Minęło południe. Słońce wśród kilku obłoków górowało nad pędzącym powozem. Pałac, dwór i inne królewskie posiadłości znikły już z zasięgu wzroku. Wokół roztaczały się zielone łąki, a w oddali widać już było las. Książę Witold siedział oparty o okno powozu i ciężko wzdychał. Wśród ogromu zieleni poszukiwał choć trochę znanego sobie kawałka ziemi. Nigdy jednak nie był tak daleko od domu, a wieczorem miał być jeszcze dalej. Ogromny żal ściskał go za serce. Nie mógł zrozumieć, czemu jego własny ojciec, tak go potraktował. Żeby wysyłać syna i to księcia do pracy na wieś…? Szaleństwo! Przynajmniej tak uważał książę. Jego ogromne niezadowolenie zauważył siedzący obok niego paź. Przypatrywał się chwilkę tym ciężkim westchnieniom, a kiedy uznał, że już wystarczy, to zapytał:

– Witoldzie, czy wszystko dobrze?

– Witoldzie!? Jak ty się do mnie zwracasz!? – oburzył się książę.

– Wybacz Wasza Wysokość, ale to rozkaz króla. Póki pozostajesz bratankiem chłopa, mamy zwracać się do ciebie, jak do równego sobie. – odparł spokojnie paź.

Gdy tylko książę to usłyszał, to załamał się jeszcze bardziej. Stracił królewski sygnet, dom w pałacu, a teraz jeszcze swój dostojny tytuł. W dodatku nie mógł nic na to poradzić. Tak bardzo się tym wszystkim zasmucił, że aż łza popłynęła po jego bladym policzku. Jedyną nadzieją na powrót do swojego życia, było dla niego wypełnienie królewskiego dekretu. Im bardziej nad tym myślał, tym bardziej było mu smutno. Ale nie ronił już więcej łez. Otarł tylko nieszczęsny policzek i postanowił, że przestanie o tym myśleć. Być może w drodze przydarzy mu się przygoda? Wciąż jeszcze smutny Witold wyprostował się i odwrócił w stronę uśmiechniętego pazia. Popatrzył na niego i z wielkim ciężarem wysilił się na drobny uśmiech.

– Pytałeś, czy wszystko dobrze… – zaczął mówić.

– Tak, bo jesteś bardzo smutny. – odpowiedział wesoło paź.

Słowa te były dla niedoszłego księcia bardzo trudne. Jeszcze rano wszyscy mówili do niego Wasza Wysokość lub Wasza Książęca Mość, a teraz? Teraz siedział w jakimś starym, chłopskim powozie i paź mówił do niego po imieniu… Witold przełknął ciężko ślinę i próbował udawać, że nic mu nie przeszkadza.

– Wiesz… Nie jest źle. Słońce świeci, ptaszki śpiewają i czeka mnie podróż życia. – odrzekł z udawanym uśmiechem Witold.

– O tak! Podróż życia! I to jaka! – zawołał z nieukrywaną radością paź.

– Tak bardzo cię to cieszy? Ty chyba nawet nie wiesz po co ja tam jadę… To będzie podróż życia, ale muszę zrobić coś okropnego, żeby z niej wrócić. – odparł zmęczony radością pazia Witold.

– Okropnego? Jak to? Witoldzie! Zobaczysz kawał świata, a w dodatku przywieziesz żonę do pałacu. Może nie wiesz, ale o dekrecie króla wiedzą już wszyscy w pałacu. Z resztą… Czym tak się przejmujesz? – zapytał paź.

Książę spojrzał na swego towarzysza i westchnął głęboko. Poczuł się bardzo zagubiony. Ojciec wysyła go na tułaczkę, a on ma się nie przejmować? I jeszcze żona! Po co mu żona? Mógłby rządzić sam. Tyle już wie. Przecież jest mądry i dobry. Ciągle słyszał to od ojca, a teraz wysyła go na naukę. Pytań było co raz więcej, a brakowało odpowiedzi. Po chwili milczenia Witold postanowił zapytać o to pazia, który jak widać, wiedział więcej niż powinien.

– Przyjacielu… Powiedz mi, czy wiesz po co ta podróż? Dlaczego Król wysyła mnie na wieś?

– Oczywiście! Wszyscy o tym wiedzą! – odpowiedział z ogromną radością i dumą paź.

– A powiesz mi? Gdyż ja tego nie wiem… – odparł z niecierpliwością Witold.

– Oczywiście! Przecież, to żadna tajemnica! Król wysyła cię na wieś do pracy, a nie na nauki. Król ma dość twojego lenistwa i uciekania od obowiązków. Nic tylko ciągłe polowania, zabawy, bale i uczty! Byłeś posłuszny królowi we wszystkim, póki nie kazał ci zabrać się za królewskie obowiązki. Przyjaciel króla jest bardzo bogatym hrabią, ale żyje jak chłop. Ceni sobie pracę i posłuszeństwo. Król jest pewien, że jeśli będziesz chciał jeść i pić, to szybko zabierzesz się do pracy! – wytłumaczył niemal na jednym oddechu paź.

– Jeść i pić? Co to znaczy? – zapytał przestraszony Witold.

Paź zaśmiał się głośno, gdy usłyszał to pytanie. Był ciekaw, ile jeszcze spraw umknęło Księciu. Gdy jednak spojrzał na jego gniewne spojrzenie, to od razu ucichł i spokojnie odpowiedział:

– Hrabia wyznaje pewną zasadę: Kto nie pracuje, ten nie je.

Ślina ugrzęzła Witoldowi w gardle, nie był w stanie jej przełknąć. Było to dla niego coś strasznego. Jednak zostało jeszcze jedno pytanie, które go dręczyło…

– Po co mi żona? – zapytał zupełnie nie rozumiejąc woli ojca.

– Po co? No jak to? Zakochasz się, weźmiesz ślub i będziesz szedł przez życie z kochającą cię kobietą. – odpowiedział rozbawiony paź.

– Nie o to pytam. Dlaczego moja żona ma być chłopką? – zapytał jeszcze raz Witold.

– Witoldzie… To nie chłopka, tylko córka Hrabiego! Ale nie martw się, gdyż ma on ich, aż trzy! Z tego co słyszałem, to wszystkie są bardzo piękne i powabne. Król chce, abyś docenił nie tylko pracę, ale i innych ludzi. Po za tym kobiety znające mozół pracy nie będą chciały lenia. Nie wystarczy im to, że jesteś księciem wykształconym i przystojnym. Wiesz to nie takie proste, ale jak się przyłożysz, to sobie poradzisz. – odpowiedział paź.

Książę już o nic nie pytał. Westchnął głęboko jeszcze raz i spojrzał na mijane krajobrazy. Już żadnych nie poznawał. Nie był też pewny miejsca, do którego zmierzał. Przynajmniej poznał powód złości swego ojca. Do tej pory nie widział w tym nic złego. Mijali kolejne bory, pojedyncze drzewa, puste pola i ogromne jeziora. Wszystko w koło tętniło życiem i było piękne. Jednak z każdą minutą Witold smutniał. Bardzo pragnął wrócić na powrót do pałacu. A był przed nim rok pracy i wybór żony. Tak bardzo chciał być dobrym księciem, dobrym królem… Postanowił chociaż spróbować, by odzyskać przychylność ojca. Tęsknił za nim bardzo i czuł się źle z tym, że go zawiódł. Miał przed sobą trudne zadanie, ogromną szansę i postanowił ją wykorzystać.