludzi, czy może zaopiekowaliby się jej dziećmi.

– Drogi sąsiedzie! Drogi człowiecze! Proszę weź do siebie moje dzieci, by z biedy się nie pochorowały albo nie zginęły! – prosiła mama Kotka.

Nikt jednak nie chciał zająć się małymi kotkami. W okolicy od dawna nie było myszy, ani szczurów i nikt kotka nie potrzebował. Mama Kotka doszła z dziećmi nad staw, który znajdował się blisko kolejnej wioski. Usiadła pod starą wierzbą i ze smutkiem myślała o odrobinie mleka dla swoich kociątek. Mijały godziny, a kocia rodzina wciąż była nad stawem. Kotki dalej hasały nad wodą, a mamę Kotkę opuszczały siły. Dalej smutno wpatrywała się w niebo. Nagle nad stawem pojawiły trzy małe dziewczynki. Co wieczór rwały w tym miejscu koniczynę dla rodziny królików, która z nimi mieszkała, gdyż tu rosła najsmaczniejsza koniczyna. Dziewczynki szybko się uwijały i po kilku minutach kosze były zapełnione zielenizną. W pewnej chwili jedna z nich zawołała:

– Siostry! Siostrzyczki! Coś tam jest! Pod drzewem!

Najstarsza z nich podeszła do tlących się pod drzewem iskierek, lecz te szybko przed nią się schowały. Dziewczynka rozglądała się i próbowała dostrzec te niezwykłe światełka. Było to jednak trudne, gdyż było ciemno. Po krótkiej chwili znów pojawiło się dwoje błyszczących oczu. Był to Maniuś. Odważnie podszedł do nieznajomej istotki i jak to małe kotki mają w zwyczaju, zaczął się łasić. Dziewczynka wzięła go na ręce i mocno przytuliła. Zaraz też zawołała swoje siostry:

– Siostry! Siostrzyczki! To miały kotek!

Dziewczynki podbiegły i z zachwytem poczęły go głaskać, a on zaczął głośno mruczeć.

– Jak Ci na imię? – zapytały dziewczynki.

– Jestem Maniuś! – odpowiedział kotek wesołym miauknięciem.

– Ale ty jesteś chudziutki! Zabieramy cię ze sobą! – powiedziały dziewczynki.

– Do domu? – zapytał Maniuś.

– Tak. – odparła najstarsza dziewczynka.

– A moja mamusia? I moi braciszkowie? – zapytał Maniuś.

– A gdzie oni są? – zapytały dziewczynki.

I zaczęły się rozglądać dookoła.

– Nikogo tu nie ma… – powiedziały dziewczynki.

– Mamusiu! Braciszkowie! Chodźcie! Chodźcie! – wołał Maniuś.

Nagle zza drzewa wyszła bura kotka i jej bure, i łaciate kocięta. Wolnymi kroczkami podchodzili do nieznajomych im osóbek.

– Ojej! Jakie śliczne! – wołały dziewczynki.

– Chodźcie z nami! Wszyscy! Chodźcie z nami! – powiedziała najstarsza.

Dziewczynki włożyły kotki do koszy z koniczyną i ruszyły w drogę powrotną. Po długim spacerze otworzyły się przed nimi drzwi do dużej, ciepłej i miłej chatki. Mama Kotka płakała z radości.

– Mamo! Mamusiu! Zobacz! Jakie biedne kotki! – wołały dziewczynki.

Gospodyni podeszła do swoich córek i gdy ujrzała kosz pełen chudziutkich, zapłakanych kotków, to żal ścisnął ją za serce. Prędko naszykowała dla nich posłanie przy kominku, nalała ciepłego mleczka do miseczki i jeszcze dała śmietanki na talerzyk. Zaraz też zaparzyła ziółek i umyła nimi jednemu z kotków smutne, chore oczka, tak że szybko wyzdrowiał. Kotki były bardzo szczęśliwe. Braciszkowie mówili do Maniusia:

– To dzięki tobie Maniuś! Byłeś odważny!

Gospodyni i jej córki pokochały kotki, a kotki pokochały swoich nowych przyjaciół. I kocia rodzina już nigdy nie była głodna.