Na ulicach miasta wrzał spory ruch. Kasia była spóźniona już na spotkanie. Szła pośpiesznie obok starych kamienic, minęła tunel i w końcu stanęła na wprost staromodnej bramy, na której wisiał ogromny plakat z logiem klubu, do którego spieszyła. Minęła bramę, weszła na podwórko i przekroczyła próg szklanych drzwi. Od razu zauważyła wysoki, zaokrąglony blat, który służył za recepcję, tuż obok znajdowały się proste krzesła – poczekalnia. Katarzyna rozejrzała się dookoła, nie było tam jednak nikogo. Recepcja była pusta. Z korytarza, który prowadził w głąb, słyszała jedynie, odgłosy odbywającego się właśnie treningu. Pohukiwania, wzdychanie, głośne upadki na parkiet i stłumione uderzenia w worki treningowe, przyprawiły ją o ciarki. Nie przepadała za przemocą, wręcz jej nie cierpiała, jednak sztuki walki, jako sport były dla niej wysoce interesujące. W końcu usłyszała kroki, które zmierzały wprost do niej.

– Witam! W czym mogę pomóc? – zapytał uprzejmie mężczyzna średniego wzrostu.

Można było sądzić, że to właściciel klubu, a zarazem trener. Nie miał na sobie koszulki, a ogrom tatuaży na klatce piersiowej i spływający pot, rzucały się w oczy.

– Witam! – uśmiechnęła się i podała prędko dłoń na przywitanie – Byłam umówiona na spotkanie z panem Damianem Drozdem.

– Oczywiście! – odparł radośnie mężczyzna – To ja. Zapraszam!

Szarmancko wskazał ręką na swój gabinet i oboje weszli do środka.

– Kawy, herbaty, wody? – zapytał.

– Chętnie. Kawę. – odparła z lekkim uśmieszkiem.

Nie sądziła, że to spotkanie będzie ją kosztowało tyle stresu. Co prawda sama zaproponowała współpracę, ale i tak była poddenerwowana.

– Przepraszam za brak odpowiedniego stroju, akurat trwa trening. Kolega nie mógł mnie zastąpić. – powiedział właściciel klubu.

– Żaden problem. W końcu to klub sportowy. W innym przypadku byłabym zawiedziona. – odparła z uśmiechem dziewczyna.

Wymienili się porozumiewawczymi uśmiechami i oboje usiedli. Przez chwilę trwała cisza. Kasia próbowała złapać łyk gorącej kawy, a Damian starał się znaleźć ciekawy temat do rozmowy. Nie wiedział, od czego zacząć. Jego uroczy gość pojawił się niemalże znikąd.

– Powiem szczerze, że jestem zaskoczony. – zaczął.

– Tak? Czym takim? – zapytała zdziwiona.

– Rozumie pani… Zadzwoniła pani do mnie z propozycją wsparcia klubu, chociaż nigdy wcześniej pani nie poznałem. Rozumie pani… Miewamy tu sponsorów, ale zwykle sezonowo. – odparł.

– No tak. Rozumiem. Nie było okazji, by panu to przybliżyć. – odparła.

– Mogę spytać, czemu wybrała pani akurat nasz klub? – zapytał.

– Cóż.. Mówiąc otwarcie, to obserwuje pana na Facebooku oraz Instagramie. Widzę, jak pan dba i stara się o dobro dzieci i młodzieży, które są pod pana pieczą. Poza tym pochodzę stąd i jestem silnie związana z tym miastem. – odpowiedziała.

– Doprawdy? Nie kojarzę pani. – dodał mężczyzna.

– Wyprowadziłam się stąd 2 lata temu. Sprawy rodzinne. Jednak udało mi się osiągnąć pewien sukces. Wydałam kilka książek, które przynoszą mi dość spory zysk. Chcę się tym z kimś podzielić, wspomóc kogoś. Pomyślałam, że mogłabym wspierać, przynajmniej póki będę mogła, jakąś instytucję, chociażby ten klub. – powiedziała.

– Wow! Rozumiem. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Jest pani taka młoda i wychodzi pani na przód z takimi inicjatywami. – powiedział zdumiony.

– Wiem, jak ważne jest wspieranie i zaangażowanie w życie młodych ludzi. – odparła.

– Przepraszam, że tak od razu zapytam, ale o jakiej kwocie wsparcia mówimy. – zapytał niepewnie.

– Myślę, że na ten moment, to 10 tysięcy miesięcznie. Przynajmniej przez najbliższe pół roku. Z pewnością nie jest to jakaś kolosalna suma, ale chętnie będę ją przekazywać. – powiedziała Kasia.

Przez moment zaczęła wątpić, czy jej wizyta w tym miejscu ma w ogóle jakiś sens. W końcu sponsorzy wychodzą naprzeciw takich klubów z dużo większymi sumami.

– Nie wiem co powiedzieć. – powiedział zdumiony mężczyzna.

– Rozumiem, że to nie dużo… – dodała niepewnie.

– Skąd! Potrzebujemy każdego wsparcia finansowego. Sprzęt, wyjazdy, organizacja spotkań klubowych, to wszystko kosztuje. Pani propozycja naprawdę, by nam pomogła.

– Bardzo się cieszę. – powiedziała z ulgą Kasia.

– Czy możemy mówić sobie po imieniu? – zapytał.

– Tak! Oczywiście! Kasia! – powiedziała z radością.

– Damian. – odparł mężczyzna.

Podali sobie dłonie i ponownie usiedli w fotelach. Zaduma i radość trwała w ciszy przez chwilę. Kasia powoli dopijała swoją kawę, a Damian szukał czegoś w dokumentach.

– Mam! Znalazłem! – powiedział triumfalnie.

Kasia popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Trzymał w dłoni plik jakiś dokumentów i zdjęć.

– Spójrz! – podał jej ów plik.

– Co to takiego? – zapytała.

– To moi najlepsi zawodnicy. Pokładam w nich ogromne nadzieje. Do tej pory wszystkie spotkania były lokalne i odbywały się tylko w klubie. Teraz mogliby sięgnąć wyżej. – powiedział rozradowany.

– Oczywiście. Boks, kick-boxing, kalistenika… – czytała.

– Cóż chciałbym część pieniędzy zainwestować w klub, a część w jednego zawodnika. – odparł.

– Masz kogoś konkretnego na myśli? – zapytała zaciekawiona.

– Tak. Chłopak trenuje u nas już dwa lata. Brał udział w kilku spotkaniach, ale nie miały one większego znaczenia dla jego kariery.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

– Proszę! – odparł głośno Damian.

– Miałem wpaść na chwilę. – odpowiedział wesołkowato młody mężczyzna.

Znała go, uczęszczali dawniej do jednej klasy. Nie byli przyjaciółmi, raczej byli sobie obojętni. Wyrósł na wysokiego, dobrze zbudowanego i przystojnego mężczyznę. Pot spływał mu z czarnych włosów na przymrużone jak zawsze oczy. Czyżby to on miałby być tym zdolnym zawodnikiem bez wsparcia?

– Kasia? – zapytał zdziwiony, gdy tylko ją zobaczył.

– O! Znacie się! Super, to już pójdzie z górki. – powiedział zadowolony Damian.

– O nim mówiłeś? – zapytała w końcu.

– Nie, nie. Konrad ma pod opieką Wiktora. Trenuje go. Jest jego mentorem – powiedział Damian.

– No tak. A o co tu chodzi? – zapytał Konrad.

– Słuchaj! Kasia postanowiła, że zostanie jednym z naszych sponsorów. Chciałbym objąć wsparciem Wiktora. – odparł pośpiesznie.

– Jasne. Fajnie. – powiedział, jakby obojętnie Konrad.

– To co? Pokażesz naszej koleżance klub? – zapytał Damian.

Nie czekając na odpowiedź, wskazał Konradowi na drzwi. Wyszli wszyscy razem. Sam wrócił na trening, a Kasię zostawił z nieco niezadowolonym kolegą. Powoli szli korytarzem. Minęli kilka mniejszych sal, aż dotarli na największą. Na hali znajdowały się dwa niewielkie ringi, worki treningowe, ciężary, opony, skakanki, maty i inne sportowe sprzęty. Konrad bez aprobaty opowiadał o klubie i jego podopiecznych oraz celach klubu. W końcu jednak zapytał:

– Co cię do tego skłoniło?

– Pewna inwestycja przyniosła mi zysk i pomyślałam, że warto coś z tym zrobić. – odpowiedziała poważnie.

– Akurat! – powiedział śmiejąc się przy tym pod nosem.

– Naprawdę! Nie wierzysz? – zapytała rozczarowana zachowaniem kolegi.

– Nie no spoko. Jakoś mi nie pasujesz do osoby, która potrafi w coś inwestować i zyskać. – śmiał się jej prosto w twarz.

– Napisałam kilka książek. – odparła zażenowana.

– O czym? – zapytał dalej się śmiejąc.

– Bajki dla dzieci i romanse. – powiedziała dumnie Kasia.

– Nie mogę… I wspierasz klub sportowy, ale ty jesteś głupia. – drwił Konrad.

– Dobrze, że tobie intelektu nie brakuje.

Gdy tylko to powiedziała, od razu odwróciła się i wyszła z klubu. Konrad pozostał sam na sali i nie zupełnie rozumiał, czemu Kasia się obraziła. Chciał tylko pożartować. „Nic się nie zmieniła” – pomyślał. W szkole również obrażała się o byle co. Nic jej nie można było powiedzieć.

– Gdzie ona jest? – Damian pojawił się znikąd.

– Wyszła. – odparł Konrad.

– Ale jak? Chciałem z nią jeszcze pogadać. Co się stało? – zapytał zdenerwowany Damian.

– Nic. Zażartowałem i wyszła. – odparł swobodnie Konrad.

– Że co? Kurde! Sponsor sam się do nas zgłasza, a ty go płoszysz! Co my teraz zrobimy!? Powiedziałem Wiktorowi, że pojedzie na poważne spotkanie. Kurde!

– Przepraszam, no… Głupio wyszło… – odparł zmieszany Konrad.

– Zrób coś z tym. – powiedział stanowczo Damian

– Jasne. – odpowiedział zmieszany Konrad.

Został na sali sam. Potarł dłonią włosy i poszedł po swoje rzeczy. W szatni usiadł na niskiej ławce, oparł się plecami o zimną ścianę i spojrzał z niepokojem na szafki dla klubowiczów. Myślał chwilę i myślał. Po chwili wyciągnął telefon, odszukał Kasię na Facebooku i napisał do niej wiadomość:

„Sorki. Głupio wyszło… Spotkamy się?”

Dziewczyna wracała do motelu tą samą drogą, którą przyszła do klubu. Nie zatrzymywała się w domu u rodziny. Nie lubiła nikomu się tłumaczyć ze wszystkiego, co robiła w ciągu dnia. Była już nieopodal tunelu, który wcześniej mijała, gdy usłyszała znajomy dźwięk. Wyciągnęła telefon z czarnej torebki i otworzyła wiadomość. Przeczytała ją z niedowierzaniem. Stanęła na środku chodnika i wzięła głęboki oddech. Spojrzała przed siebie ze złością i odpisała skruszonemu koledze.

„Spoko. Będę jutro w klubie.”

Schowała telefon i ruszyła obojętnie przed siebie. Nie przeszła dwóch metrów, gdy telefon znów zabrzęczał.

„Super!”

Uśmiechnęła się do siebie i poszła dalej. Mijając kolejne budynki, postanowiła zajrzeć do sklepu. Lubiła przegryźć batonika, kiedy czytała książki wieczorami. Poza pisaniem kolejnych tekstów było to jej ulubione zajęcie. Mały sklepik nie wyróżniał się niczym szczególnym, może poza obfitą ilością alkoholi na półkach. Było go więcej niż upragnionych batoników, pomimo to, znalazła coś dla siebie. Pyszny, chrupki wafelek oblany czekoladą, już czuła jego idealny smak. Kiedy zapłaciła za zakupy, coś jej się przypomniało. Miała poszukać nowej książki. Nie wzięła żadnej ze sobą. Schowała batonik do torebki i wróciła na szlak prowadzący do klubu. W pamięci miała dużą księgarnię, która znajdowała się na tej ulicy. Zbliżała się siedemnasta, miała więc jeszcze godzinę, by pobuszować wśród książek. Minęła klub i weszła do księgarni. Oczarowana ilością książek, szukała tej jedynej, która dziś umili jej wieczór. W jej rękach lądowała książka za książką. W końcu znalazła tę upragnioną. Kochała romanse pisane przez Rodziewiczównę, dlatego też wybór padł na jej dzieło. „Dewajtis”, czytała już tę książkę, lecz zaginęła bez wieści, gdy pożyczyła ją siostrze. Dobry pretekst, by kupić nowy egzemplarz. Obejrzała go jeszcze raz z każdej strony, z zachwytem wciągnęła zapach nowej książki. Odwróciła się i ruszyła w stronę kasy. Nagle do księgarni wszedł Konrad. Udała, że go nie widzi i odwróciła się w innym kierunku. Ten i tak ją dostrzegł. Chłopak podszedł do niej, jakby ze zdziwieniem, że ją tu widzi.

– Co tu robisz? – zapytał.

– Przyszłam kupić książkę. – odpowiedziała jeszcze trochę obrażona.

– Piszesz książki i je czytasz?- próbował żartować.

– Nie. Czytam książki martwych autorów. – odparła sarkastycznie.

Konrad zmieszał się. Robił to od niechcenia, ale chciał być pewny, że Kasia wróci jutro do klubu.

– O patrz! Jesteś na okładce! – powiedział patrząc na książkę przy kasie.

Młoda dziewczyna, która zamierzała kupić tę książkę, odwróciła się nagle. Spojrzała z niedowierzaniem na Kasię i na książkę.

– O matko! To pani ją napisała? – dziewczyna pokazała na książkę.

– Tak. – odparła z lekkim uśmiechem Kasia.

– Jej! – pisnęła dziewczyna – Przeczytałam już jedną pani książkę! Jest niesamowita. Ta jest kolejna.

Dziewczyna tak bardzo się podekscytowała, że nie chciała oddać ekspedientce książki.

– Mogę ją skasować? – zapytała poirytowana zachowaniem dziewczyny kasjerka.

– Tak. Przepraszam! Oczywiście. – rzucała słowami dziewczyna.

Gdy tylko zapłaciła od razu podsunęła Kasi książkę do podpisania.

– Mogę autograf? – zapytała.

– Jasne! – odparła Kasia.

Poprosiła kasjerkę o zapachowy długopis i podpisała się na pierwszej stronie. Dziewczyna wyszła ze sklepu, ale cały czas odwracała się za siebie. Konrad zaś stał z boku i przypatrywał się temu niecodziennemu widowisku. Zrobiło mu się głupio z tego powodu, że wcześniej obraził koleżankę. Ta zapłaciła za książkę oraz długopis i wyszła z księgarni. Chłopak ruszył za nią.

– Nic nie kupiłeś. – zauważyła Kasia.

– Aaa… Zapomniałem po co przyszedłem. Taka dziwna sytuacja. – zaśmiał się.

– Tak to bywa, jak głupia pisarka spotyka głupiego czytelnika. – powiedziała ironicznie.

– Przeprosiłem. – zauważył Konrad.

– Musiałam się odgryźć. Zasłużyłeś sobie. – odparła z uśmiechem.

– Trochę tak. – uśmiechnął się.

Szli obok siebie przez chwilę w milczeniu. Chłodny wiatr zaczął dawać się im we znaki. Konrad zerkał na Kasię i zastanawiał się, czy użyczyć jej swojej bluzy.

– Późno jest… Odprowadzić cię? – zapytał badając teren.

– Nie, dzięki. Dam sobie radę. – odpowiedziała.

– Rodzinka zrobi ci zaraz wywiad. – zaśmiał się.

– Zatrzymałam się w motelu. Chyba nie będą o ciebie pytać. – odpowiedziała uśmiechem.

– To co…? Nie jest ci zimno? – zapytał idąc dalej obok niej.

– Jest w porządku. Dzięki. – odparła.

– Dokąd idziemy? – zapytał.

– Eh… Idę sama, ale dzięki. Do jutra. – odparła i skręciła obok tunelu.

Konrad został sam na ulicy. Poczuł się głupio. Spojrzał w kierunku Kasi, pomyślał chwilę i sięgnął po telefon. Znalazł w wiadomościach Damiana i napisał:

„Załatwione”

***

Dziewczyna zeszła po schodach do tunelu. Było w nim ciemno, ale szła bez strachu przed siebie, znała to miasto jak własną kieszeń. Wolnym krokiem przemierzała ten ciemny korytarz, ciągnął się przez jakieś 50 metrów, nad nim znajdowała się droga i tory. Idąc tak, Kasia zastanawiała się, czemu Konrad, tak nagle zainteresował się jej osobą. Z początku była na niego zła, dlatego że ją obraził i wyśmiał, ale potem, jakby żałował i było mu przykro. To było miłe, że chciał ją odprowadzić, ale lepiej dmuchać na zimne. Dobrze, że nie chciała, by ją odprowadził. Być może później śmiałby się z niej wraz z kolegami, kiedyś miał taki zwyczaj. Jeszcze w czasach szkolnych, kiedy któraś z dziewczyn była bliżej paczki chłopców, to od razu stawała się obiektem plotek i kpin. Ona wolała tego uniknąć. Teraz mijała ciemny tunel, a z oddali było już widać jasne wyjście. Ściany tunelu były pełne starych, ale i pięknych murali. Zdarzały się jednak i te, którym nie warto było poświęcać uwagi. Przy jednym z nich stanęła, by przez chwilę się nim zachwycić. Od razu dostrzegła zręczną rękę artysty. Mural Polski walczącej był naprawdę piękny, wręcz wzruszający. Patrzyła tak chwilę i nawet ją to wzruszyło. Poszła dalej. Od wygodnego łóżka w motelu dzieliły ją jeszcze dwie przecznice. Kolejne czerwone kamienice, fragmenty Starej Przędzalni, bary szybkiej obsługi. W końcu dotarła do miejsca odpoczynku.

– Dobry wieczór! – przywitał ją miło recepcjonista.

– Dobry wieczór! – odparła z uśmiechem.

– Jak minął pani dzień? – zapytał recepcjonista.

– Dobrze, dziękuję. – odpowiedziała.

Po odebraniu klucza, od razu weszła do windy. Jej pokój znajdował się na drugim piętrze. Przestronna sypialnia, mały salon i duża łazienka. Całość utrzymana w kolorze rdzawej czerwieni oraz jasnej szarości. Całkiem gustowny wystrój, szczególnie dla osoby, która przepada za stylem retro. Kasia rozejrzała się po pokoju z uśmiechem, wzrokiem szukała swojej walizki. Przyjechała do rodzinnego miasta na zaledwie dwa tygodnie. Postanowiła w tym czasie załatwić jak najwięcej spraw – odwiedzić rodzinę, dopiąć sprawę klubu sportowego i zareklamować książkę w kolejnym mieście. Wydawnictwo chętnie organizowało dla niej spotkania autorskie w większych miastach, jednak to nie było zbyt duże. Mimo to przekonała wydawcę. Dar przekonywania ułatwiał jej życie, choć odkryła go w sobie całkiem nie dawno. Wreszcie dopatrzyła się, gdzie leży walizka. Przyciągnęła ją do szafy z lustrem i zaczęła wieszać ubrania. Przy okazji zastanawiała się, w co ubierze się jutro. Pomimo letniej pogody sukienka dziś się nie sprawdziła, nie wszyscy potraktowali ją poważnie. Może jutro spodnie i żakiet? Jednak, gdyby był upał, to się zgrzeje. Sukienka jest uniwersalna. Dobrze się w niej czuje, świetnie w niej wygląda i sprawdzi się, jeżeli temperatura mocno podskoczy. Trwało to dobrych kilka minut, ale w końcu jej rzeczy wylądowały na wieszakach. Była już w pokoju, powiesiła ubrania, kupiła książkę i pyszny batonik, czegoś jeszcze jej brakowało. Postanowiła, że zejdzie do recepcji i zamówi herbatę.

W budynku hotelu znajdowała się kawiarnia z małą gastronomią, niby nic wielkiego, ale bardzo ją to ucieszyło. Zerknęła w menu, a oczy zabłysły jej jak iskierki. Wiedziała już, czego jej tak brakowało.

– Czy mogę przyjąć zamówienie? – zapytał wysoki kelner z błękitnymi oczami.

Popatrzyła na niego lekko onieśmielona i odpowiedziała:

– Tak… Poprosiłabym sałatkę z kurczakiem, lody z malinami i herbatę z cytryną.

Kelner uśmiechnął się do niej i zapytał:

– Na miejscu?

– Do pokoju, jeśli można? – odpowiedziała pytaniem.

– Tak, oczywiście. Który pokój? – przytaknął kelner.

– 38, na drugim piętrze. – odparła.

– Do 30 minut. – powiedział, jakby zadowolony z siebie chłopak.

– Nie śpieszy mi się. Dziękuję. – powiedziała.

Zapłaciła za zamówienie i wróciła do siebie na górę. Przed planowaną kolacją wciągnęła jeszcze batonik i poszła pod prysznic. Dość zimna woda była bardzo orzeźwiająca. Po takiej kąpieli szybko wytarła się ręcznikiem i zawinęła szlafrokiem. Wysuszyła włosy, a potem wskoczyła do łóżka. Po całym ciele przechodziły ją ciarki z zimna, ale po całym dniu w ruchu, taki prysznic umilił jej wieczór. Owinięta szlafrokiem i puchową kołdrą, złapała za nową książkę. Otworzyła na pierwszej stronie i wciągnęła zapach nowej książki, bardzo go lubiła.

„Słońce zachodziło za gaj dębowy, wtulony w widły Subissy i Ejni, w starym cichym kraju świętych dębów, węży i bursztynów…” – czytała.

Strona za stroną, dosłownie zjadała tę książkę. Tak się wciągnęła, że aż dygnęła ze strachu, kiedy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.

– Obsługa! – usłyszała głos kelnera zza drzwi.

Otworzyła i wpuściła kelnera do środka. Ten postawił tacę z kolacją na stoliku w salonie.

– Dziękuję. – powiedziała do niego z uśmiechem i wręczyła 10 złotych napiwku.

Kelner uśmiechnął się szeroko i odparł:

– Miłego wieczoru. – po czym wyszedł.

Kasia zabrała tacę, którą przed chwilą przyniósł błękitnooki do sypialni i postawiła ją na nocnej szafce, tuż obok łóżka. Kurczak dobrze spieczony parował z gorąca, lody natomiast powoli się rozpuszczały z powodu gorących malin, które były razem z nimi w pucharku. Dziewczyna wskoczyła na łóżko i złapała za sałatkę z kurczakiem. Jadła ją szybko, jakby wcześniej nie jadła nic tak dobrego. W międzyczasie czytała również książkę, położyła telefon na górnej części książki, by ta się nie zamknęła. Piękna, urzekająca historia, którą czytała była równie smaczna, jak jej kolacja. Gdy skończyła jeść, nalała sobie do filiżanki herbatę z imbryczka. Teraz na przemian piła herbatę i jadła deser malinowy. I tak minął jej cały wieczór. Dochodziła godzina 22, a oczy powoli same jej się zamykały. Odłożyła książkę, choć była tak blisko końca. Wyciągnęła spod szlafroka srebrny medalik z wizerunkiem Matki Bożej, ucałowała go, zrobiła znak krzyża i położyła się spać.

***

Nastał kolejny dzień. Słońce przyjemnie wdzierało się przez odsłonięte zasłony w oknach. Niczym ranny ptaszek Kasia wstała o 6 rano, koniecznie chciała zrobić jak najwięcej w ciągu dnia. Pobudka wyglądała jak zawsze, może tylko poza budzikiem, dziś obudziła się, za nim ten zadzwonił. Przeżegnała się, uśmiechnęła i powiedziała:

– Jezu dziękuję! Jezu ufam Tobie!

Wstała z łóżka i poszła wziąć prysznic, tym razem gorący. Po kilku minutach zastanawiała się, co dziś na siebie włoży. Proste spodnie i żakiet wciąż ją kusiły, jednak urokliwe słońce i zwiewna sukienka wygrały. Ubrała się w sukienkę bez ramion, do kolan, w kolorze pudrowego różu. Do tego uplotła warkocza francuskiego i zrobiła sobie delikatny makijaż, taki, aby tylko podkreślić oko i zarys twarzy. Gdy już skończyła się stroić, zeszła na śniadanie do kawiarenki na dole.

– Dzień dobry! – przywitał ją ten sam uroczy kelner.

– Dzień dobry! – odpowiedziała z miłym uśmiechem.

– Coś dla pani? – zapytał podsuwając jej menu.

Rozejrzała się po witrynie i bez większej aprobaty zajrzała w kartę. Z początku beznamiętnie czytała przekąski z karty. Leniwym wzrokiem dotarła w końcu do śniadań, na pierwszej pozycji znajdowały się tosty z serem, szynką i pieczarkami. Na jej twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia. Szukała jednak dalej, aż dotarła do deserów, a drobny uśmieszek zamienił się w promienny uśmiech. Błękitnooki kelner, jakby czytał jej w myślach, podszedł do stolika i zapytał:

– Co dla pani?

– Tosty i gofry. – odparła grzecznie.

– Gofry z dodatkami? – zapytał kelner.

– Tak, chętnie. – zerknęła jeszcze raz w menu. – Z sosem malinowym. – dodała.

– Czy może coś do picia? – dopytywał.

Zupełnie, jakby wiedział, że to nie koniec.

– To może latte. – odpowiedziała.

– Oczywiście. – odparł i odszedł.

W oczekiwaniu na śniadanie wyciągnęła książkę z torebki i zaczęła czytać. Ostatnich 15 stron poszło szybko, dosłownie, jakby minęła krótka chwila. Wystarczyła jednak, by doczekać się śniadania. Najpierw kawa, potem tosty, a na końcu gofry. Zjadła wszystko z największą przyjemnością. Zostawiła pieniądze na stoliku, podziękowała i wyszła. Tyle planów krążyło jej po głowie. Postanowiła zacząć od czegoś prostego, spacer po okolicy. Nie było jej tu tyle czasu, że nie darowałaby sobie, gdyby nie rozejrzała się po swoich ulubionych trasach spacerowych. Chadzała na spacery szczególnie wieczorową porą, było wtedy tak romantycznie. Fontanny, światła i lampy rozświetlające mrok. Przyjemny dreszczyk emocji. Szła ulicą, mijając te same budynki. Deptak, do którego zmierzała, był pusty. Było zbyt wcześnie, by kręcili się po nim ludzie. Tym bardziej spacer stał się przyjemniejszy. Zapach rosy unosił się w powietrzu, gdzieniegdzie można było ją jeszcze dostrzec na liściach kwiatów, które były ustawione w podłużnych donicach na całym deptaku. Wdychała ten zapach pełną piersią i rozkoszowała się widokiem zielonych liści, błękitu nieba i znanych jej okolic. Idąc przez deptak, szukała zmian, które mogły zajść przez ostatnie dwa lata, ale nie było ich zbyt wiele. Mijała kolejne uliczki, wszystkiemu bacznie się przyglądała. Minęła ogromny, strzelisty, czerwony kościół, do którego miała ogromny sentyment. Zatrzymała się na chwilę, spojrzała na niego z czułością i zrobiła znak krzyża. Idący z naprzeciwka starszy mężczyzna, widząc to, ukłonił jej się. Odpowiedziała mu szczerym uśmiechem i poszła dalej. Naprzeciwko kościoła znajdował się duży plac z fontanną, ławeczkami i ogromem trawników, lamp i klonów. Na jego obrzeżach znajdował się dodatkowo ratusz, dom kultury, szkoła i przedszkole. Spoglądała na to wszystko z ogromnym sentymentem. Czas mijał tak bardzo powoli. Nagle stanęła. Zauważyła, że jej ulubiona, tutejsza kawiarnia jest już otwarta. Ze smakiem przyglądała się dawno niewidzianym wnętrzom.

– Dzień dobry! – powiedziała.

– Dzień dobry! – odpowiedziała bez zainteresowania kelnerka.

Stanęła przy ladzie i niczym małe dziecko przyglądała się witrynom z ciastami oraz lodami.

– Coś podać? – zapytała kelnerka.

– Tak. Włoskiego loda, raz. – odpowiedziała.

– Jaki smak? – zapytała raz jeszcze niezadowolona z braku informacji dziewczyna.

– Czekoladowo-śmietankowy. – odpowiedziała Kasia.

Nie zwracała uwagi na niezadowolenie kelnerki. Zapłaciła, wzięła do ręki loda i wyszła. Postanowiła, że zrobi sobie przystanek na jednej z tutejszych ławeczek. Usiadła przy fontannie, jadła zimny deser i cieszyła się chłodną bryzą z fontanny. W pewnej chwili usłyszała świst szybko jadącego roweru, jakiś chłopak pędził jak oszalały. Zaciekawiona wstała i odwróciła się, by dojrzeć zza rosnących dookoła fontanny krzewów, owego szaleńca rowerowego. Chłopak pędził, gdy próbował skręcić obok fontanny, zauważył dziewczynę i zerknął na nią, dosłownie przez sekundę. Ta sekunda kosztowała go, jednak bolesną urazę na dumie i upadek z rowerem, prosto w rosnące tam krzewy. Kasia podskoczyła zaniepokojona i podbiegła do wystającego z krzaków ciała osiłka.

– Hej! W porządku? – zawołała głośno.

W odpowiedzi usłyszała tylko jęki i pomrukiwania. Złapała chłopaka za ramię, próbując przy tym pomóc mu wstać.

– Cały jesteś? – zapytała jeszcze raz.

– Tak… – odpowiedział ozięble jegomość.

Nieuważny osobnik wychylił się wreszcie z gęstwiny i zaczął przeklinać. To był Konrad.

– Co ty tu robisz? – zapytał z ogromną pretensją.

– Podziwiam widoki. – odparła równie ozięble.

– Ty już nie masz co robić, tylko wypadki powodujesz? – ciągnął dalej.

– Ja? To nie moja wina, że nie potrafisz, jeździć na rowerze. – odpowiedziała tym samym tonem.

– Weź! Wychyliłaś, a ja myślałem, że to jakaś fajna dziewczyna. – powiedział sarkastycznie.

Kasia popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Puściła jego ramię, które cały czas trzymała, obserwując przy tym, czy jej uroczy rozmówca jest cały.

– Żyjesz? – zapytała chłodno.

– No raczej. – odpowiedział zadowolony z siebie.

– Super. – odparła bezemocjonalnie.

Podeszła do ławeczki po swoją torebkę i odeszła bez słowa. Konrad wiódł za nią wzrokiem, jakby zastanawiał się, czemu właściwie odeszła. Wytrzepał się i wsiadł z powrotem na rower.

– A ty dokąd? – zapytał, kiedy tylko do niej dojechał.

– Załatwić sprawy. – odparła od niechcenia.

– No spoko. A ja jadę do klubu. – powiedział z uśmiechem.

– Już ci lepiej? – zapytała z pretensją w głosie.

– Przecież nie mówiłem, że jest źle. – zaśmiał się.

– Tylko miałeś do mnie pretensję. – odpowiedziała poirytowana.

– Dobra, nie przesadzaj. – odparł.

– Spoko. – odpowiedziała lubianym przez niego słowem.

Zaraz też skręciła w odwrotnym kierunku niż miał zamiar iść jej kolega.

– Gdzie idziesz? – nie dawał jej spokoju.

– Sprawy załatwić. – odpowiedziała dla świętego spokoju.

– Ok. A będziesz potem? – zapytał.

Przypomniał sobie nagle wczorajszą sytuację, po której razem z Damianem myślał, że wypłoszył nowego sponsora.

– Tak. – odpowiedziała bez odwracania do niego wzroku.

Zupełnie, jakby na dzisiejszy dzień miała już dość chłopaka, z którym niestety przyjdzie jej współpracować przez następne dni. Przyśpieszyła kroku i po chwili zniknęła za budynkiem starej poczty. Konrad odwrócił wzrok od Kasi i pojechał w swoją stronę. Jadąc, schylił na chwilę głowę i powiedział sam do siebie:

– Ja pierniczę…

Kasia natomiast udała się w odwiedziny do ciotek. Miała następnych kilka godzin, by nacieszyć się ich towarzystwem. Czekała ją wizyta w trzech domach, a co za tym szło, trzy obiady, trzy herbaty i trzy desery, a także trzykrotne opowiadanie tych samych historii. Mimo że spotkania rodzinne bywały dla niej męczące, tym razem rozchmurzała ją myśl o Konradzie przelatującym nad kierownicą roweru i lądującym w krzakach. Z tą myślą mogła spokojnie spotkać się z marudnymi ciotkami.

***

Rodzinne spotkania dłużyły się w nieskończoność. Zachwycone widokiem siostrzenicy, ciotki, zasypały Kasię masą pytań. Równie chętnie wpychały w nią kolejne kawałki ciasta. Jaka to była dla niej ulga, kiedy opuściła dom ostatniej z nich. Odkąd sięga pamięcią, jej drogie ciotki, nigdy nie były dla niej tak przemiłe, a przynajmniej dopóki nie osiągnęła finansowego sukcesu i póki jej twarz nie stała się rozpoznawalna.

– Och jak cudownie, że jesteś! – mówiła ciocia Basia.

– A wiesz, że wszystkie moje sąsiadki, czytają twoją książkę? A tę drugą jej córki! – zachwycała się ciocia Agata.

– Z pewnością dobrze na tym zarabiasz! Dyrektorka w pracy Mariusza czyta twoje książki. – relacjonowała druga.

Nie na takie spotkanie liczyła, ale w końcu okazały jej trochę więcej zainteresowania. Nawet wysoko postawiony kuzyn zaprosił ją na kawę, choć wcześniej, by się tego nie spodziewała. Dzień pełen niespodzianek, a zbliżała się dopiero czternasta. Kasia szła długim chodnikiem w stronę centrum. Mijała kolejne domy i bardziej lub mniej znajomych ludzi. Słońce przyjemnie prażyło, a wiatr unosił jej długie włosy w powietrzu. Czuła się tak, jakby właśnie szła po wybiegu. Brakowało tylko reflektorów i widowni. Wyjęła z torebki telefon i słuchawki. Włączyła Elvisa i włożyła słuchawki do uszu. W tym momencie przyszedł SMS.

„Wpadasz?”

Dziewczyna popatrzyła na wiadomość z pewną dozą zainteresowania. Zatrzymała się i odpisała:

„Tak”

Po chwili zdecydowanie ruszyła przed siebie. Dziwne zachowanie kolegi powoli zaczynało ją intrygować. Czuła, że jest w tym jakiś haczyk, ale tłumaczyła sobie, że może jej się tylko tak wydaje. Piosenka „I can’t help falling in love with you” rozbrzmiewała w jej uszach. Kasia szła lekkim krokiem trochę rozmarzona. Kolejne te same miejsca powodowały sentymentalny uśmiech na jej twarzy.

W klubie panowała dość żywa atmosfera. Właściciel klubu, koniecznie chciał przedstawić swoim podopiecznym nowego sponsora. Wszyscy byli bardzo ciekawi, kto tym razem postanowił ich wesprzeć.

– Może miasto? – mówił jeden.

– Co ty mówisz?! Na pewno jakiś sportowiec! – przegadywał go drugi.

Wydawać by się mogło, że czekają na dużą firmę lub wysportowanego mężczyznę. Jak bardzo się zdziwili, gdy Damian przyprowadził na dużą salę młodą, szczuplutką kobietkę. Nie dość, że nie była wysportowana, to jeszcze miała na sobie różową sukienkę, zupełnie jak lalka.

– Słuchajcie! To nasz nowy sponsor! – powiedział radośnie Damian.

Na sali rozległa się tylko cisza, z której dosłownie dało się odczuć, mocno bijącą kpinę. Trener nie zważał, jednak na tak nieprzyjemne powitanie i mówił dalej:

– Kasia, to pisarka, która postanowiła nas wesprzeć. Dzięki jej pomocy, będziemy mogli kupić nowy sprzęt i zorganizować kilka większych spotkań.

Z tłumu docierały, jakby głuche, nieliczne oklaski. Kasia poczuła się sfrustrowana całą sytuacją, ale postanowiła, że nie weźmie tego do siebie tak bardzo, jakby w rzeczywistości chciała.

– Cieszę, że mogę pomóc, ale to niepotrzebne. – odparła grzecznie do Damiana.

– Uważam inaczej. – odpowiedział ucieszony.

– Porozmawiamy na osobności? – zapytała po cichu.

Damian zrozumiał, że zaistniała sytuacja, nie jest na rękę jego nowej koleżance.

– Możecie wracać na trening! – zawołał głośno do zgromadzonej młodzieży.

Spojrzał na Kasię i razem udali się do jego gabinetu. Z każdą chwilą czuł się coraz bardziej głupio i wzmagała się w nim złość na ignoranckich podopiecznych.

– Przepraszam. To nie tak miało wyglądać. Liczyłem, że… – urwał, podając Kasi szklankę wody.

– …się ucieszą? – skończyła za niego – W porządku. Nie jestem tu po to, żeby mnie wszyscy lubili.

To stwierdzenie zaskoczyło Damiana tak, że usiadł i uśmiechnął się do siebie. Spodziewał się raczej, że dziewczyna obrazi się i ucieknie. Był naprawdę zdumiony.

– Chciałabym ustalić z tobą szczegóły przekazywania wsparcia dla klubu. – powiedziała stanowczo.

Z każdym kolejnym zdaniem utwierdzała właściciela klubu, że to nie sen i ona wciąż tu siedzi. Nie wiedział, co ma powiedzieć, dosłownie zabrakło mu języka w gębie.

– Przyjechałam tu na kilka dni, ale jeżeli to problem, to nie będę się tu kręcić. – uśmiechnęła się do niego.

– Absolutnie. Koniecznie powinnaś się tu pokręcić. – wydusił w końcu – Jesteś naszym sponsorem i masz prawo tu być.

– Cieszę się. Chciałabym też być, chociaż na jednej walce Wiktora. Uda się zorganizować jakąś wyjazdową? – zapytała.

– Tak. Tak! Jasne! – te pytania były dla Damiana miłym zaskoczeniem.

– Super! Chciałabym zobaczyć walkę na żywo. – zaśmiała się Kasia.

– Zobaczysz! Tylko nie w tym miesiącu. Prawdopodobnie uda nam się zorganizować spotkanie w przyszłym miesiącu. – powiedział jakby pytająco.

– Nie ma problemu. – odparła.

Damian wręcz, że odetchnął z ulgą. Negatywne nastawienie jego podopiecznych do niektórych osób zniechęciło do pomocy już dwie lokalne firmy. Sen trwał, gdy do gabinetu ktoś zapukał.

– Proszę! – powiedział donośnie Damian.

Przez drzwi wszedł pewnym siebie krokiem Konrad. Po spotkaniu młodzieży z Kasią poczuł się pewniej, ponieważ w tym momencie, nie tylko on nawalił.

– Ale kwas! – zaśmiał się.

W tym momencie Damian spojrzał na niego groźnie, uśmiech znikł z jego twarzy w tej samej chwili.

– Hm! – chrząknął Konrad i spuścił wzrok.

Kasia nie zwróciła, jednak na niego uwagi. Przez ten żenujący moment trwała w skupieniu i rozmyślała. Damian natomiast patrzył na nią jakby oczekująco. Dosłownie przez ułamki sekund zerkał na stojącego dalej przy drzwiach Konrada, ale to wystarczyło, by burzył się w nim gniew.

– Tak więc… – powiedziała nagle Kasia.

Damian spojrzał na nią pytająco.

– Omówimy szczegóły? – zapytała w odpowiedzi.

– Oczywiście. – odparł lekko roztargniony.

– Hm! – chrząknął jeszcze raz Konrad.

– Siadaj… – powiedział mu Damian.

– Konrad ma w tym uczestniczyć? – zapytała Kasia.

– Czy to jakiś problem? – zapytał Damian.

– Nie, ale chciałabym wiedzieć dokładnie co i jak. – odparła całkiem spokojnie.

– Konrad to opiekun Wiktora, a poza tym mój najlepszy trener. Wspólnie podejmujemy takie projekty. – odparł Damian.

– Oczywiście. Dobrze jest mieć w kimś oparcie. – powiedziała Kasia z lekkim uśmieszkiem.

– Tak… – odparł z przekąsem Damian.

Przez dłuższy czas siedzieli wspólnie w gabinecie Damiana i rozmawiali o współpracy, spotkaniach, nowym sprzęcie i wyjazdach. Kasia słuchała wszystkiego uważnie, przy okazji notowała w notesie, każdy szczegół, który dotyczył uczestnictwa w tym jej osoby. Powoli zbliżała się 17, a spotkanie wciąż trwało.

– Spójrz! – Damian z zachwytem pokazywał zdjęcia nowych sprzętów w internecie.

– Na tym można pracować. – odparł jakby z zachwytem Konrad.

Kasia cieszyła się z nimi i przytakiwała na wybrane przez nich worki treningowe, ławeczki i sztangi.

– Tak w ogóle, to sprawdziłem, to co chciałeś. – wtrącił Konrad.

– I co? – zapytał wyczekująco Damian.

– Pod koniec przyszłego miesiąca możemy zorganizować spotkanie w Warszawie. – powiedział dumny z siebie Konrad.

– Wspaniale! Co o tym myślisz? – zapytał Damian.

– Cieszę się. Chciałabym tam być. – odparła radośnie Kasia.

Konrad zmieszał się, gdy to usłyszał. Poczuł, że zawisły nad nim czarne chmury. Kasia jakoś mu przeszkadzała, Od momentu, gdy przyjechała, nie mógł spokojnie wytrzymać w jej towarzystwie. Gdyby nie przykaz od trenera, że ma ją sprowadzić z powrotem, to więcej, by się do niej nie odezwał.

– Co jest? – zapytał go Damian.

– A… Nic. Spoko. Spoko… – odparł od niechcenia.

Kasia wiodła po nich wzrokiem i szukała odpowiedzi na ich, jakże tajemnicze zachowanie. Woda w szklance skończyła się i nie miała już czym się zająć.

– Mogę poznać Wiktora? – zapytała nagle.

– Jasne! – Damian spojrzał na zegarek na ręku.

– Super. – odparła.

– Akurat ma trening. – dodał Damian.

Dziewczyna uśmiechnęła się. Oczekiwała, że któryś z jej towarzyszy, zaprowadzi ją na spotkanie wschodzącej gwiazdy boksu.

– Cóż… To mamy wszystko omówione, możemy iść. – powiedział z impetem Damian.

– Spoko. – odparł Konrad.

– Kasiu, jeśliby chciałabyś kawy albo coś, to na recepcji jest automat. – powiedział miło Damian.

– Chętnie. Dzięki. – odpowiedziała.

Wstała i poszła na recepcję. Zrozumiała, że Damian ją grzecznie wyprosił. Powoli zaczynała się czuć nieswojo, choć usilnie próbowała tego nie pokazywać. „Latte” Wcisnęła przycisk na automacie. Kawa lała się do kubka powoli i głośno przy tym syczała. Ciemny napój, jasny napój. Kasia zamyśliła się i wpatrywała przy tym w powoli napełniający się kubek.

– Idziesz? – Konrad pojawił się znikąd.

– Tak. – odparła.

Założyła na kubek pokrywkę i poszła za Konradem. Ponownie mijała małe sale treningowe, jednak tym razem weszła do jednej z nich. Akurat na skakance skakał młody, być może 16-letni chłopak. Gdy zobaczył Kasię zatrzymał się i bez zastanowienia powiedział:

– Ja klaskałem.

Oczy wybałuszył jak sowa i nie wiedział, co mówić dalej.

– Wiktor, to Kasia. – powiedział bez ekscytacji Konrad.

– Cześć! – Kasia podała chłopakowi rękę na przywitanie.

– Hej! – odparł.

– Drozd z tobą rozmawiał? – zapytał Konrad.

– Coś tam mówił. – odpowiedział niepewnie Wiktor.

– Kasia, to nasz nowy sponsor. Idziesz pod jej skrzydła. W przyszłym miesiącu będziesz miał walkę w stolicy. – powiedział niemalże jednym tchem Konrad.

– Co? Poważnie?- zapytał z niedowierzaniem Wiktor.

Chłopak puścił skakankę, którą miał wciąż w dłoniach i dosłownie rzucił się na Kasię. Objął ją z całej siły i począł przy tym skakać z radości.

– Dziękuję! Tak bardzo! – mówił z ogromną radością Wiktor.

– Nie masz za co. Cieszę się, że mogę pomóc. – powiedziała ucieszona Kasia.

– Mam! Marzyłem o tym, a nie było mnie na to stać. – chłopak wytarł twarz.

Kasia uśmiechnęła się i zapytała:

– Mogłabym obejrzeć twój trening?

– Tak! Będzie mi miło! – odparł wzruszony chłopak.

Dziewczyna usiadła na ławeczce pod ścianą. Obiema dłońmi trzymała kubek z kawą i powoli sączyła gorący napój. Patrzyła, jak chłopak dalej skacze i uśmiechała się promiennie. Konrad stał naprzeciw chłopaka i bokiem do Kasi. Wydawał mu kolejne polecenia, korygował postawę i ruchy, a przy tym zerkał co kilka chwil na dziewczynę. Męczyła go jedna myśl, czego ona naprawdę tu szuka… Przecież nikt nie jest tak po prostu bezinteresowny. A jednak sprawiała wrażenie, że nie skrywa żadnej, złej tajemnicy.

– Jak tam? – podszedł do niej nagle Konrad.

– W porządku. – odparła.

– Co się tak cieszysz? – zapytał.

– Nie byłam jeszcze na takim treningu. – odpowiedziała.

Nie spuszczała przy tym wzroku z chłopca. Zachwycała go jego pasja i zaangażowanie w to co robi. W pewnym momencie Wiktor zatrzymał się na moment.

– Co jest? – zapytał niby groźnie Konrad.

– Czekaj… – odparł chłopak.

Zaczął grzebać w torbie treningowej. Po chwili przekładania rzeczy wyciągnął nowiutki egzemplarz książki.

– Haha! – zaśmiał się Wiktor.

Kasia i Konrad patrzyli na niego zdziwieni.

– Kupiłem rano książkę dla mamy. Ma urodziny. – powiedział chłopak.

Podał książkę Kasi i wskazał na zdjęcie z tyłu okładki.

– To ty? – zapytał Kasi.

– Hm. Tak mi się wydaję. – odparła wesoło Kasia.

– Haha! – chłopak zaśmiał się jeszcze raz.

Podskoczył do góry i zapytał:

– Podpiszesz ją? Mama byłaby zachwycona! – powiedział zafascynowany.

– Jasne! – Kasia uśmiechnęła się i wyciągnęła długopis.

– A! A! Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? Inaczej mama mi nie uwierzy… – dopytywał dalej.

– Tak. – powiedziała z uśmiechem Kasia.

Oddała Wiktorowi podpisaną książkę. Wiktor zawołał Konrada i we troje ustawili się do zdjęcia. Pstryk! I gotowe. Dziewczyna usiadła z powrotem i dalej przyglądała się treningowi. Zerkała przy tym na Konrada, wydawał się być w jakiś sposób interesujący. Kiedy robili zdjęcie, stanął za nią, a jego klatka piersiowa dotykała jej pleców. Przez tę chwilę czuła się niezręcznie. Teraz bez zbędnego ukrywania, patrzył na nią. Cały czas szukał tego, czego nie mógł zobaczyć oczami. Wreszcie trening dobiegł końca. Kasia uścisnęła dłoń Wiktora i Konrada na pożegnanie, zabrała torebkę i opuściła teren klubu Tygrys. Konrad odprowadził ją na korytarz i wiódł za nią wzrokiem, dopóki nie opuściła terenu klubu. Obok niego przystanął Wiktor i cieszył się jak dziecko.

– Pojadę na prawdziwą walkę! – cieszył się chłopak.

– Tak. – odparł beznamiętnie Konrad.

– Wpadła ci w oko. Haha! – stwierdził wesoło Wiktor.

– Weź.. – odpowiedział zmieszany Konrad.

– Widziałem jak na nią patrzyłeś. Fajna jest. No, wiesz, jak dla ciebie.. – powiedział Wiktor.

Szturchnął przy tym trenera w ramię. Ten natomiast spojrzał na niego groźnie.

– Dobra! Dobra. Wyluzuj. – zaśmiał się chłopak.

– Zmywaj się. Drozd dzisiaj wcześniej zamyka. – powiedział z uśmiechem Konrad.

Wiktor spakował swoje rzeczy i wyszedł. Konrad został sam na korytarzu. Lampy zgasły i tylko z widnej recepcji docierało światło.

– Co ty tu jeszcze robisz? – zapytał Damian.

– Pani sponsor chciała zobaczyć trening. Zeszło się. – odpowiedział z lekkością Konrad.

– I jak? – pytał dalej Drozd.

– Spodobało jej się. Wiktorowi też. – powiedział zadowolony z siebie Konrad.

– To dobrze. – odpowiedział Damian.

Wymienili się krótkimi spojrzeniami i wyszli. Drozd zamykał jeszcze drzwi.

– Ile będę z tego miał? – zapytał nagle Konrad.

– Dziesięć procent. Tak jak ci mówiłem. – odpowiedział Damian.

– Spoko. – odparł Konrad.

– Masz jakiś pomysł? – zapytał Damian.

– Tak. To romantyczka. W końcu pisze książki. – odparł pewnie Konrad.

Uścisnęli sobie dłonie i każdy poszedł w swoją stronę. Mijały kolejne minuty. Słońce było już niżej na horyzoncie, jednak wciąż miło grzało przechodniów. Konrad dotarł w końcu do swojego mieszkania. Rzucił torbę z rzeczami w kąt, rozebrał się i poszedł wziąć prysznic.

TO NIE WSZYSTKO…>>>>

Jak sami z pewnością zauważyliście, to opowieść bez tytułu. Kompletnie nie mam pomysłu na tytuł… Chyba pierwszy raz. W każdym razie zapraszam Was do zabawy! 😀 Wpisujcie w komentarzach swoje propozycje tytułu dla tej opowieści i mam nadzieję przyszłej książki 🙂 Zwycięski tytuł otrzyma egzemplarz książki dla dzieci „Madzia i jej kredki” 🙂 Zabawa trwa do 10 listopada tego roku 😉 Powodzenia i czekam z ciekawością na Wasze pomysły 😀

Pozdrawiam

Kmacisia ❤