Nastał kolejny dzień. Słońce śmiało wychyliło się zza chmur, a jego promienie padały wprost na miejscową gospodę. Ogłuszający śpiew koguta obudził Antoniego. Otworzył on oczy i patrzył przez chwilę w zaślepiający blask poranka. Zaraz jednak poderwał się do góry. Przypomniał sobie, że przecież dostał pracę i nie może jej teraz stracić. Założył prędko ubranie, po czym zbiegł na dół do karczmy. Zapłacił za sowite śniadanie, a przy okazji wypytał się o szewca i golibrodę. Kiedy najadł się, to ruszył w drogę. Golibroda był niedaleko gospody. Nie zbyt chętnie przyjął młodego klienta. Jednak szybko zmienił nastawienie, kiedy za strzyżenie dostał złotą monetę. Antoni zabawił krótką chwilę na fotelu golarza, a gdy ten skończył pracę, to bardzo mu podziękował. Zajrzał jeszcze do szewca, ale ten wziął tylko miarę i kazał przyjść następnego dnia rano. Tak, więc ruszył młodzieniec w kierunku pięknego domu, w którym dostał pracę. Przeszedł kilka krętych uliczek, kiedy nagle przypomniał sobie o czymś ważnym. Nie kupił sobie nowego ubrania. Choć to drobnostka, to bardzo się nią przejął. Jego dobrodziejka prosiła, żeby dobrze się ubrał, a on zapomniał… Nawet nikogo nie spytał, gdzie mógłby kupić koszule i spodnie…? A teraz nie wiedział, czy ma iść w lewo, czy w prawo…? Postanowił w końcu, że pójdzie do pani Amelii tak jak stoi. Zapewne taka dobra kobieta nie pogniewa się o taką drobną rzecz, a być może jeszcze pomoże.

I poszedł. Nie minęło wiele czasu, gdy znalazł się pod wielkim domem. Stanął przed nim na chwilę i przypatrywał się. Podziwiał jego piękno. Nie trwało to długo. Podbiegł zaraz do drzwi i pociągnął za sznurek od dzwoneczka. Tym razem drzwi otworzyła mu młoda pokojówka. Kiedy Antoni zobaczył ją, to zaniemówił. Przez chwilę nie był pewny kto przed nim stoi… Czy pokojówka? Czy anioł? Dziewczyna z początku nie zwróciła uwagi na jego zachowanie i po prostu zapytała:

Czy w czymś panu pomóc?

Po krótkiej chwili zauważyła, jednak maślane spojrzenie młodzieńca. Zawstydziła się, a kiedy spojrzała na jego dziurawe spodnie i pogniecioną koszulę, to zachichotała. Dopiero wtedy Antoni wrócił z obłoków na ziemię. Cały się zaczerwienił. Pokojówka zobaczyła zmieszanie przybysza, dlatego uspokoiła się i ponownie zapytała:

Czy w czymś panu pomóc?

Tak… – odpowiedział zawstydzony.

Przyszedłem do pani Amelii. Wczoraj pozwoliła mi u siebie pracować… – dodał.

Pokojówka zastanowiła się chwilę, a potem zaprosiła gościa do środka. Zaprowadziła go do salonu i prosiła, by zaczekał. Stanął, więc na środku przestronnego pokoju i czekał, jakby na skazanie. Wstyd mu było, że przyszedł tak ubrany. Po kilku minutach w salonie zjawiła się pani Amelia. Antoni ukłonił się i od razu zaczął przepraszać za swój strój. Starsza pani popatrzyła ze zdziwieniem na młodzieńca, a potem roześmiała się.

Mój drogi! – powiedziała ciepło – Niczym się nie przejmuj. To tylko ubranie. Wydaje mi się, że w środku nie jesteś taki odrażający, więc nie martw się już.

Pani Amelia uśmiechnęła się serdecznie do młodzieńca, a potem jeszcze dodała:

Antosiu nie stój tak! Tylko chodź! Pójdziemy na spacer.

Starsza pani cały czas uśmiechała się do swojego gościa. On jednak nie wiedział o co chodzi. Według prośby udał się za panią domu do wyjścia. Szedł tak ze zwieszoną głową. Cały czas martwił się swoim ubraniem, a raczej brakiem nowego. Nie wiedział dokąd idą, ale też nie zapytał. Bał się odezwać. Sam nie był pewny, dlaczego milczy…? W końcu pani Amelia była bardzo miła i w czasie drogi uprzejmie go zagadywała. Minęli kilka ulic, kościół oraz bibliotekę, aż znaleźli się pod dużym salonem z wielką witryną. Weszli do środka, a gdy tylko kobieta pokazała się sprzedawcy, to ten od razu zaczął kłaniać się jej do pasa.

Panie Ambroży! Mam do pana ważną sprawę! – powiedziała staruszka.

Służę pomocą, droga pani! – odpowiedział sklepikarz.

Czy widzisz tego młodzieńca? – zapytała.

Pan Ambroży spojrzał na Antoniego. Przyjrzał mu się i kiwnął głową na potwierdzenie.

Ten młody człowiek zaczyna dziś u mnie pracę. Chciałabym, abyś wyposażył go odpowiednio w koszulę i spodnie do pracy. – powiedziała stanowczo pani Amelia, a potem dodała –  Niech znajdzie pan dla niego również odświętne ubranie. 

Antoni spojrzał niepewnie na dobrodziejkę. Zastanawiał się, po co mu do pracy takie ubranie…? Za nim zdążył o to zapytać, to staruszka sama się wytłumaczyła:

Każdy kto u mnie pracuje ma również pewne obowiązki. W tym też niedzielną mszę.

Młodzieniec był bardzo zdziwiony tymi słowami. W sierocińcu nikt nie kazał mu tego robić. Nawet za bardzo nie wiedział po co to jest… Dzieciństwo upłynęło mu na wykonywaniu obowiązków i nauce. Niedaleko był kościół, nawet widział przez zakratowane okienko ludzi, którzy tam wchodzili. Ale nikt mu nie wytłumaczył po co ci ludzie tam chodzą. Nic, jednak nie powiedział. Pan Ambroży zawołał go właśnie za kotarę. Znalazł dla niego odpowiednie ubranie, a nawet jego nadmiar. Poszedł, więc i przymierzał ubranie za ubraniem. Próbował sobie przypomnieć coś o kościele, ale miał pustkę w głowie. Przymierzył spodnie, koszule… Dostał także szelki i kamizelki. Pan sklepikarz wystroił go do pracy jak na festyn. A potem poszedł poszukać jeszcze ładniejszych ubrań. Antoni został na chwilę sam z panią Amelią, która podziwiała jego przystojny wygląd.

Pani Amelio… – wyszeptał niepewnie w stronę kobiety.

Słucham cię Antosiu. Czy coś się stało? – zapytała. Staruszka zauważyła zmartwienie na twarzy młodzieńca.

Tak… To znaczy nie… – jąkał.

Kobieta patrzyła z co raz większym przejęciem, aż w końcu ten wykrztusił:

Po co chodzi się do kościoła? 

Pani Amelia spojrzała ze zdziwieniem na młodego mężczyznę. Nie była pewna czy dobrze usłyszała… Poprosiła, by powtórzył. A gdy usłyszała to samo, to nie wiedziała co ma powiedzieć. Była zszokowana. Z wrażenia opadła na stojące obok niej krzesło. Milczała tak chwilę. Ciszę przerwał jednak pan Ambroży.

Znalazłem! – niemal wykrzyczał.

Znalazłem wspaniały strój! Najlepszy! – wołał głośno.

Ponownie zaprosił młodzieńca za kotarę. Sprawnie pomógł mu się rozebrać i założyć odświętne ubranie. Kiedy przymierzył wszystko, to znów wyszedł zza kotary. Starsza pani poprosił sklepikarza, aby zapakował jej wszystkie wybrane rzeczy. Potem podziękowała i wyszła wraz z młodzieńcem. Szli z powrotem do willi w ciszy. Antoniemu było co raz bardziej wstyd. Był już dorosły, a nic nie wiedział o świecie. Smutno mu było, że z jego powodu pani dobrodziejka tak się zmartwiła. Szedł obok niej, ale tak, że prawie za nią. Kiedy w końcu znaleźli się z powrotem w domu starszej pani, to ta poprosiła go do siebie, do salonu. Usiadła na miękkiej sofie, po czym zawołała lokaja. Gdy ten przyszedł odebrał pakunki od gościa. Zaprowadził go do małej garderoby. Tam też Antoni przebrał się i zaraz wrócił do salonu. Za pozwoleniem usiadł obok staruszki.

Czy ty naprawdę nie wiesz, po co chodzi się do kościoła? – zapytała.

Nie wiem, pani dobrodziejko… – odpowiedział zasmucony.

Pani Amelia patrzyła dalej z niedowierzaniem. W końcu zauważyła coś na szyi młodzieńca i znów zapytała:

A ten krzyż? Ten na twojej szyi. Nie wiesz do czego on jest?

Wiem, pani Amelio. – odpowiedział.

To znak Boga. To jedyna pamiątka po moich rodzicach. – dodał.

Pani Amelia chciała coś powiedzieć. Antoni jednak mówił dalej:

Pamiętam moją mamę i to co mi powiedziała o Bogu. Byłem mały i nie zdążyła powiedzieć mi wszystkiego. Tylko tyle, że Bóg to dobry Ojciec i On mi zawsze pomoże. Dała mi ten krzyż jako mój ratunek… – głos zaczął mu drżeć, a łzy napłynęły mu do oczu na wspomnienie o matce, ale mówił dalej – Nauczyła mnie też pozdrowienia… Szczęść Boże…! 

Młody mężczyzna zaczął płakać. Schował twarz w dłoniach, by pani Amelia nie widziała jego łez. Zrobiło jej się żal chłopca. Pogładziła go po ramieniu. Podała chustkę do nosa i po cichu zapytała go:

To piękne co powiedziała ci mama. Ale nie powiedziała ci, że Bóg mieszka właśnie w kościele?

Antoni otarł łzy, wytarł nos i spojrzał na staruszkę. Pokręcił głową, a zaraz potem dodał:

– Nie pamiętam więcej mamy… Tylko tyle i jej uśmiechniętą buzię… 

Znów począł łkać. Na prośbę starszej pani lokaj przygotował herbatę, ciastka i zapas chustek.

W sierocińcu… – zaczął znów mówić – Powiedzieli, że mama i tata zginęli. W czasie ulewy… Ich wóz wpadł do rzeki. Ja byłem wtedy u ciotki, ale ona mnie nie chciała… Oddała mnie do sierocińca, a wraz ze mną podrzuciła dwie sakiewki. Jedną na moje utrzymanie, a drugą na początek w życiu… – łzy dalej płynęły po jego policzku, lecz nie milknął – Obok sierocińca był kościół, ale gdy pytałem co tam jest, to nie odpowiadali… Tylko raz kucharka powiedziała, że mnie to już nie dotyczy… 

Pani Amelia wzruszyła się bardzo. Nie mogła uwierzyć, że uśmiechnięty młodzieniec, którego poznała, doznał takiej krzywdy. Nie wytrzymała w końcu i sama sięgnęła po chustkę. Zaraz też przysunęła się jeszcze bardziej do zapłakanego chłopca i objęła go. Nie mogła pojąć, że ktoś mógł tak go skrzywdzić. I nie miała na myśli śmierci rodziców, lecz to co mu powiedzieli w sierocińcu. Przecież dla opuszczonego dziecka. Tam! W tym kościele! Jest nadzieja i siła. A ktoś mu jej odmówił, a wręcz wyrwał to z niego. Starsza pani próbowała powstrzymać wzruszenie, aż w końcu po cichu powiedziała:

To cię dotyczy. On! Bóg cię dotyczy! On jest dla ciebie… – mówiła powstrzymując łzy – Ten Bóg, który jest w twoim krzyżyku i w kościele… To ten sam… I ciebie… Dotyczy najbardziej. 

Kiedy Antoni usłyszał te słowa, uspokoił się. Łzy jakby same się zatrzymały. Spojrzał na mokrą twarz pani Amelii i powiedział:

Dziękuję.

Zaraz też ucałował dłoń kobiety i z lekkim uśmiechem zapytał:

– Czy nalać pani herbaty? 

Jak na rozkaz staruszka otarła łzy i widząc uśmiech na twarzy młodzieńca też się uśmiechnęła. Przytaknęła twierdzącą na jego pytanie, a potem żartobliwie dodała:

– To mi zapewniłeś rozrywkę na cały dzień. 

Antoni uśmiechnął się i odpowiedział:

– Tak, wiem. Sobie także. 

Oboje dalej już nic nie mówili. Zajęli się herbatą i ciastkami. Trwali tak przez jakiś czas. Zbliżyło się jednak południe i lokaj zaprosił ich oboje do jadalni na obiad. Młodzieniec nie chciał iść. Zaczął tłumaczyć, że miał iść do pracy, do stajni, lecz nie mógł przekonać pani Amelii, by ta zmieniła zdanie. Nakazała mu usiąść do stołu i zjeść wraz nią. Kiedy zauważył, że i tak nie ma wyjścia, to usiadł posłusznie przy stole.

– Mój drogi! Pracą zajmiesz się po posiłku. – powiedziała kobieta. – Teraz natomiast musisz nabrać sił. Zmęczyły mnie te łzy i myślę, że ciebie jeszcze bardziej. 

Jednak na to już nic nie odpowiedział. Jego dobrodziejka miała rację. Te łzy bardzo go umęczyły, ale też i pocieszyły. Ktoś w końcu mu wytłumaczył, to czego nie wiedział od dzieciństwa. Starsza pani dodała mu sił swoimi słowami. I poczuł, że nie jest sam. Kiedy wreszcie podano obiad, to ucieszył się jeszcze bardziej. Takiego obiadu jeszcze nikt mu nie przygotował. Złapał łyżkę i zgłodniały prawie rzucił się na talerz zupy zacierkowej. Chciał dokładkę, lecz po chwili lokaj przyniósł mu drugie danie. Pełny talerz pyz i pieczone udka gęsi! Do tego jeszcze kubek miodu!

To naprawdę dla mnie…? – zapytał wzruszony.

Tyle jedzenia! Nawet w karczmie, nie było tyle i to takiego! – wykrzyczał.

Pani Amelia w tym czasie jeszcze nie skończyła jeść zupy. Jednak bardzo chętnie przyglądała się Antoniemu. Jeszcze żadne dziecko z sierocińca, tak jej nie wzruszyło.

Antosiu. – powiedziała.

Tak? – zapytał.

Chętnie ci pokażę. – odpowiedziała.

Co takiego? – znów zapytał.

Gdzie mieszka Bóg. – odpowiedziała.