Witajcie Kochani!

Dziś chyba będzie krótko, chociaż od jakiegoś czasu każdy mój wpis nie jest jakoś specjalnie szerokim opisem. W każdym razie chcę się podzielić z Wami taką moją dzisiejszą refleksją.

Bez względu na to, czy czuje się dobrze, czy źle, to ogromną siłą i pocieszeniem są dla mnie zawsze pieśni uwielbienia. Nie wiem, czy może zauważyliście też to w swoim życiu, że dobre rzeczy przepełnione miłością, radością, szczęściem dają dokładnie to samo osobie, która się z nimi styka, która to widzi, słyszy, czy ich doświadcza. Tak samo jest z rzeczami przepełnionymi złością, nienawiścią, grozą, strachem itd. Jest to jeden z powodów, dla których od kilku lat nie oglądam dreszczowców ani horrorów. Na co dzień chcę się karmić dobrem. Dosłownie chcę się nim karmić. Wiem, że z pewnością część z Was się z tym nie zgodzi, ale patrząc na swoje doświadczenia, jestem przekonana, że oglądanie pewnych filmów czy słuchanie pewnych piosenek, właśnie przepełnionych strachem, demonizmem itd., otwiera ludzkie serce na działanie szatana. Być może ktoś, kto tego nie doświadczył, tak nie uważa, a może ktoś inny ma po prosty inne zdanie. Szanuję to. A to są po prostu moje doświadczenia i spostrzeżenia. Wróćmy jednak do głównego tematu, jak zwykle trochę od niego odbiegłam 🙂 😉 Uwielbienie Boga, czy to na modlitwie, w kościele, czy w prostym słuchaniu pieśni uwielbienia jest dla mnie czymś wyjątkowym. W uwielbieniu przychodzi siła, radość, moc, wytrwałość, łaska. Nie zawsze objawia się to w wielkich emocjach. Nie zawsze czuję się przeszczęśliwa, gdy słucham takich pieśni, ale czuję pokój i bezpieczeństwo. Zmienia się też moje podejście do bliskich, jest w nim więcej miłości. Czy to z powodu wyjątkowości tych pieśni? Nie. Pieśni same w sobie nie są tak cudowne ani magiczne. Gdy uwielbiasz Boga, to On sprawia, że ta przestrzeń zostaje wypełniona łaską. Pieśni uwielbienia to wyjątkowe narzędzie.

Zostawiam Wam poniżej dwie moje ulubione 🙂

Dziękuję Wam, że jesteście! ❤ Modlę się za Was! 🙂

Pozdrawiam

Kmacisia ❤