Gdy wybiła godzina kolacji rodzina zeszła się do jadalni. Mimo tradycji rodzinnej była ona już nieco bogatsza, a zapach ciasta rozchodził się gęstymi smugami po całym domostwie. Wszystko ze względu na dostojnego gościa, który wbrew myśli Hrabiego nie chciał jeść samotnie w komnacie. Nie był to, jednak jedyny gość przy stole Hrabiego. Hrabina zadbała o to, by zaproszeni młodzieńcy, Hrabia Stefan i Baron Karol, również zasiedli do stołu. Wspólny posiłek miał zbliżyć do siebie jej córki i szlachetnie urodzonych kawalerów. Tak więc sielanka trwała. Młodzi panowie zabawiali panie, nawet Zuzanna i Witold stali się bardziej rozmowni. Król natomiast poddawał się żwawym rozmowom z gospodarzami i dość często zawieszał oko na swoim synu i jego wybrance.

    – Czas na deser! – zarządził wesoło Hrabia.

Kucharz przyniósł osobiście duże, pachnące, orzechowe ciasto nasączone likierem i przełożone masą kawową. Biesiadnicy oniemieli z zachwytu, gdy na własne oczy zobaczyli ciasto, którego aromat rozchodził się po całym domu. 

   – Coś wspaniałego! – odrzekł król.

Kucharz postawił ciasto na stole, ukłonił się i wyszedł. Hrabia zaś uroczyście pokroił ciasto i rozdał paniom, natomiast Hrabina panom. Po chwili każdy miał swój kawałek. Pierwszy zaczął jeść król, a zanim reszta biesiadników. Twarze wszystkich radowały się przy każdym kęsie.

   – Kucharz przeszedł samego siebie! – powiedział zachwycony Hrabia.

   – Może ktoś mu pomagał? – jakby zażartował Król.

   – Kucharz wuja jest najlepszy w swoim fachu. – odparł Witold. 

Jego Wysokość uśmiechnął się delikatnie. Był dumny z syna i z tego jak się zmienił. 

   – Moja droga. Może zagrasz dla nas? – Hrabia zwrócił się do żony.

   – Z największą przyjemnością. – odparła Hrabina.

Rodzina wraz z gośćmi udała się do salonu, gdzie Hrabina rozpoczęła swój niezwykły koncert. Goście stali zgromadzeni w koło niej i z zachwytem przysłuchiwali się dźwiękom klawikordu. Hrabia natomiast wymknął się po cichu wraz z Witoldem i Zuzanną na piętro. 

   – Ojczulku! Gdzie nas prowadzisz? – zapytała po cichu Zuzanna.

   – Mam dla ciebie niespodziankę. – odparł z radością Hrabia.

   – Cóż takiego? – zapytała zaciekawiona.

   – Zaraz zobaczysz. – powiedział Hrabia.

W czasie kolacji służba według polecenia Hrabiego, przeniosła podarunki od Króla do pokoju Zuzanny. I tak, gdy weszli, oczom Zuzanny ukazały się zdobione pudła i skrzynie. Dziewczyna podbiegła do nich z zachwytem. Dotknęła ciemnobrązowej skrzyni w malowane kwiaty i zaraz cofnęła rękę.

   – Mogę? – zapytała nieśmiało ojca.

   – Tak. To wszystko dla ciebie. I trochę dla Witolda. – zaśmiał się Hrabia.

Zuzanna z jeszcze większym zaciekawieniem otworzyła skrzynię. Były tam pantofle, naszyjniki, pierścienie, chusty, diademy i rękawiczki. 

   – Ach! – tylko tyle zdołała powiedzieć.

Zaraz podeszła do pudeł, które były ułożone na jej łóżku. W jednym znajdowały się białe koszule, w drugim frak i spodnie, a w trzecim, największym, była piękna, rozłożysta suknia. W kolorze kwitnących chabrów, ze złotymi zdobieniami wyglądała, jakby była uszyta dla samej królowej.  Na jej widok Zuzanna, aż podskoczyła ze szczęścia. Odłożyła suknię do pudła i z radością rzuciła się ojcu na szyję. Zaczęła go ściskać i całować po policzkach. Hrabia cieszył się bardzo radością córki. 

   – To był pomysł Witolda. – powiedział Hrabia.

Zuzanna puściła ojca i chwyciła obiema dłońmi za dłoń Witolda. Uśmiechnęła się do niego z największą miłością i odparła:

   – Dziękuję. 

Dziewczyna próbowała dopytywać, ojca jak udało się im sprowadzić takie wspaniałe rzeczy, ale ten odmawiał odpowiedzi.

   – Nie mogę ci teraz tego wyjawić, ale dowiesz się w swoim czasie. – odparł tajemniczo Hrabia.

Po tych słowach Zuzanna już nie pytała o nic. Razem z ojcem i Witoldem zeszła do salonu. Koncert wciąż trwał, a zaaferowani niebywałym talentem Hrabiny goście, niczego nie zauważyli. Po kilku kolejnych minutach nastał koniec gry na klawikordzie. Wszyscy w salonie poczęli klaskać i wiwatować. Hrabina zarumieniła się i dziękowała, udając przy tym, że dziś nie było, aż tak dobrze. Po owacjach biesiadnicy wrócili do deseru, którego wciąż było jeszcze dużo na srebrnej tacy. Wieczór mijał w miłej atmosferze. Zupełnie, jakby bal odbył się tego wieczoru. Jednak w końcu zrobiło się bardzo późno i rodzina oraz goście byli zmuszeni odejść do swoich pokoi. Panowie ucałowali panie w dłonie, a one z kokieteryjnym spojrzeniem udały się do siebie. Hrabia pożegnał również kawalerów swoich córek i w salonie został, tylko on, Król i Witold. Po chwili upewnienia się, że są sami, Witold upadł przed ojcem na kolana i wtulił się w niego mocno.

   – Ojcze. Ojcze. – powtarzał po cichu.

Tylko po to, by przedwcześnie nikt nie dowiedział się kim jest naprawdę, tłamsił w sobie roztęsknione wobec ojca uczucia. Król natomiast rozpłakał się i podniósł syna z kolan, tak jak on przed chwilą, przytulił go z największą miłością.  Ściskali się tak przez dłuższą chwilę. Po tak długiej rozłące było to naturalne, że nie chcieli wypuścić się z objęć.

   – Ojcze. Tak bardzo ci dziękuję. I przepraszam, że sprawiłem ci zawód. – mówił Witold.

   – Synu. Mój kochany Witoldzie. Tak bardzo się cieszę. – mówił Król przez łzy.

Rozsiedli się w fotelach i jeszcze do końca nie mogli powstrzymać wzruszenia, które tak w sobie tłumili. Przez to tak wielkie, choć ciche wzruszenie postanowili omówić, jak przebiegnie przedstawienie Witolda na balu.

   – Myślę, że wraz z rozpoczęciem balu. Tak będzie dobrze. – powiedział Król.

   – Ojcze. Pozwól, że będzie to po pierwszym tańcu. – poprosił Witold.

   – Skoro tego sobie życzysz. – odparł Król.

   – Dziękuję. – odparł radośnie Witold. 

   – Powiedz mi tylko, dlaczego tak? – zapytał Król.

   – Chcę oświadczyć się Zuzannie, ale zanim dowie się, że jestem księciem. – powiedział Witold.

Król spojrzał na niego pełen zdumienia. Było to jednak zdumienie pełne ojcowskiej dumy. 

    Minęła noc, a dzień rozpoczął się wyjątkowo ciepło, jak na taki zimny miesiąc. Po pośpiesznym śniadaniu panie nie wychodziły z komnat. Od rana brały wonne kąpiele, smarowały się olejkami i dobierały fryzury oraz biżuterię. Tymczasem panowie robili to wszystko bez pośpiechu. Fraki już czekały, fryzur nie układali, a wonna kąpiel była miłym przygotowaniem do balu. Tego poranka Witold był niezmiernie szczęśliwy, ale zarazem poddenerwowany. Po tak długim czasie będzie mógł stanąć przed wszystkimi a przede wszystkim przed ukochaną, w prawdzie o sobie. Stał przy oknie i przyglądał się miejscu, które pokochał, i które go zmieniło. Z okna dostrzegał stodołę, w której na początku miał zmierzyć się z prawdziwą, ciężką pracą. Z lekkim sentymentem wspominał wypadek, który zbliżył go do Zuzanny. Kiedy budził się i zasypiał, była przy nim i opiekowała się nim z największą troską. Rozpłynął się w marzeniach oparty o fotel, który stał przed oknem. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi.

   – Witoldzie! – powiedział głos za drzwiami.

Młodzieniec podszedł do drzwi i otworzył je. Ku jego zdziwieniu stała za nimi Hrabina.

   – Pozwolisz? – zapytała.

   – Proszę. – odparł zdziwiony.

Hrabina weszła do komnaty Witolda, rozejrzała się tak, jakby była w tym pokoju po raz pierwszy. 

   – Witoldzie. Słyszałam, że nas opuszczasz. – powiedziała Hrabina.

   – To zależy od mego ojca. – odparł pełen dostojeństwa Witold.

   – Zabierasz ze sobą Zuzannę? – ciągnęła dalej Hrabina.

   – Mam nadzieję. – odparł Witold.

   – A czy ona ma nadzieję? – zapytała Hrabina.

   – Nie mówiłem z nią o tym. Tylko wy wiecie. – odpowiedział Witold. 

   – Jesteś pewny, że to Zuzanny chcesz? – dopytywała dalej.

   – Oczywiście. Czemu pytasz Hrabino? – zapytał Witold.

   – Kiedy tu przyjechałeś, miałam nadzieję, że spojrzysz na panny godne księcia, a nie pannę dla chłopa. Zuzanna nie nadaje się, by wejść w królewskie salony. – odparła z niesmakiem Hrabina.

   – Jak możesz, Hrabino? Przecież to twoja córka! – powiedział rozjuszony Witold.

  – Mego męża, nie moja. – odparła z udawanym spokojem.

Kiedy tak dyskutowali przez korytarz szedł lekkim krokiem Hrabia i żadne z nich go nie usłyszało. Jednak on dosłyszał głos żony w komnacie Witolda. Stanął przy drzwiach i począł nasłuchiwać.

   – Pani, jak możesz tak mówić? Jesteś dla niej jak matka. – mówił Witold.

   – Raczej macocha. Zuzanna nie jest mi specjalnie bliska. Henrykowi leży na sercu bardziej jego córka z pierwszego małżeństwa niż żona, którą ma. – odparła gniewnie Hrabina.

   – Skoro nie jest ci bliska Hrabino, to z pewnością ucieszysz się, gdy opuści dom twego męża. – odparł równie gniewnie Witold.

   – Wolałabym, żeby wyjechały moje córki, raz byłby z nich jakiś pożytek. A Zuzanna? Dalej sprawdzałaby się jako pomoc przy gospodarstwie. Hah! Kto to widział, żeby pierworodna córka szlachcica pracowała. – powiedziała z jeszcze większym niesmakiem Hrabina.

   – Twój mąż pani pracuje ciężko. Ja pracowałem i stałem się lepszym człowiekiem. Może i twoje córki Hrabino powinny poczuć ciężar pracy. – powiedział stanowczo Witold.

   – Jak śmiesz mnie pouczać! – krzyknęła Hrabina.

Wtem do komnaty wszedł Hrabia. Bez słowa stanął pomiędzy Hrabiną, a Witoldem. Jeszcze nigdy nie patrzył na żonę z takim gniewem i rozczarowaniem. 

   – Co to wszystko ma znaczyć? – zapytał ze smutkiem Hrabia.

   – Witold znów… – próbowała tłumaczyć się Hrabina.

   – Wszystko słyszałem! – odparł podniesionym głosem Hrabia.

Jego żona zamilkła, nie wiedziała co tym razem ma powiedzieć na swoją obronę. Przez własną próżność wydała wszystkie skrywane kłamstwa i złości.

   – Nawet nie wiesz jak wielki ból dziś mi sprawiłaś. Nigdy, ale to nigdy nie zadałaś mi tyle bólu, co dziś. – powiedział smutno Hrabia.

Z tego całego smutku, aż usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoni. 

   – Wuju! Dobrze się czujesz? – zapytał zaraz Witold.

   – Nie martw się Witoldzie. Dziękuję, że stanąłeś za mną, a nie przeciw mnie. – powiedział niebyt głośno Hrabia.

   – Mężu… – próbowała coś powiedzieć Hrabina.

   – Zofio… Rodzina. Rodzina. – powtarzał Hrabia – Czy nie jesteśmy rodziną? Czy nie kocham ciebie, ani twych córek, które są moimi? Czy nie spełniałem każdej twej zachcianki i naszych córek? Dlaczego tak bardzo mnie skrzywdziłaś?

   – Ja.. Ja… – mówiła Hrabina. 

   – Powiedz! – Hrabia podniósł głos.

   – Zuzannę kochasz bardziej ode mnie. Ona jest tak bardzo inna niż ja. Nigdy nie umiałam jej pokochać. – odpowiedziała przez łzy Hrabina.

   – Zawiodłem się na tobie żono. Jak mogę dalej ci ufać? – zapytał z bólem serca Hrabia.

Hrabina poczęła rzewnie płakać. 

   – Wybacz mi! – odparła przez łzy Hrabina. – Byłam tak bardzo zazdrosna.

   – Nigdy mi nic nie mówiłaś. Żadnym bólem się ze mną nie dzieliłaś. – mówił z pretensją Hrabia.

   – Wybacz mi, mój mężu. Pozwól mi  to naprawić. – mówiła płacząc. 

Hrabina jako kobieta bystra, szybko zrozumiała, że już nie zatai swoich pretensji do Zuzanny i będzie musiała stać się pokorną żoną, by odzyskać względy męża. On jednak jako człowiek mądry, dobry, a przede wszystkim bardzo ją kochający, nie mógłby długo gniewać się na nią.

   – Wybaczę ci, ale tera zostaw mnie samego. – powiedział Hrabia.

Hrabina spojrzała na niego przez łzy i wyszła w biegu. Witold w tym czasie nadal stał na swoim miejscu i nic nie mówił, tylko słuchał. Hrabia zaś wstał z fotela i wziął Witolda za rękę jak najlepszego przyjaciela.

   – Mój drogi. Nie chciałem byś mi zabierał Zuzannę, lecz teraz proszę zabierz ją daleko stąd i przywieź mi ją w odwiedziny, kiedy będzie już nosić koronę, by nikt nie mógł już spojrzeć na nią z góry. – powiedział Hrabia. 

   – Wuju! Tak zrobię, jeszcze dziś wszyscy się o tym dowiedzą! – poprzysiągł Witold.

   – Cóż mam zrobić teraz? – zapytał Hrabia.

   – Wuju, cóż mam ci powiedzieć? Być może daj swej żonie do zrozumienia, że jest kochana, ale daj jej też czas do opamiętania. – powiedział Witold.

Hrabia spojrzał na niego i uśmiechnął się. 

   – Czyż to mówi mój bratanek czy już przyszły król? – rzekł.

   – To dzięki tobie wuju nabrałem roztropności i mądrości. – odparł Witold.

   – Z pewnością. – zaśmiał się Hrabia. – Szykuj się mój drogi. Wkrótce będziemy witać gości.

Hrabia próbował się uśmiechnąć. Ścisnął dłoń bratanka, opuścił komnatę Witolda i udał się do swojej. 

img_20191111_021052_01~35250239847722440118..jpg