Mój Kopciuszek – KMACISIA https://kmacisia.blog Nasze pasje, nasze świadectwa Fri, 29 May 2020 20:34:51 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.com/ https://kmacisia.files.wordpress.com/2020/03/cropped-screenshot_20200310-1858412-1.png?w=32 Mój Kopciuszek – KMACISIA https://kmacisia.blog 32 32 „Mój Kopciuszek” XIV https://kmacisia.blog/2020/05/30/moj-kopciuszek-xiv/ https://kmacisia.blog/2020/05/30/moj-kopciuszek-xiv/#comments Sat, 30 May 2020 06:30:00 +0000 http://kmacisia.blog/?p=13410     Kolejne minuty mijały w wielkim poruszeniu. Domownicy i goście szykowali się do balu, nie zdając sobie sprawy z przykrości, która spotkała Hrabiego Henryka. Siedział on w swym pokoju i dumał.

    – Ojczulku! – odezwała się Zuzanna.

Stała za drzwiami i pukała. Z początku odpowiadała jej tylko cisza, jakby nikogo nie było w środku.

   – Ojczulku! Jesteś tam? – dopytywała Zuzanna.

Nikt  z pytanych przez nią domowników nie widział Hrabiego i było, to dla niej jedyne miejsce, w którym mógł się znaleźć.

   – Wejdź, Zuzanno!  – odpowiedział w końcu Hrabia.

Zuzanna otworzyła drzwi i weszła do środka. Hrabia stał wyprostowany na środku komnaty, usilnie próbował ukryć smutek. Córka podeszła do niego  i zapytała:

    – Ojczulku, czy coś się stało? Jesteś taki smutny.

Przytuliła ojca i nalegała, by jej odpowiedział.

   – Nic takiego moja droga. Ja i Zofia… Pokłóciliśmy się. – odparł Hrabia.

Dziewczyna spojrzała na ojca z miłością i współczuciem.

   – Czy mogę Wam jakoś pomóc? – zapytała dziewczyna.

   – Nie, moja droga. Musimy przez to przejść sami. – odpowiedział Hrabia.

   – Dobrze, ojczulku. – odpowiedziała mu córka.

   – Jedno możesz dla mnie zrobić. – powiedział Hrabia.

   – Tak, ojczulku? – spojrzała na ojca z wyczekiwaniem.

   – Jeśli Witold, kiedyś ci się oświadczy, to przyjmij jego oświadczyny bez wahania. Masz moje błogosławieństwo. – powiedział Hrabia.

Zuzanna przytuliła ojca i ucałowała go w policzek.

   – Dziękuję, ojczulku! – powiedziała z radością.

Hrabia uściskał ją mocno raz jeszcze, pogładził po policzku i powiedział:

   – Szykuj się. Wkrótce bal.

Dziewczyna uśmiechnęła się i wróciła do siebie. Po chwili w komnacie pojawiła się Hrabina. Stanęła w progu i odrzekła:

   – Jeśli, to będzie dla ciebie dowód, mego szczerego żalu, to chciałabym pobłogosławić Zuzannę, gdy będzie wyjeżdżać.

Przez moment patrzyła na Hrabiego, lecz był odwrócony do niej plecami. Nic nie mówił, zupełnie, jakby w ogóle jej nie słuchał. Patrzył tylko przez okno na śnieg, który powoli sypał na dworze. Hrabina posmutniała, jej żal z każdą chwilą stawał coraz bardziej szczery, jednak nie ze względu na Zuzannę, lecz swego męża.  Po jej policzku spłynęła łza, odwróciła się.

   – Spójrz na mnie. – usłyszała za sobą głos Hrabiego.

Hrabina spojrzała na niego i kolejne łzy popłynęły po jej policzkach.

   – Wybaczam ci! Chcę, byś mi towarzyszyła na balu. – powiedział Hrabia.

Żona spojrzała na męża z delikatnym uśmiechem.

   – Miły… – powiedziała po cichu.

Hrabia przytulił żonę i otarł jej łzy. Potem oboje weszli do swojej komnaty, by przyszykować się do balu.

   Zamieszanie we dworze trwało. Pierwsi goście zaczęli pojawiać się we włościach Hrabiego. Wszyscy przybyli zbierali się w dużym przedsionku obok sali balowej. Zapachy dań i dźwięki muzyki wabiły przyjeżdżających gości. Wystrojona służba pomagała gościom przy zdejmowaniu płaszczy. Gdy przyszedł czas w sali balowej pojawił się Hrabia z Hrabiną i Witoldem. Wspólnie witali gości i zapraszali ich do środka. W tym roku gości było więcej niż kiedykolwiek wcześniej, a to za sprawą Króla, który zaszczycił dom Hrabiego swą obecnością. Każdy kto przywitał się już z gospodarzami i wszedł w głąb sali, to od razu wyszukiwał wzrokiem Króla. Jego Wysokość, oprócz znakomitego miejsca przy stole, miał również tron, który przywiózł ze sobą z pałacu. Siedział na nim w nad wyraz dostojny sposób i przyglądał się wszystkim. Goście zaś zatrzymywali się przed Królem i kłaniali się mu, a Król odpowiadał im lekkim skinieniem głowy. W coraz większym tłumie dało się słyszeć ciekawskie pytania:

   – Król jest sam? – ktoś szepnął.

   – A gdzie Książę? – zdziwił się drugi.

   – Czy Książę przybędzie? – pytał trzeci.

Nikt nie dał nikomu jasnej odpowiedzi, tylko plotki mnożyły się jeszcze przed rozpoczęciem balu. Byli również i tacy, którzy zachwycali się pięknym wystrojem i zdobieniami. A jeszcze inni ilością gości i ich strojami. Pośród okolicznych, prostych mieszkańców jeszcze więcej było szlachciców, którzy nie chcieli przegapić balu z udziałem Króla. Kiedy sala zapełniła się gośćmi, przyszedł czas na prezentację córek gospodarza. Elżbieta i Grażyna przyglądały się gościom z balkonów nad salą balową. Zuzanna zaś w pokoju na piętrze kończyła się szykować. Królewski Herold, którego Król zabrał ze sobą w podróż, oznajmiał przybycie gości.

   – Grażyna! Córka Hrabiego Henryka! – powiedział Herold.

Dziewczyna z ogromną radością zeszła po schodach. Jej żółta suknia ze złotymi cekinami była piękna. Baron Karol podszedł do niej, ukłonił się i ucałował ją w dłoń. Następnie zabrał Grażynę na środek sali. Po chwili Herold oznajmił przybycie kolejnej panny.

   – Elżbieta! Córka Hrabiego Henryka! – powiedział głośno Herold.

Dziewczyna z dumą zeszła po schodach, choć kroczyła szybciej niż jej siostra. Prezentowała się pięknie w żółtej sukni ze złotymi cekinami. Hrabia Stefan podszedł do niej, ukłonił się i ucałował ją w dłoń. Po czym zabrał Elżbietę ze sobą na środek sali. Na końcu Herold oznajmił przybycie ostatniej panny.

   – Zuzanna! Córka Hrabiego Henryka! – powiedział głośno Herold.

Gdy dziewczyna pojawiła się na balkonie, ludzie na sali zupełnie zamilkli. Nawet jej siostry ucichły, co zdarzało im się rzadko. Patrzyły i nie mogły uwierzyć, że widzą swoją siostrę. Zuzanna schodziła po schodach powoli, zupełnie, jakby płynęła. W chabrowej sukni ze złotymi koronkami, diademem i naszyjnikiem z drogocennych kamieni wyglądała jak najprawdziwsza księżniczka. Uśmiechała się delikatnie, jej kroki były równie delikatne, ale pewne. Witold podszedł do niej, ukłonił się i ucałował ją w dłoń, po czym zabrał ją ze sobą na środek sali. Wtedy Hrabia poprosił gości o uwagę.

   – Moi drodzy! Dziękuję za przybycie! Jesteśmy już w komplecie. Jak co roku odbywa się tu bal zimowy, na który zapraszamy okolicznych mieszkańców i szlachtę. W tym roku jest nas więcej, a wszystko za sprawą Jego Wysokości, który zaszczycił nas swoją obecnością. – powiedział Hrabia.

Król wstał, podziękował Hrabiemu i sam przemówił.

   – Moi mili! Ja również dziękuję Wam za przybycie! Wielu z was jest ciekaw, czemu tu przybyłem. Dziś mój syn, a wasz książę, wybierze sobie żonę. Właśnie we włościach Hrabiego Henryka. Książę pojawi się tu zaraz po pierwszym tańcu. A teraz czas na tańce! – powiedział Król.

Wśród gości na sali balowej podniósł się szum. Wszyscy byli zaskoczeni słowami Króla, a tym bardziej byli ciekawi kogo wybierze Książę. Grażynie i Elżbiecie oczy zajaśniały jak nigdy wcześniej.

   – Książę! Słyszałaś? – mówiła jedna do drugiej.

I to jeszcze nad uchem swych kawalerów. Herold zastukał w laską o podłogę i muzykanci poczęli wygrywać walca. Goście ruszyli w tan. W lekkim kroku wirowali wszyscy w koło. Przez cały ten czas córki Hrabiego obmyślały jak zauroczyć Księcia, by ten od razu im się oświadczył. Panami, z którymi tańczyły, w ogóle się nie przejmowały. Gdzieś dalej w tłumie, Zuzanna tańczyła z Witoldem. Byli sobą zauroczeni, ani na chwilę nie spuszczali się z oczu. Muzyka grała, a dźwięk skrzypiec nie pozwolił nikomu się zatrzymać. Krok w tą i krok w tamtą. Pierwszy taniec był dla wszystkich pełen radości. Tańczyły ze sobą zakochane pary, małżeństwa i ludzie, którzy nigdy wcześniej się nie znali. Witold tańczył jak prawdziwy mistrz, a Zuzanna pozwoliła mu się prowadzić.  Choć na sali było dość głośno i żwawo, to dla nich, ta sala była zupełnie pusta. Dwoje zakochanych krążyło w tańcu pełnym miłości. Gdy nagle muzyka ucichła. Goście radośnie dziękowali sobie za wspólny taniec Po chwili wszyscy patrzyli już na balkony, wyczekując pojawienia się Księcia. Wydarzyło się, jednak coś innego, co nie miało dla nich większego znaczenia. Herold zastukał laską o podłogę.

    – Witold! Gość Hrabiego Henryka pragnie przemówić! – powiedział Herold.

Witold zabrał Zuzannę przed oblicze Hrabiego i Króla  Uklęknął, otworzył zdobioną szkatułkę i zapytał:

   – Zuzanno! Moja najdroższa! Czy sprawisz mi tę radość i zostaniesz moją żoną?

Zuzanna zasłoniła usta ze zdumienia, przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. W dodatku zachwycił ją ogromny szmaragd na złotym pierścieniu. W końcu z wielkim uśmiechem na twarzy odpowiedziała:

   – Tak!

Witold ucieszył się ogromnie. Wyjął pierścionek ze szkatułki i włożył go Zuzannie na palec. Goście na sali poczęli klaskać i gratulować zakochanym. Po chwili z tłumu wyszły siostry Zuzanny i zwróciły się z pretensją do Króla.

    – Wasza Wysokość! Kiedy przybędzie do nas Książę? Co kogo obchodzą zaręczyny służby! – powiedziała Grażyna.

    – No właśnie. Czekamy, aż Książę się nam oświadczy. – dodała niemiło Elżbieta.

Pośród gości znów zrobiło się głośno. Czekali oni na Księcia, a nie czyjeś oświadczyny. Wszyscy patrzyli z wyczekiwaniem na Króla. Hrabia dał znak Heroldowi, że już czas. Wtedy zastukał laską o podłogę i oznajmił:

   – Jego Wysokość! Książę Witold!

Na sali balowej zapadła cisza. Witold puścił dłoń Zuzanny i podszedł do Króla. Ten przepasał go szarfą królewską i włożył mu na głowę koronę. Król przytulił Witolda i powiedział do zebranych na balu:

    – Mój syn! Książę Witold!

Goście ukłonili się przed Księciem. Każdy dookoła był albo zachwycony, albo bardzo zdziwiony. Witold wrócił po Zuzannę i przedstawił ją ojcu, a zebrani na balu poddani pilnie obserwowali te niezwykłe wydarzenia.

   – Wasza Wysokość! Oto Zuzanna. Moja wybranka.

Dziewczyna była zdziwiona tym, co działo się na jej oczach, lecz Witold obiecał, że wszystko jej wytłumaczy. Król ucałował syna i przyszłą synową, pogratulował im, po czym Książę przedstawił swoją narzeczoną poddanym. Wszyscy poczęli klaskać i wiwatować na cześć przyszłej pary królewskiej. Witold ucałował ją, a ludzie poczęli jeszcze głośniej wiwatować. Natomiast siostry Zuzanny czerwieniały ze złości. Nagle Elżbieta zaczęła krzyczeć.

   – Co to ma znaczyć!? To jakieś żarty! – krzyczała.

Zaraz za nią Grażyna poczęła skakać i piszczeć ze złości.

   – Nie! Nie! Nie! – piszczała.

Hrabia wzburzył się ogromnie na zachowanie córek i podniósł na nie głos.

   – Milczeć!

Dziewczęta od razu się uspokoiły. Swoim zachowaniem tak obraziły swoich towarzyszy, że ci odsunęli się od nich.

   – To niedopuszczalne. – dodał Hrabia.

Wtem z tłumu odezwał się jeden ze szlachciców.

   – Hrabio, prawdę powiadasz, ale wyjaśnij nam, czemu Książę, udawał twego bratanka.  – powiedział szlachcic.

   – Moi mili! – zaczął Hrabia.

Szybko przerwał mu Witold. Złapał go za ramię i powiedział:

   – Pozwól wuju.

Książę stanął przed gośćmi na balu i powiedział:

   – Moi mili! Wielu z was, poznało mnie, jako bratanka Hrabiego Henryka. Jak jednak widzicie, jestem synem Króla. Nasz wspaniały i mądry Król, przysłał mnie tu bym nabył mądrości i poznał trud pracy. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, by nikt nie traktował mnie lepiej ze względu na me pochodzenie. Dziękuję za to, że byliście dla mnie dobrzy.

Goście poczęli klaskać i głośno wiwatować na cześć Księcia. Elżbieta zaś i Grażyna, wybiegły obrażone z balu. Tańce rozpoczęły się na nowo. Skoki, obroty, harce! Okrzyki radosne i śmiechy! Witold zabrał Zuzannę w tan.

    – Książę. – powiedziała Zuzanna z uśmieszkiem na twarzy.

Witold obracał nią delikatnie w tańcu.

   – Nie przeszkadza ci to? – zapytał.

   – A książę, to ktoś inny, niż Witold? – zapytała.

   – Nie. – odparł z uśmiechem.

   – Nie przeszkadza mi to. – odparła Zuzanna.

Książę zatrzymał się, dotknął jej policzka i pocałował ją w usta.

   – Kocham cię najmocniej na świecie! – powiedział zapatrzony w ukochaną Witold.

Dziewczyna rozweseliła się jeszcze bardziej i odparła:

   – A ja kocham ciebie!

Ich oczy lśniły jak iskierki. Tańczyli wolno, patrząc sobie przez cały czas w oczy. Mijał czas. Goście zasiadali do stołu, jedli i znów tańczyli. Rozmawiali, opowiadali sobie plotki i wnosili toasty. Gdy wybiła północ, Herold znów zastukał o podłogę.

   – Hrabia Henryk przemówi! – powiedział głośno Herold.

Hrabia zaprosił do siebie Witolda i Zuzannę, po czym odparł:

   – Moje serce się raduje! W obecności Jego Królewskiej Mości i waszej, drodzy goście! Chciałbym pobłogosławić przyszłą parę królewską!

Młodzi uklękli i pochylili głowy, a Hrabia pobłogosławił ich i życzył wszystkiego dobrego. Po chwili to samo uczyniła Hrabina. Młodzi wstali, a przed nimi stanął Król.

   – O mnie zapomnieli. – zaśmiał się Król.

   – Wybacz, ojcze. Czy pobłogosławisz nas? – zapytał Książę.

Znów uklękli, a Król dał im swoje błogosławieństwo. Wszyscy poczęli klaskać na cześć Króla i Księcia. Bal trwał dalej. Tańce i biesiada były dla wszystkich bardzo miłe. Mimo to, wciąż był problem do rozwiązania. Hrabia głowił się i głowił przez cały czas. Gdy bal dobiegał końca, Hrabia posłał po swoje córki. Goście przyglądali się niesfornym pannom i wyczekiwali zmyślnej kary dla nich.

   – Cóż mam z wami począć? – odrzekł Hrabia.

Dziewczęta ignorowały, jednak ojca i ludzi dookoła nich. Czuły się pokrzywdzone.

   – Przyniosłyście mi wstyd. Ostrzegałem was, że kolejny wasz występek, będzie srogo ukarany.  – mówił Hrabia.

Książę podszedł do Hrabiego i powiedział:

   – Może niech Zuzanna zdecyduje, co z nimi zrobić?

Hrabia zgodził się, a Zuzanna stanęła na jego miejscu. Przez chwilę milczała, patrzyła na siostry z litością.

   – Królu! Jeśli tylko pozwolisz. – mówiła Zuzanna – Niech me siostry udadzą się na służbę do pałacu. Jeśli przez rok odmienią swe zachowanie, to zostaną dwórkami w pałacu, a jeśli nie, wrócą do domu, jako służące.

Na te słowa Elżbieta i Grażyna, oburzyły się ogromnie.

   – Matko! – zaczęły wołać.

Wtem wzrok Króla i Hrabiego padł na Hrabinę.

   – Macie to, na co zasłużyłyście. – powiedziała Hrabina z ciężkim sercem.

Król zgodził się na to, co postanowiła Zuzanna. Bal dobiegł końca. Straż przyboczna Króla, zabrała Elżbietę i Grażynę na wóz. Zostały wszystkiego pozbawione, tylko proste suknie do pracy i pledy, by się ogrzać, im zostały. Król zaś pozostawił Hrabiemu mnóstwo podarków z wyrazami wdzięczności za pomoc. I tak Król, Witold i Zuzanna wyruszyli w podróż do pałacu.

 

]]>
https://kmacisia.blog/2020/05/30/moj-kopciuszek-xiv/feed/ 2 kmacisia
„Mój Kopciuszek” XIII https://kmacisia.blog/2020/05/21/moj-kopciuszek-xiii/ https://kmacisia.blog/2020/05/21/moj-kopciuszek-xiii/#respond Thu, 21 May 2020 06:30:13 +0000 http://kmacisia.blog/?p=13362 Gdy wybiła godzina kolacji rodzina zeszła się do jadalni. Mimo tradycji rodzinnej była ona już nieco bogatsza, a zapach ciasta rozchodził się gęstymi smugami po całym domostwie. Wszystko ze względu na dostojnego gościa, który wbrew myśli Hrabiego nie chciał jeść samotnie w komnacie. Nie był to, jednak jedyny gość przy stole Hrabiego. Hrabina zadbała o to, by zaproszeni młodzieńcy, Hrabia Stefan i Baron Karol, również zasiedli do stołu. Wspólny posiłek miał zbliżyć do siebie jej córki i szlachetnie urodzonych kawalerów. Tak więc sielanka trwała. Młodzi panowie zabawiali panie, nawet Zuzanna i Witold stali się bardziej rozmowni. Król natomiast poddawał się żwawym rozmowom z gospodarzami i dość często zawieszał oko na swoim synu i jego wybrance.

    – Czas na deser! – zarządził wesoło Hrabia.

Kucharz przyniósł osobiście duże, pachnące, orzechowe ciasto nasączone likierem i przełożone masą kawową. Biesiadnicy oniemieli z zachwytu, gdy na własne oczy zobaczyli ciasto, którego aromat rozchodził się po całym domu. 

   – Coś wspaniałego! – odrzekł król.

Kucharz postawił ciasto na stole, ukłonił się i wyszedł. Hrabia zaś uroczyście pokroił ciasto i rozdał paniom, natomiast Hrabina panom. Po chwili każdy miał swój kawałek. Pierwszy zaczął jeść król, a zanim reszta biesiadników. Twarze wszystkich radowały się przy każdym kęsie.

   – Kucharz przeszedł samego siebie! – powiedział zachwycony Hrabia.

   – Może ktoś mu pomagał? – jakby zażartował Król.

   – Kucharz wuja jest najlepszy w swoim fachu. – odparł Witold. 

Jego Wysokość uśmiechnął się delikatnie. Był dumny z syna i z tego jak się zmienił. 

   – Moja droga. Może zagrasz dla nas? – Hrabia zwrócił się do żony.

   – Z największą przyjemnością. – odparła Hrabina.

Rodzina wraz z gośćmi udała się do salonu, gdzie Hrabina rozpoczęła swój niezwykły koncert. Goście stali zgromadzeni w koło niej i z zachwytem przysłuchiwali się dźwiękom klawikordu. Hrabia natomiast wymknął się po cichu wraz z Witoldem i Zuzanną na piętro. 

   – Ojczulku! Gdzie nas prowadzisz? – zapytała po cichu Zuzanna.

   – Mam dla ciebie niespodziankę. – odparł z radością Hrabia.

   – Cóż takiego? – zapytała zaciekawiona.

   – Zaraz zobaczysz. – powiedział Hrabia.

W czasie kolacji służba według polecenia Hrabiego, przeniosła podarunki od Króla do pokoju Zuzanny. I tak, gdy weszli, oczom Zuzanny ukazały się zdobione pudła i skrzynie. Dziewczyna podbiegła do nich z zachwytem. Dotknęła ciemnobrązowej skrzyni w malowane kwiaty i zaraz cofnęła rękę.

   – Mogę? – zapytała nieśmiało ojca.

   – Tak. To wszystko dla ciebie. I trochę dla Witolda. – zaśmiał się Hrabia.

Zuzanna z jeszcze większym zaciekawieniem otworzyła skrzynię. Były tam pantofle, naszyjniki, pierścienie, chusty, diademy i rękawiczki. 

   – Ach! – tylko tyle zdołała powiedzieć.

Zaraz podeszła do pudeł, które były ułożone na jej łóżku. W jednym znajdowały się białe koszule, w drugim frak i spodnie, a w trzecim, największym, była piękna, rozłożysta suknia. W kolorze kwitnących chabrów, ze złotymi zdobieniami wyglądała, jakby była uszyta dla samej królowej.  Na jej widok Zuzanna, aż podskoczyła ze szczęścia. Odłożyła suknię do pudła i z radością rzuciła się ojcu na szyję. Zaczęła go ściskać i całować po policzkach. Hrabia cieszył się bardzo radością córki. 

   – To był pomysł Witolda. – powiedział Hrabia.

Zuzanna puściła ojca i chwyciła obiema dłońmi za dłoń Witolda. Uśmiechnęła się do niego z największą miłością i odparła:

   – Dziękuję. 

Dziewczyna próbowała dopytywać, ojca jak udało się im sprowadzić takie wspaniałe rzeczy, ale ten odmawiał odpowiedzi.

   – Nie mogę ci teraz tego wyjawić, ale dowiesz się w swoim czasie. – odparł tajemniczo Hrabia.

Po tych słowach Zuzanna już nie pytała o nic. Razem z ojcem i Witoldem zeszła do salonu. Koncert wciąż trwał, a zaaferowani niebywałym talentem Hrabiny goście, niczego nie zauważyli. Po kilku kolejnych minutach nastał koniec gry na klawikordzie. Wszyscy w salonie poczęli klaskać i wiwatować. Hrabina zarumieniła się i dziękowała, udając przy tym, że dziś nie było, aż tak dobrze. Po owacjach biesiadnicy wrócili do deseru, którego wciąż było jeszcze dużo na srebrnej tacy. Wieczór mijał w miłej atmosferze. Zupełnie, jakby bal odbył się tego wieczoru. Jednak w końcu zrobiło się bardzo późno i rodzina oraz goście byli zmuszeni odejść do swoich pokoi. Panowie ucałowali panie w dłonie, a one z kokieteryjnym spojrzeniem udały się do siebie. Hrabia pożegnał również kawalerów swoich córek i w salonie został, tylko on, Król i Witold. Po chwili upewnienia się, że są sami, Witold upadł przed ojcem na kolana i wtulił się w niego mocno.

   – Ojcze. Ojcze. – powtarzał po cichu.

Tylko po to, by przedwcześnie nikt nie dowiedział się kim jest naprawdę, tłamsił w sobie roztęsknione wobec ojca uczucia. Król natomiast rozpłakał się i podniósł syna z kolan, tak jak on przed chwilą, przytulił go z największą miłością.  Ściskali się tak przez dłuższą chwilę. Po tak długiej rozłące było to naturalne, że nie chcieli wypuścić się z objęć.

   – Ojcze. Tak bardzo ci dziękuję. I przepraszam, że sprawiłem ci zawód. – mówił Witold.

   – Synu. Mój kochany Witoldzie. Tak bardzo się cieszę. – mówił Król przez łzy.

Rozsiedli się w fotelach i jeszcze do końca nie mogli powstrzymać wzruszenia, które tak w sobie tłumili. Przez to tak wielkie, choć ciche wzruszenie postanowili omówić, jak przebiegnie przedstawienie Witolda na balu.

   – Myślę, że wraz z rozpoczęciem balu. Tak będzie dobrze. – powiedział Król.

   – Ojcze. Pozwól, że będzie to po pierwszym tańcu. – poprosił Witold.

   – Skoro tego sobie życzysz. – odparł Król.

   – Dziękuję. – odparł radośnie Witold. 

   – Powiedz mi tylko, dlaczego tak? – zapytał Król.

   – Chcę oświadczyć się Zuzannie, ale zanim dowie się, że jestem księciem. – powiedział Witold.

Król spojrzał na niego pełen zdumienia. Było to jednak zdumienie pełne ojcowskiej dumy. 

    Minęła noc, a dzień rozpoczął się wyjątkowo ciepło, jak na taki zimny miesiąc. Po pośpiesznym śniadaniu panie nie wychodziły z komnat. Od rana brały wonne kąpiele, smarowały się olejkami i dobierały fryzury oraz biżuterię. Tymczasem panowie robili to wszystko bez pośpiechu. Fraki już czekały, fryzur nie układali, a wonna kąpiel była miłym przygotowaniem do balu. Tego poranka Witold był niezmiernie szczęśliwy, ale zarazem poddenerwowany. Po tak długim czasie będzie mógł stanąć przed wszystkimi a przede wszystkim przed ukochaną, w prawdzie o sobie. Stał przy oknie i przyglądał się miejscu, które pokochał, i które go zmieniło. Z okna dostrzegał stodołę, w której na początku miał zmierzyć się z prawdziwą, ciężką pracą. Z lekkim sentymentem wspominał wypadek, który zbliżył go do Zuzanny. Kiedy budził się i zasypiał, była przy nim i opiekowała się nim z największą troską. Rozpłynął się w marzeniach oparty o fotel, który stał przed oknem. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi.

   – Witoldzie! – powiedział głos za drzwiami.

Młodzieniec podszedł do drzwi i otworzył je. Ku jego zdziwieniu stała za nimi Hrabina.

   – Pozwolisz? – zapytała.

   – Proszę. – odparł zdziwiony.

Hrabina weszła do komnaty Witolda, rozejrzała się tak, jakby była w tym pokoju po raz pierwszy. 

   – Witoldzie. Słyszałam, że nas opuszczasz. – powiedziała Hrabina.

   – To zależy od mego ojca. – odparł pełen dostojeństwa Witold.

   – Zabierasz ze sobą Zuzannę? – ciągnęła dalej Hrabina.

   – Mam nadzieję. – odparł Witold.

   – A czy ona ma nadzieję? – zapytała Hrabina.

   – Nie mówiłem z nią o tym. Tylko wy wiecie. – odpowiedział Witold. 

   – Jesteś pewny, że to Zuzanny chcesz? – dopytywała dalej.

   – Oczywiście. Czemu pytasz Hrabino? – zapytał Witold.

   – Kiedy tu przyjechałeś, miałam nadzieję, że spojrzysz na panny godne księcia, a nie pannę dla chłopa. Zuzanna nie nadaje się, by wejść w królewskie salony. – odparła z niesmakiem Hrabina.

   – Jak możesz, Hrabino? Przecież to twoja córka! – powiedział rozjuszony Witold.

  – Mego męża, nie moja. – odparła z udawanym spokojem.

Kiedy tak dyskutowali przez korytarz szedł lekkim krokiem Hrabia i żadne z nich go nie usłyszało. Jednak on dosłyszał głos żony w komnacie Witolda. Stanął przy drzwiach i począł nasłuchiwać.

   – Pani, jak możesz tak mówić? Jesteś dla niej jak matka. – mówił Witold.

   – Raczej macocha. Zuzanna nie jest mi specjalnie bliska. Henrykowi leży na sercu bardziej jego córka z pierwszego małżeństwa niż żona, którą ma. – odparła gniewnie Hrabina.

   – Skoro nie jest ci bliska Hrabino, to z pewnością ucieszysz się, gdy opuści dom twego męża. – odparł równie gniewnie Witold.

   – Wolałabym, żeby wyjechały moje córki, raz byłby z nich jakiś pożytek. A Zuzanna? Dalej sprawdzałaby się jako pomoc przy gospodarstwie. Hah! Kto to widział, żeby pierworodna córka szlachcica pracowała. – powiedziała z jeszcze większym niesmakiem Hrabina.

   – Twój mąż pani pracuje ciężko. Ja pracowałem i stałem się lepszym człowiekiem. Może i twoje córki Hrabino powinny poczuć ciężar pracy. – powiedział stanowczo Witold.

   – Jak śmiesz mnie pouczać! – krzyknęła Hrabina.

Wtem do komnaty wszedł Hrabia. Bez słowa stanął pomiędzy Hrabiną, a Witoldem. Jeszcze nigdy nie patrzył na żonę z takim gniewem i rozczarowaniem. 

   – Co to wszystko ma znaczyć? – zapytał ze smutkiem Hrabia.

   – Witold znów… – próbowała tłumaczyć się Hrabina.

   – Wszystko słyszałem! – odparł podniesionym głosem Hrabia.

Jego żona zamilkła, nie wiedziała co tym razem ma powiedzieć na swoją obronę. Przez własną próżność wydała wszystkie skrywane kłamstwa i złości.

   – Nawet nie wiesz jak wielki ból dziś mi sprawiłaś. Nigdy, ale to nigdy nie zadałaś mi tyle bólu, co dziś. – powiedział smutno Hrabia.

Z tego całego smutku, aż usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoni. 

   – Wuju! Dobrze się czujesz? – zapytał zaraz Witold.

   – Nie martw się Witoldzie. Dziękuję, że stanąłeś za mną, a nie przeciw mnie. – powiedział niebyt głośno Hrabia.

   – Mężu… – próbowała coś powiedzieć Hrabina.

   – Zofio… Rodzina. Rodzina. – powtarzał Hrabia – Czy nie jesteśmy rodziną? Czy nie kocham ciebie, ani twych córek, które są moimi? Czy nie spełniałem każdej twej zachcianki i naszych córek? Dlaczego tak bardzo mnie skrzywdziłaś?

   – Ja.. Ja… – mówiła Hrabina. 

   – Powiedz! – Hrabia podniósł głos.

   – Zuzannę kochasz bardziej ode mnie. Ona jest tak bardzo inna niż ja. Nigdy nie umiałam jej pokochać. – odpowiedziała przez łzy Hrabina.

   – Zawiodłem się na tobie żono. Jak mogę dalej ci ufać? – zapytał z bólem serca Hrabia.

Hrabina poczęła rzewnie płakać. 

   – Wybacz mi! – odparła przez łzy Hrabina. – Byłam tak bardzo zazdrosna.

   – Nigdy mi nic nie mówiłaś. Żadnym bólem się ze mną nie dzieliłaś. – mówił z pretensją Hrabia.

   – Wybacz mi, mój mężu. Pozwól mi  to naprawić. – mówiła płacząc. 

Hrabina jako kobieta bystra, szybko zrozumiała, że już nie zatai swoich pretensji do Zuzanny i będzie musiała stać się pokorną żoną, by odzyskać względy męża. On jednak jako człowiek mądry, dobry, a przede wszystkim bardzo ją kochający, nie mógłby długo gniewać się na nią.

   – Wybaczę ci, ale tera zostaw mnie samego. – powiedział Hrabia.

Hrabina spojrzała na niego przez łzy i wyszła w biegu. Witold w tym czasie nadal stał na swoim miejscu i nic nie mówił, tylko słuchał. Hrabia zaś wstał z fotela i wziął Witolda za rękę jak najlepszego przyjaciela.

   – Mój drogi. Nie chciałem byś mi zabierał Zuzannę, lecz teraz proszę zabierz ją daleko stąd i przywieź mi ją w odwiedziny, kiedy będzie już nosić koronę, by nikt nie mógł już spojrzeć na nią z góry. – powiedział Hrabia. 

   – Wuju! Tak zrobię, jeszcze dziś wszyscy się o tym dowiedzą! – poprzysiągł Witold.

   – Cóż mam zrobić teraz? – zapytał Hrabia.

   – Wuju, cóż mam ci powiedzieć? Być może daj swej żonie do zrozumienia, że jest kochana, ale daj jej też czas do opamiętania. – powiedział Witold.

Hrabia spojrzał na niego i uśmiechnął się. 

   – Czyż to mówi mój bratanek czy już przyszły król? – rzekł.

   – To dzięki tobie wuju nabrałem roztropności i mądrości. – odparł Witold.

   – Z pewnością. – zaśmiał się Hrabia. – Szykuj się mój drogi. Wkrótce będziemy witać gości.

Hrabia próbował się uśmiechnąć. Ścisnął dłoń bratanka, opuścił komnatę Witolda i udał się do swojej. 

img_20191111_021052_01~35250239847722440118..jpg

 

]]>
https://kmacisia.blog/2020/05/21/moj-kopciuszek-xiii/feed/ 0 kmacisia img_20191111_021052_01~35250239847722440118..jpg
„Mój Kopciuszek” XII https://kmacisia.blog/2020/04/14/13006/ https://kmacisia.blog/2020/04/14/13006/#comments Tue, 14 Apr 2020 16:29:49 +0000 http://kmacisia.blog/?p=13006 Na hrabiowskim dworze wrzał ogromny gwar. Od wschodu słońca wszyscy coś wynosili i wnosili, poprawiali, i wycierali. W każdej chwili mógł przybyć Król. Hrabia wraz z rodziną szykował się od rana na spotkanie z Jego Wysokością. Panie przebierały w sukniach, pończochach, gorsetach oraz wymyślnych fryzurach. Panowie zaś bez większego prestiżu ubierali odświętne fraki, koszule i buty. Czas mijał, a rodzina czekała zniecierpliwiona w ogromnym salonie, który został równie odświętnie uszykowany, jak młode panienki. Radość i ekscytacja wyrywały się spomiędzy małego tłumu. Tylko Witold był lekko poddenerwowany, krążył po salonie i korytarzu na zmianę. W końcu wuj poprosił go stronę.

   –  Co się z tobą dzieje? – zapytał.

– Eh… – westchnął ciężko Witold – Zastanawiam się nad jedną rzeczą…

– Jaką? – zapytał Hrabia.

– Nie chciałbym, by to dziś się wydało. Chodzi o ojca, o króla. – odpowiedział bezwładnie młodzieniec.

– Co masz na myśli? – dopytywał wuj.

– Chciałbym, aby ojciec przedstawił mnie jako swego syna dopiero na balu. Chodzi mi o Zuzannę i wasze córki też, i w ogóle o wszystkich… – powiedział Witold.

Hrabia pogładził się po brodzie i myślał przez chwilę. Przeprosił panie na moment i udał się z bratankiem na przechadzkę, by ten lekko się rozluźnił. Tak przynajmniej oznajmił żonie oraz córkom, kiedy poczęły wścibsko wypytywać o ich spacer.

   – Ale jak to? Dokąd teraz idziecie? Czy król już przybył? – pytała macocha wraz z córkami.

– Nie moje najdroższe. Witold nie stał jeszcze przed Królewskim Majestatem. Denerwuje się, pójdziemy na krótką przechadzkę.

Panie zaśmiały się i pokiwały głowami, natomiast panowie również śmiejąc się lekko pod nosem ze słów Hrabiego, oddalili się do komnaty królewskiego posła. Polecili mu obaj, by pilnie wyjechał na spotkanie Króla i przekazał mu list z niezwykle ważną wiadomością. Hrabia pisał szybko, ale zarazem niezwykle pięknie.

„Wasza wysokość. Z pewnych przyczyn, które z pewnością później wyjaśnię, przedstaw Królu Księcia Witolda, jako swego syna dopiero na balu, a do tego czasu niech pozostanie moim drogim bratankiem.”

Poseł wziął zapieczętowany list i ruszył na spotkanie Królowi. Hrabia zaś wrócił wraz z Witoldem do swych uroczych towarzyszek. Rozsiedli się na miękkich siedzeniach i z większym już spokojem oczekiwali przyjazdu ojca Witolda.

– W porządku? – zapytała cichym głosem Zuzanna.

– Tak, oczywiście. – odparł Witold z uśmiechem na twarzy.

Przez moment wpatrywali się w siebie nawzajem tak, jakby siedzieli w salonie sami, a świat dookoła wirował radośnie.

   – Och Witoldzie, lękasz się Majestatu?- przerwała miłą chwilę Grażyna.

– Ojczulek bywał już na dworze królewskim, osobiście zna Króla. – odparła dumnie Elżbieta.

– Doprawdy? Nie wspominałeś mi o tym wuju… – Witold zwrócił się z udawaną ciekawością do Hrabiego.

– Stare czasy Witoldzie. Nic takiego. – odpowiedział z lekkim uśmiechem Hrabia.

Młode panny na wzór Witolda same poczęły krążyć po salonie, co kilka minut zaglądały przez okna i wypatrywały szczególnego gościa. Im dłużej czekały, tym bardziej były niecierpliwe. Gdy nagle z podwórza dało się słyszeć głośne okrzyki.

   – Jadą! To Król! – wołali hajducy.

Hrabia wraz z rodziną wyszedł przed dom. Pan domu na przedzie, za nim jego żona i córki, a na końcu stanął Witold. Gdy tylko ustawili się na swoich miejscach, przez potężną bramę dworu wjechał cały orszak. Straż przyboczna, królewska karoca, znów straż, kolejne dwie karoce i jeszcze więcej straży oraz służby. Królewski Herold zeskoczył z kozła i dmuchnął z całej siły w trąbę, by obwieścić przyjazd Króla. Zaraz paziowie otworzyli drzwi karocy i ukłonili się nisko przed Królem. Za nimi ukłoniła się hrabiowska rodzina. Gospodarz podszedł do króla, skłonił się raz jeszcze i przedstawił swoją rodzinę.

   – Wasza Wysokość! Jestem rad z waszej wizyty. – powiedział.

– Miło cię znów widzieć Hrabio! – odparł Król ukrywając radość.

– Za pozwoleniem! – dodał Hrabia – To moja żona, Hrabina Zofia. A to moje córki, Elżbieta, Grażyna i Zuzanna.

Wszystkie panny ukłoniły się raz jeszcze.

– A ten młodzieniec? – zapytał Król z blaskiem w oczach.

– To mój bratanek. Ojciec przysłał go do mnie na służbę, Wasza Wysokość. – odpowiedział Hrabia.

Witold ukłonił się nisko i tak jak król z trudem ukrywał radość. Hrabia zaprosił Króla do salonu. Tam, jak to na takich wizytach bywa, bliżej przedstawił swoją rodzinę i opowiedział o balu. Panie zaś pełne zachwytu wpatrywały się w Króla. Po niedługim czasie Gospodarz domu zaproponował, by Król udał się na odpoczynek do komnaty. Gdy ten miał już wstać, Grażyna wbrew konwenansom i wcześniejszym upomnieniom ojca, zaczęła pytać Króla o Księcia.

   – Wasza Wysokość! – skłoniła głowę – Książę nie przybył do nas? Jest nam niezmiernie przykro.

Król zmierzył dziewczynę wzrokiem. Nie spodobało mu się jej zachowanie, lecz jako dobry król odpowiedział dziewczynie łagodnie.

   – Panienko. Książę przybędzie do nas jutro, na bal.

Po czym wstał i wyszedł wraz z Hrabią. Panie zaś trwały jeszcze jakiś czas w zachwycie, jednak mimo tego Hrabina nie puściła płazem zachowania córki i poważnie ją upomniała. Witold zaś udał się do siebie. Po jego wyjściu macocha odprawiła do pokoju Zuzannę, gdyż sama pragnęła oficjalnie przedstawić córki ich wybrankom. Zaprosiła Hrabiego Stefana oraz Barona Karola na herbatkę, by mogli bliżej poznać jej córki przed balem. Inaczej sprawy miały się w królewskiej komnacie. Król zaprosił Hrabiego na osobistą audiencję. Oczywiście nie była to oficjalna rozmowa, po za oczami dworzan i członków rodziny, panowie rozmawiali ze sobą jak starzy przyjaciele.

– Henryku! Opowiedz mi o moim synu. Tyle dobrego mi napisałeś! – powiedział Król.

Hrabia nalał wina do kielichów, jeden podał swemu gościowi, a drugi pozostawił sobie. Zaraz też usiadł w fotelu na przeciw Króla.

– Witold bardzo się zmienił. Przyjechał tu tak dumny i wyniosły, jak mało kto. Stronił od pracy, a teraz?  Sam się do niej rwie. Jest bardzo sumienny i uczciwy. Nie mogę powiedzieć o nim nic złego. Jest rozsądny i mądry, a do tego zakochany… – powiedział z lekkim uśmiechem.

Słysząc to Król żywo się zainteresował.

– Zakochany? Naprawdę?

– Tak. – odparł Hrabia – W mojej najstarszej córce, Zuzannie.

– Nie mogę wprost uwierzyć! – powiedział zachwycony Król.

– Uwierz przyjacielu. To ze względu na Zuzannę, Witold postanowił się zmienić. Trwała przy nim, kiedy wydarzył się wypadek w stodole. – rzekł Hrabia.

Król spojrzał zaniepokojony na przyjaciela.

– Pisałem ci o tym. Było to krótko po jego przyjeździe… – uprzedził pytanie Hrabia.

– Tak… Już sobie przypominam. – odparł spokojnie Król.

– Teraz chce zabrać Zuzannę ze sobą… – powiedział jakby smutno Hrabia.

– To wspaniała wiadomość! Mój syn zmienił się dla ukochanej kobiety. – mówił z radością Król.

– Tak. Oczywiście. – przytaknął Hrabia.

– A cóż to? Nie cieszysz się moim szczęściem? – zapytał zaskoczony
Król.

Hrabia wstał, dolał sobie jeszcze wina, spojrzał w zaszronione okno i wrócił na swoje miejsce.

– Przyjacielu! Moje serce raduje się twoim szczęściem. Idzie tu jednak o moją ukochaną córkę. – odrzekł Hrabia.

– Rozumiem przyjacielu. Nie martw się! Z pewnością będzie cię często odwiedzać. – powiedział radośnie Król.

– Taką mam nadzieję. – uśmiechnął się Hrabia.

Przez kolejne minuty rozmawiali o polityce, gospodarce i wielu ważnych sprawach. Przyszedł jednak czas, by Hrabia opuścił swego gościa.

– Henryku! Zaczekaj! – zawołał Król – Powiedz mi jeszcze jedno.

Pan domu usiadł z powrotem w fotelu.

– Dlaczego nie chciałeś, bym oznajmił wszystkim, że Witold, to mój syn? – zapytał Król.

– Ze względu na Witolda. Nie chciał, by teraz wszyscy się o tym dowiedzieli. Zapewne poczęliby inaczej go traktować. Woli byś zrobił, to na balu. Domyślam się, że będzie chciał również zadać bardzo ważne pytanie Zuzannie. – powiedział Hrabia.

– Zacnie! – zawołał Król.

Hrabia uśmiechnął się do przyjaciela i zapewnił, że służba dostarczy mu do komnaty kolację. Po czym wrócił do swoich obowiązków. Hrabina zaś dalej oczekiwała swoich gości. Panowie postanowili wykorzystać słoneczny, choć chłodny dzień na polowanie. Panie piły już trzecią herbatę, gdy na korytarzu rozległ się odgłos kroków.

– Miłe panie! – ukłonili się długo oczekiwani goście.

– Och! Jak cudownie panów widzieć! – odparła z radością Hrabina – Zapraszam!

– Baronie! To moja córka Elżbieta! Hrabio! To moja córka Grażyna! – przedstawiła je matka.

Panowie ukłonili się i ucałowali dłonie panienek.

– Zdaję się, że udało nam się panienki poznać. – rzekł szarmancko młody Hrabia.

– Zaiste! – wtrącił się Baron – Na przyjęciu u mego wuja!

Elżbieta i Grażyna zarumieniły się i usiadły, panowie zaś naprzeciw nich. Służba przyniosła kolejną herbatę i panie poczęły kokietować panów.

– Byli panowie na polowaniu! Cóż za wspaniałe zajęcie! – niemalże pisnęła Grażyna.

– Tak. Jest nadzwyczajne. – odparł lekko zdezorientowany Baron.

– Ma pan taki błysk w oku! – powiedziała z zachwytem Elżbieta.

Panowie zmieszali się do reszty. Nie spotkali się jeszcze z takim zachowaniem.

– Panowie wybaczą! Córki są pod wrażeniem przyjazdu Króla. – wybrnęła z sytuacji ich matka.

– O tak! Z pewnością! – powiedział zainteresowany Hrabia Stefan.

– Cóż skłoniło Króla, by tu przybyć? – zapytał zaintrygowany Baron Karol.

– Hrabia Henryk zna się z Królem z dawnych lat. Postanowili spotkać się w tak sprzyjających okolicznościach. – odparła wymijająco Hrabina.

– Nadzwyczajne! – rzekł Baron. – Nie dziw, że panienki są tak podekscytowane.

– Tak. To dla nas niezwykłe wydarzenie. – powiedziała Elżbieta.

Obie siostry szybko zrozumiały, że zachowały się niestosownie. Pochyliły niewinnie główki i piły herbatkę. Zerkały tylko zalotnie na panów, oni zaś, jakby zapomnieli o niestosownym zachowaniu pań. Sami poczęli kokietować panienki, nie zapominając przy tym o Hrabinie.

   – Wspaniały dom. To zapewne pani zasługa. – odparł Baron.

– Cóż… Mam w tym swój wkład. – odparła rozradowana.

– A panienki? Cieszą się na jutrzejszy bal? – zapytał Hrabia Stefan.

– Oczywiście – odparła Grażyna – Szczególnie teraz.

Przez resztę dnia siostry trzepotały rzęsami do panów i pełne zachwytu odpowiadały na wszystkie pytania. Hrabia Stefan i Baron Karol byli zauroczeni pięknymi twarzyczkami. Słali im komplementy i opowiadali o swych wyczynach, by bardziej zaimponować panienkom. Hrabina po kilku chwilach rozmowy opuściła córki, była potrzebna na sali balowej. Ostanie szczegóły musiały zostać dopięte i zatwierdzone.

   Wieczór mijał przyjemnie. Na dworze wzmógł się wiatr, lecz w domostwie Hrabiego panował spokój. Elżbieta i Grażyna słodko świergotały z Hrabią i Baronem. Hrabia Henryk spędzał wieczór przy lekturze, zaś Hrabina przygrywała mu na klawikordzie. Dźwięk instrumentu rozbrzmiewał w całym domu. Zuzanna słysząc słodkie uderzenia klawiszy, kołysała się w rytm melodii po swej komnacie. Witold zaś nie mógł usiąść na miejscu. Zszedł na dół do kuchni i postanowił pomóc kucharzom przy kolacji. Oparł się o ścianę i żwawo przecierał talerze oraz kubki, które podsunęła mu kucharka. Szwargotali między sobą z sympatią. W pewnym momencie kucharzowi rozlało się ciasto, które miał upiec na deser. Hrabia napomniał wcześniej kucharzowi, by było to tak pyszne ciasto, jak nigdy wcześniej, gdyż będzie podane na podwieczorek z Królem.

   – Nie! Nie! Co ja teraz zrobię! – biadolił kucharz – Hrabia będzie wściekły!

– Spokojnie. Nic się nie stało. Powiesz Hrabiemu, że ci pomagałem i upuściłem misę. – powiedział Witold z miłym spokojem.

– Nie mogę! Przecież… Przecież…- próbował coś powiedzieć kucharz,

– Możesz! A teraz ja to posprzątam, a ty ukręcisz drugie ciasto. – odparł stanowczo Witold.

W tym czasie Król postanowił zwiedzić dom przyjaciela, gdy usłyszał głos syna, poszedł za nim. Stanął za drzwiami do kuchni i przysłuchiwał się wszystkiemu. Łza zakręciła się w jego oku. Otarł policzek i po cichu wrócił do siebie.

 

20200414_1826003166864446209510162.jpg

 

]]>
https://kmacisia.blog/2020/04/14/13006/feed/ 6 kmacisia 20200414_1826003166864446209510162.jpg
„Mój Kopciuszek”XI https://kmacisia.blog/2020/03/30/moj-kopciuszekxi/ https://kmacisia.blog/2020/03/30/moj-kopciuszekxi/#respond Mon, 30 Mar 2020 08:09:44 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12930 Wstał kolejny poranek. Słoneczny, mroźny i falujący na delikatnym wietrze poranek. Drzewa otulone warstwą postrzępionego szronu, okna przystrojone lodową mozaiką. Bez względu na ten ogromny chłód, wróble, sikorki i gile gromadziły się przy pańskim dworze, oczekując na ziarno, które miały dostać kury. Tego dnia cały dom Hrabiego wstał z pierwszym pianiem koguta. Poranna toaleta - mycie twarzy, ubieranie się i upinanie włosów. Zaraz po tym skromne śniadanie i praca. Macocha Zuzanny, jako pani domu, pomagała Hrabiemu przy organizacji balu. Szczególną uwagę poświęciła komnacie, która czekała na przyjazd Króla. Sama Macocha, czekała na niego, jakby ze zniecierpliwieniem. Atmosfera w domu była niezwykła. Elżbieta i Grażyna bez słowa sprzeciwu zabrały się za pracę w kuchni. Zgarniały popiół, przesypywały go do popielniczek i rozsypywały po dróżkach. Wychodząc na dwór, zasłaniały głowy kapturami od płaszczy, aby czasem kawalerzy ich nie dostrzegli przy pracy dla służby. Odkąd ojciec zapowiedział wizytę Króla i Księcia, bardzo chciały pójść na bal, jeszcze bardziej niż wcześniej. Zmówiły się między sobą, aby dobrze i szybko wypełnić zadanie ojca. Przez moment zastanawiały się, czy czasem nie wyrządzić Zuzannie jakiegoś kaprysu, ale prędko przypomniały sobie, że przecież ich siostra nie chce Księcia. Zuzanna, tak jak jej siostry, miała przed sobą bardzo pracowity dzień. Pomagała przygotować bal, chociaż była pewna, że na niego nie pójdzie. Jej suknia była przecież zniszczona, a ojciec kazał jej zostawić strzępki sukni w spokoju, mimo tego, że chciała je zszyć. Było jej przykro, kiedy myślała o tym, że zabawę spędzi w swojej komnacie i to samotnie. W dodatku Witold... Zuzanna była przekonana, że być może stracił jedyną okazję, by pójść na swój pierwszy bal. Te wszystkie smutki odganiała, jednak na bok. Z uśmiechem i dobrotliwym spojrzeniem służyła pomocą. Razem z innymi pannami polerowała srebro i układała je na stole, wraz z talerzami i kielichami. Tak jak ona, Witold również był zajęty przygotowaniami. Wspinał się po długiej drabinie i wieszał na ścianach balowej sali, długie i ciężkie łańcuchy splecione z sosny oraz jałowca. Ozdobione były szyszkami przeróżnej wielkości i owocami samego jałowca. Przy każdym łączeniu łańcucha, wieszał trzy suszone jabłka. Kiedy miał ku temu sposobność, młodzieniec, zerkał w stronę Zuzanny i posyłał jej promienny uśmiech. Dzień mijał wszystkim w takim przejęciu i pośpiechu, że godziny same uciekały. Przyszła pora obiadu. Hrabia wraz z rodziną zasiadł do stołu. Kucharz przygotował dla nich ziemniaczane pyzy z omastą. Wszyscy byli tak głodni, że zjedli bez żadnego szemrania. Pierwsze zjadły siostry - Elżbieta i Grażyna. Otarły usta chustką i chciały odejść od stołu. - A wy dokąd, moje panny? - zapytał Hrabia. - Do pracy, ojcze. - odparły jednym chórem siostry. - Zaczekajcie chwilę. - odparł zdziwiony - Dziś wieczorem, przy kolacji dowiecie się, czy wasza praca przyniosła upragnione owoce. Będzie także trzeba rozsądzić sprawę stroju Zuzanny i Witolda. Siostry spuściły głowy, jakby pierwszy raz w życiu odczuły poczucie winy. Mimo skrywanej dalej zazdrości i niechęci do starszej siostry, coś w nich pękło. Wydawałoby się, że dni ciężkiej pracy złamały choć odrobinę, ogromną pychę i dumę. - Teraz już możecie odejść. - rzekł Hrabia, kiedy zobaczył skruszoną postawę córek. Następnie odprawił również Zuzannę i Witolda, a sam udał się z żoną na mały spoczynek. Mijały kolejne godziny. Przez salę balową ciągle ktoś przechodził, coś wnosił, coś wynosił. Kiedy Witold w końcu skończył z łańcuchami, począł wnosić z innymi krzesła i ustawiał je od razu przy stole. Na każdym krześle miała zostać położona szkarłatna poduszka. Krążąc pomiędzy salą, a schowkiem, Witold z większą łatwością mógł przyglądać się ukochanej dziewczynie. Zuzanna ustawiała z największą dbałością sztućce, zaraz obok talerzy i kielichów, a jeszcze czekały na nią świeczniki. Gdy skończyła układać zastawę stołową, poczęła układać na nim małe dekoracje. Pojedyncze, splecione i zszyte ozdoby, zrobione z jałowca, jemioły, suszonych kwiatów, a także jabłek. W tym czasie parobcy odgarniali śnieg na podwórzu, który nasypał nocą. Torowali wjazd od drogi do podwórza, a niektórzy z nich torowali drogę wiejską wraz z okolicznymi chłopami. Nikt nie marudził, nikt nie narzekał. W końcu, czy na każdy szlachecki bal przyjeżdża Król? Zapadł wieczór. Niebo choć ciemne, błyskało jeszcze ostatnimi, pomarańczowymi promykami słońca. Przy wspólnym stole ponownie zasiadła rodzina. Zuzanna siedziała na przeciw Witolda, ukradkiem zerkała na niego tak, by nikt tego nie zauważył. Natomiast on zerkał na nią i trwali tak w ciszy przy stole. Obok Zuzanny siedziały jej siostry, były już mniej ciche i spokojne. Niecierpliwie czekały na ostateczny werdykt ojca. Hrabia wraz z żoną, siedzieli obok Witolda. Wspólnie jedli chleb, pasztet z zająca oraz pili ziołową herbatę. Gdy skończyli, Hrabia zaprosił rodzinę do salonu, tam też służba zaniosła herbatę i placek śliwkowy. - Moja droga! - Hrabia zaczął od żony - Dziękuję, że byłaś i jesteś ze mną. Hrabina uśmiechnęła się do męża, on zaś mówił dalej: - Grażyno! Elżbieto! Wasze ostatnie poczynania nie dały mi powodu do dumy. Jednak uczciwie odpracowałyście swoje przewinienia. Pójdziecie na bal. Siostry pisnęły i podskoczyły z radości. - Ach, ojczulku! - zawołały razem. - Dajcie mi skończyć. - odparł Hrabia - Była to dla mnie nauczka, by nie puszczać płazem waszych przewinień. Jeżeli znów dojdzie do tak niedopuszczalnej sytuacji, kara się powtórzy i będzie jeszcze sroższa. Dziewczęta przeraziły się. Nie chciały nigdy więcej być kopciuchami. Obiecały ojcu zmianę na lepsze, po czym słuchały, co mówi dalej... - Jest jeszcze jedna sprawa. Zuzanna nie ma sukni, a Witold fraka. Mimo to, obiecuję, że na bal pójdziecie, a jakieś stroje z pewnością się znajdą. Zuzanna uśmiechnęła się do ojca i delikatnie skłoniła główkę w podziękowaniu. Witold był za to zmieszany. Wiedział o wszystkim. Poważnie spoglądał przed siebie, jakby martwiło go coś więcej, lecz nic nie mówił. - Moje drogie! - odparł raz jeszcze Hrabia - Jutro swoją obecnością zaszczyci nas król. Jutro moje córki, poznacie bliżej swoich wybranków. Siostry ucieszyły się ogromnie. Gdzieś nadal myślały, jednak o księciu i układały plan, jakby go sobą zauroczyć. W końcu są piękne, a gdyby tak książę zobaczył jedną z nich w klejnotach, i w towarzystwie możnych panów? Być może poczułby zazdrość? Myślały tak i myślały, a wieczór mijał. Rodzina Hrabiego miło gaworzyła przy herbatce i kawałku ciasta. Płomień w ognisku tańczył wesoło, a skry strzelały radośnie w powietrze. Po pewnym czasie, panie opuściły salon, a panowie pozostali sami. - O co chodzi? - spytał Hrabia. - Jak to? Czemu pytasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie Witold. - Nie udawaj. Widzę, że coś cię trapi. - odparł wuj. - Zastanawiałem się, czy jej nie rozczaruje, jako książę... - westchnął młodzieniec. Hrabia zaśmiał się i zapytał: - A to ktoś inny? Przyobleczesz w strojnych szatach inną twarz? Młodzieniec chwilę się zastanawiał. Postukał palcami o filiżankę herbaty i odparł: - Zmieniłem się tu, jako twój bratanek, ale byłem inny jako książę. - Witoldzie! - powiedział twardo Hrabia - Najważniejsze jest właśnie to, że się zmieniłeś. Sam to dostrzegasz! Teraz będziesz mógł być lepszym księciem. Nie jesteś już tym samym człowiekiem. Witold wzruszył się, uśmiechnął i odparł: - Dziękuję wuju.
]]>
https://kmacisia.blog/2020/03/30/moj-kopciuszekxi/feed/ 0 kmacisia
"Mój Kopciuszek" X https://kmacisia.blog/2020/03/23/moj-kopciuszek-x/ https://kmacisia.blog/2020/03/23/moj-kopciuszek-x/#comments Mon, 23 Mar 2020 21:27:02 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12865 Mijały kolejne poranki i wieczory. Witold codziennie mijał Zuzannę na dworskich korytarzach. Wymieniali się cichymi, pełnymi uśmiechu spojrzeniami. Krótkie chwile radości dawały młodzieńcowi nadzieję na kolejne spotkanie sam na sam. W czasie pracy notorycznie wpatrywał się w okno dziewczyny, szukał jej postaci za zaszronionym oknem. Oczy błyskały mu niczym iskierki, gdy dojrzał choćby zarys jej twarzy. Całe dnie spędzał na ciężkiej pracy, lecz te ulotne momenty dodawały mu sił. Gdy jeździł po drzewo do lasu z innymi panami, czy sprzątał stajnie, czy nosił ciężkie sprzęty, czy rąbał drewno. Cokolwiek robił myślał o Zuzannie. Dalej było śpieszno do ojca na zamek, ale już tylko po to, by zabrać ją tam ze sobą. Pragnienie życia w luksusie, gdzieś się w nim rozmyło. Czas mijał Witoldowi w ciężkiej pracy, jednak wystarczyło mu, że spojrzała na niego, uśmiechnęła się i wszystkie niedogodności znikały. Inaczej sprawy miały się z Elżbietą i Grażyną. Siostry na każdy dzień miały jedno zadanie, wynieść z kuchni popiół i wysypać nim ścieżki na podwórzu. Niewiele ich to jednak uczyło. Kłóciły się między sobą i okrutnie się oskarżały o to co ich spotkało. Gdy tylko przypomniały sobie o starszej siostrze, to od razu zaczynały mówić na jej temat. Chętnie ją obrażały i śmiały się do rozpuchu. Wielokrotnie były tak rozbawione, że jeszcze przed wyjściem z kuchni rozsypywały popiół. Łatwo przychodziło im oskarżanie innych o swój los. Po cichu, gdzieś na uboczu przyglądał im się ojciec. Potrząsał głową ze smutkiem i zastanawiał się, kiedy jego kochane córeczki tak się zmieniły. Bal zbliżał się wielkimi krokami. Zostały tylko trzy dni do wielkiej i tak wyczekiwanej uroczystości. Przygotowania szły pełną parą - sprzątanie, dekorowanie sali, przystrajanie stołów i próby muzyków. Nawet zjechali się już znakomici panowie, którzy mieli towarzyszyć Elżbiecie i Grażynie w czasie tańców. Hrabia Stefan i Baron Karol bardzo pragnęli poznać bliżej swoje wybranki, jednak nie udało się im znaleźć owych panienek w dworskich murach. Nie zapuszczali się w okolice kuchni i pomieszczeń gospodarczych, gdzie Elżbieta i Grażyna wynosiły popiół. Jednak nie tylko owi panowie przybyli na dwór Hrabiego. Koło południa przybył również królewski poseł. Służba prędko zaprowadziła go do gabinetu Hrabiego. - Mości Hrabio! - ukłonił się poseł. - Witaj! Cóż cię sprowadza? - zapytał Hrabia. - Jego Wysokość! Miłościwie nam panujący król, posłał mnie pośpiesznie przed sobą z listem do waszmości. Jego Wysokość śle serdeczne pozdrowienia! - odparł dostojnie poseł. Hrabia zdziwił się bardzo. Miał nadzieję, że król wyprawi z upominkami jego posła i go odeśle z powrotem. Pomimo zdziwienia otworzył list i zaczął czytać… "Henryku! Mój drogi przyjacielu! Jestem bardzo rad z powodu twojego listu. Tym bardziej cieszę się ze zmiany Witolda, którą mi opisałeś. Twoją prośbę spełnię osobiście. Jeśli jest dokładnie tak, jak napisałeś, zabiorę Witolda ze sobą." Hrabia po przeczytaniu listu, aż usiadł z wrażenia. Spojrzał z niedowierzaniem na posła i zapytał: - Kiedy tu będzie? - Za dwa dni. - odpowiedział poseł. - Dzień przed balem… - odparł niemalże bez tchu Hrabia. Po chwili otrząsnął się. Wstał i nakazał prędko ugościć królewskiego posła. Gdy tylko ten wyszedł z jego gabinetu, zaraz wezwał do siebie Witolda. W tym czasie młodzieniec pomagał służbie ustawiać stoły. Na wezwanie wuja zostawił stoły i pobiegł do domu. - Tak, wuju? - zapytał, gdy tylko wszedł do gabinetu. - Usiądź Witoldzie. - odparł Hrabia. - Czy coś się stało? - zapytał raz jeszcze. - Młodzieńcze. Właśnie przybył do nas poseł twego ojca. Spełni moją prośbę i będzie tu za dwa dni… - powiedział Hrabia. - Jak to? Mój ojciec tu przybędzie? - spytał zdziwiony. - Tak. Napisałem królowi o twojej zmianie. Postanowił tu przybyć i zobaczyć to na własne oczy. Jeśli uzna, że to co napisałem jest rzeczywiście prawdą, to zabierze cię z powrotem na zamek. Witold milczał. W głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli. - Wuju! - odezwał się nagle - Jeśli tak będzie, to chciałbym zabrać Zuzannę ze sobą. Hrabia począł nerwowo stukać palcami po biurku. Przez chwilę patrzył na swoją dłoń i czekał na dalsze słowa bratanka. Ten natomiast wyczekiwał tego, co ma mu do powiedzenia wuj. W końcu Hrabia wziął głęboki wdech i rzekł: -Nie wiem czy będę potrafił się na to zgodzić. Zuzanna to moja najukochańsza córka… - złapał głęboki wdech i mówił dalej - Jednak jest już dorosła i decyzja należy do niej… Jeżeli Zuzanna będzie tego chciała, pobłogosławię was. Witold wstał, ukłonił się wujowi i odparł: - Cierpliwie będę wyczekiwał przyjazdu ojca. Po czym wyszedł i wrócił do pracy. Hrabia zaś opadł jakby z sił. Nie sądził, że myśl o rozstaniu z Zuzanną, może być dla niego tak bolesna. Pragnął jednak jej szczęścia, nawet jeśliby oznaczało to rozstanie. Postanowił w myśli, że jeśli tego zapragnie, wypuści ją ze swoich ramion. Gdy zbliżył się wieczór, Hrabia zebrał swoją rodzinę i służbę w dużym salonie na parterze. - Moi mili! - rzekł - Jak wszyscy wiecie, za dwa dni odbędzie się coroczny bal. Za każdym razem spędzamy go we wspólnym gronie. Zjeżdża się na niego cała okolica oraz wielu znakomitych gości. W tym roku swoją obecnością zaszczyci nas sam król. Nie wykluczone, że przybędzie wraz z księciem. Na dźwięk tych słów wśród zebranych rozległ się szept. Wszyscy byli mile zaskoczeni, ale też poczęli się zastanawiać, jaki ten król jest. Pośród owego szeptu rozległ pisk sióstr Zuzanny, które od razu zapragnęły uwieść księcia. Hrabia spojrzał wymownie na córki i mówił dalej. - Jego Wysokość przybędzie tu dzień przed balem. Nie należy mu przeszkadzać, a wśród nas zagości dopiero w dzień balu. Po tych słowach zlecił jeszcze służbie przygotowanie najlepszej komnaty i najlepszego miejsca za stołem dla króla. Gdy skończył rozporządzać zadania, rozpuścił służbę i udał się z rodziną na kolację. Według tradycji przed każdą większą uroczystością jedli skromniej, by tym bardziej cieszyć się potem ucztowaniem na balu. - Z księciem? - zapytał szeptem Witold. - Tak myślę. Nie napisał tego w liście, ale myślę, że chciałby nam przedstawić syna. - odparł spokojnie Hrabia. Młodzieniec czuł się niezręcznie. Wiedział, że jest księciem, a inni przecież oczekiwali jego przybycia. - Ach książę! - klasnęła w dłonie Grażyna. - Wyobrażasz to sobie? - zapytała rozmarzona Elżbieta. - A ty nie czekasz na księcia? - zapytał Hrabia Zuzanny. - Nie, ojczulku. - odparła i spojrzała ukradkiem na Witolda. - I dobrze! - odpowiedziała Grażyna - Jak nie będziesz się koło niego kręciła, to od razu będzie mój. - Twój!? - zapytała zszokowana Elżbieta - Nie spojrzy na ciebie, gdy tylko zobaczy mnie! Siostry zaczęły się przepychać i kłócić o to, którą z nich wybierze książę. Nagle Witold parsknął śmiechem. Odsunął się od stołu i śmiał się jeszcze głośniej. Pierwszy raz od dłuższego czasu pozwolił sobie na taki nie takt. Grażyna i Elżbieta osłupiały. Wszyscy domownicy patrzyli na niego ze zdziwieniem. - Cóż cię tak bawi? - zapytała Elżbieta. - Wybacz Elżbieto, ale wątpię czy zainteresujecie księcia takim zachowaniem. - odparł jeszcze przez śmiech Witold. Hrabia chrząknął głośno i spojrzał na Witolda. Młodzieniec od razu się uspokoił i przeprosił wszystkich za swoje nietaktowne zachowanie. - Moje drogie! - ozwał się Hrabia - Nim poczniecie myśleć o księciu, pomyślcie o pracy, którą macie jeszcze do wykonania. Po za tym macie już partnerów na bal. I na tym skończyły się wszelkie dyskusje. Po kolacji wszystkie panny udały się na spoczynek do swych komnat. Panowie zaś dalej siedzieli przy stole. Pili grzane wino i w ciszy wpatrywali się w płonące drwa na kominku. Powoli łyk po łyku. Wzdychali ciężko, jakby nie byli pewni dnia jutrzejszego. - O czym myślisz? - zapytał Hrabia. - O ojcu… Czy spełnię jego oczekiwania? - westchnął Witold - Wiesz… Byłem zły na niego. Nie rozumiałem po co mnie tu wysłał. Czułem, że robi mi krzywdę swoją decyzją… Jednak po czasie wiem, że dał mi najpiękniejszy prezent. Poznałem ciebie, nauczyłem się pracy, szacunku i zakochałem się. Witold uśmiechnął się i zamilkł. Hrabia poklepał go po ramieniu i rzekł: - Koniecznie mu za to podziękuj.
]]>
https://kmacisia.blog/2020/03/23/moj-kopciuszek-x/feed/ 7 kmacisia
„Mój Kopciuszek” IX https://kmacisia.blog/2020/03/13/moj-kopciuszek-ix/ https://kmacisia.blog/2020/03/13/moj-kopciuszek-ix/#comments Fri, 13 Mar 2020 12:43:03 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12787 Nadszedł nowy dzień. Pierwsze promyki słońca przedzierały się przez zamknięte jeszcze okiennice. Na ganku po cichu ćwierkotały wróble, a gdzieś w oddali słychać było pohukiwanie sowy. Po dworskich komnatach snuła się jeszcze cisza minionej nocy, tylko w gabinecie Hrabiego dało się słyszeć rozmowy. - Weźmiesz ten list i dostarczysz go prosto w ręce Króla. - powiedział Hrabia Henryk. - Nie zatrzymuj się bez potrzeby i wróć jak najprędzej ze wszystkim, co otrzymasz od Króla. - dodał. - Dobrze Panie Hrabio. - odparł posłusznie poseł i prędko opuścił gabinet. Szybkim krokiem ruszył do kuchni, wziął dla siebie strawę na drogę, wskoczył na konia i pogalopował do zamku. Hrabia zaś usiadł w swoim fotelu i podparty o lewą rękę, rozmyślał o swoich córkach. Nie wiedział, co się z nimi stało. Nie przypuszczał, że jego własne dzieci mogą być tak podłe. Tak myślał i myślał, kiedy ktoś zapukał do drzwi. - Wejść! - powiedział Hrabia. Przez drzwi powoli wślizgnął się Witold, ukłonił się grzecznie wujowi, a następnie usiadł w fotelu obok niego. Milczał przez chwilę, czekał, aż wuj pierwszy zabierze głos. - Wyprawiłem posła na zamek. - powiedział w końcu. - Zdąży? - zapytał zmartwiony Witold. - Z pewnością. - odparł Hrabia, po czym dodał - Powiedz mi, czy nie za ostro potraktowałem moje córki? - Wydaje mi się, że to dobrze utrze im nosa. - odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy Witold. Hrabia Henryk westchnął głęboko, wziął do ręki filiżankę z herbatą i zwilżył nią usta. Była już zimna. Odstawił ją na talerzyk i spojrzał zmartwiony na Witolda. - Nie wiem czy to je czegoś nauczy. - westchnął jeszcze raz Hrabia. - A Hrabia i Baron? - dodał smutno - Tylko się na mnie rozgniewają. Witold pomyślał chwilę i powiedział: - Wuju! Nie pisz do Hrabiego i Barona. Nie odwołuj także zaproszeń. Niech bawią się z twoimi córkami na balu. Nic im jednak nie mów. Niech odpracują swoją winę, by pójść na bal. Hrabia zastanowił się nad tym niezwykłym pomysłem, podniósł brew i odparł: - To wspaniały pomysł. Tak zrobię! Pan domu wstał szybko, po czym spojrzał na Witolda i z uśmiechem powiedział: - Będzie z ciebie dobry król. Witold ukłonił się tylko z uśmiechem wujowi. Po chwili obaj opuścili gabinet i udali się na śniadanie. W domu panowała cisza, jakby dalej wszyscy spali. Tylko przy kuchni krzątała się służba. Gdy obaj panowie przekroczyli próg jadalni, bardzo się zdziwili. Przy stole siedziała Zuzanna i jej macocha. Córki Hrabiny nie chciały zejść na śniadanie. Obraziły się na ojca za okrutną decyzję, którą podjął poprzedniego dnia przy kolacji. Hrabia zmarszczył brwi na ten widok, lecz bez słowa zasiadł do stołu. Śniadanie mijało w ciszy. Świeże bułeczki, gorące mleko, miód, twarożek i powidła. Same smakołyki. Przez moment wydawało się, że wszystko jest w porządku, gdy nagle odezwała się Hrabina. - Mój drogi! Pozwolisz, by twoje córki, głodne i same, spędziły poranek? Hrabia zdumiał się na te słowa i odparł: - Oczywiście, że nie najmilsza! W tej samej chwili posłał po Elżbietę i Grażynę. Gdy tylko się pojawiły, ojciec zaprosił je do stołu i powiedział: - Moje drogie córki! Przemyślałem swoją wczorajszą decyzję i postanowiłem... Wnet przerwała mu Grażyna. - Już wiesz ojcze, że popełniłeś błąd. Nie musisz nas przepraszać. - odparła dumnie. Hrabia zmarszczył jednak groźnie brwi i kontynuował. - Postanowiłem, że musicie zapracować, by pójść na bal. Jeśli wasze zachowanie wciąż będzie tak niedopuszczalne, to spędzicie tańce w naszej kuchni. Siostry, aż wzdrygnęły. - Ojcze! - zawołały razem. - Nic nie mówcie! Zaczynacie dziś. - odparł spokojnie Hrabia. Siostry zamilkły i ze skwaszonymi minami jadły dalej śniadanie. Ich matka tym razem nic nie powiedziała. Zaczęła obawiać się, że jeśli wstawi się ponownie za niesfornymi córkami, to straci ogromne przywileje, jakimi darzy ją Hrabia. Reszta śniadania upłynęła już w pozornie miłym spokoju. Nikt nie wiedział, co przygotował dla Elżbiety i Grażyny Hrabia. Z nastaniem południa wzmógł się ruch we dworze. Parobcy szczotkowali konie, zmieniali siano i słomę w stajni na świeżą. Służba w domu powoli przygotowywała się już do obiadu. W kuchni obierali ziemniaki, marynowali mięso do pieczenia, w jadalni szykowali dom na przyjście domowników. W salonie zaś siedziała żona Hrabiego z dwiema córkami. Każda z nich delikatnie oparta o poduszkę, haftowała na tamborku wiosenne kwiaty. Z dumnie uniesionymi głowami udawały, że nic się nie wydarzyło, jakby wcale nie czekała ich praca. - Elżbietko! Spójrz na te narcyze! - powiedziała zachwycona swoim haftem Grażyna. - Wspaniałe! A spójrz na te żonkile! - odparła dumnie Elżbieta. - Ale to nie są żonkile, tylko narcyze. Wyglądają tak jak moje! - zaśmiała się Grażyna. Elżbieta prędko chciała odpowiedzieć coś złośliwego siostrze, lecz szybko przerwała jej matka. - Córeczki! Moje drogie! Dama nie zachowuje się w tak opryskliwy sposób. Narcyze to żonkile. Wracajmy do swoich zajęć. - powiedziała stanowczym tonem Hrabina. Dziewczęta wymieniły się jeszcze głupimi uśmiechami i wróciły do haftu. Nagle z korytarza usłyszały piękny i lekki śpiew, jakby sam anioł przechodził się po ich domu. To Zuzanna idąc z małej, przydomowej biblioteki do komnaty, nuciła sobie wesołe piosenki. Lubiła śpiewać, a także zanurzać się w świat wyobraźni. - Zuzanno! - ukłonił się nagle przed nią Witold - Pięknie śpiewasz, niczym skowronek. Dziewczyna zarumieniła się i uśmiechem podziękowała młodzieńcowi. - Czy ofiarujesz mi wieczorem spacer? - zapytał Witold. - Jeśli tylko tata się zgodzi. - odpowiedziała Zuzanna i z ogromnym uśmiechem na twarzy pośpieszyła do swojej komnaty. Wszystkiemu przysłuchiwały się jej siostry i gotowały się z zazdrości. - Mamo! Dlaczego ta głupia gęś została zaproszona na spacer, a nie my?! - niemalże wykrzyczała Grażyna. - Być może przez brak niewyparzonego języka. - odpowiedziała oschle jej matka. Miała już dość wybryków córek i nie chciała ich zachęcać do dalszych głupstw. Odpowiedź matki nie zadowoliła, jednak oburzonych dziewcząt. Elżbieta odłożyła tamborek i szybkim krokiem wyszła z komnaty. Na korytarzu stał jeszcze Witold, przez chwilę wpatrywał się w Zuzannę idącą do swego pokoju. Elżbieta uczepiła się jego ramienia i w bardzo zalotny sposób zapytała: - Witoldzie! Czy pójdziesz ze mną do biblioteki? Trzepotała rzęsami, usta zamieniła w dzióbek gotowy na całusa i czekała na odpowiedź. Młodzieniec zgrabnie uwolnił się z jej objęć i odparł: - Wybacz Elżbieto, ale to nie należy do moich zadań. I szybkim krokiem udał się do stajni. W dziewczynie, aż się zagotowało. Zaczęła piszczeć i tupać nogami. Było ją słychać w całym domu. Matka i siostra próbowały ją uspokoić, lecz ona z niezadowolenia piszczała jeszcze głośniej. W pewnej chwili stanął przed nią Hrabia. - Elżbieto! - powiedział twardo. Dziewczyna nagle zamilkła. Pochyliła głowę i zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż była. - Dziewczęta! - powiedział jeszcze raz - Proszę ze mną. I ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Córki kroczyły w ciszy za nim. Doszli do ganku, na którym stały zdobione kasztanami popielniczki. - Moje drogie córki. Tak jak powiedziałem dziś rano, macie czas do balu, by na niego zapracować. Dobrym słowem i czynem. Dziś wyniesiecie razem cały popiół z kuchni, a następnie wysypiecie nim dróżkę do kurnika, stajni i studni. Macie czas do wieczora. - powiedział stanowczo Hrabia. Następnie szarmancko złapał za dłoń żony i udał się z nią do salonu na herbatkę. W tym czasie Witold uwijał się z parobkami przy koniach. Przynosił belkę za belką. Tak dobrze szła mu praca, że już wkrótce wymienił słomę wszystkim koniom. Stanął na chwilę i podparł się o drzwi stajni. Wpatrywał się w okno Zuzanny. Siedziała przy oknie w wysokim fotelu i czytała książkę o przygodach kilku przyjaciół. Przez delikatnie zamarznięte szyby, młodzieniec dostrzegał zarys jej pięknej osoby. Drżał z zimna, lecz wpatrywał się w nią dalej. Czekał na obiecany spacer, gdyby tylko mógł, zabrałby ją już teraz. Miał jednak swoje obowiązki, które pilnie wykonywał. - Witoldzie! Zamknij już te drzwi. Zimno nam i koniom też! - powiedział jeden z parobków. - Wiemy, że jesteś zakochany, ale teraz musisz okazać trochę miłości pracy. - zaśmiał się drugi. Młodzieniec odpowiedział im szczerym uśmiechem i wziął się za przynoszenie ziarna koniom. Miał jeszcze do wyczyszczenia siodła i wóz. Mimo tak ciężkiej i brudnej pracy, mijała mu ona przyjemnie. Każdą chwilę rozjaśniała mu myśl o pięknej ukochanej. Przynosił całe wiadra owsa i karmił każdego konia po kolei. Gdy tylko skończył, w stajni pojawiła się Zuzanna. Przyniosła pracującym w stajni grzane wino. - Coś na rozgrzanie moi panowie. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna. Postawiła tacę na drewnianej półce i rozdała parobkom kubki z gorącym napojem. Na końcu podeszła do Witolda. Chłopcy pili wino i słali do przyjaciela śmieszne miny. On jednak udał, że ich nie widzi i wsłuchiwał się w każde słowo Zuzanny. - Witoldzie. Ojczulek pozwolił mi iść z tobą na spacer wieczorem. - uśmiechnęła się do niego i dodała - Mam nadzieję, że przyjdziesz po mnie. - Oczywiście! - odparł Witold. Dziewczyna bardzo się ucieszyła, zabrała tacę i wróciła do domu. Zaraz szybko podeszli do Witolda parobcy i stukając go ramieniem, jeden mówił przez drugiego:- Oj Wiciu! Wiciu! Na spacerek idziesz z córką Hrabiego! Oho ho! Wiciu! Oho ho! I tak śmiali się razem przez dłuższą chwilę. Witold poklepał przyjaciół po ramieniu, wypił grzane wino do dna i wrócił do pracy. Po kolei szorował każde siodło. Dokładnie czyścił wóz. Szorował, skubał każdą deseczkę. Potem sprawdzał, czy któraś deseczka czasem nie pękła lub nie spróchniała. I tak uwijał się, aż do wieczora. Gdy zapadł zmrok, panowie zapalili lampy przed domem i każdy wrócił do siebie. Witold zaś udał się do domu wuja. Umył się, przebrał w wyjściowe ubranie i szybkim krokiem ruszył do komnaty Zuzanny. Gdy tylko wychylił się zza drzwi swojego pokoju, drogę przestąpiła mu jedna ze służek. - Hrabia prosi na posiłek do kuchni. - powiedziała. Młodzieniec westchnął i udał się razem ze służką. Zeszli po schodach na dół, minęli kilka pomieszczeń i weszli do kuchni. Hrabiego, jednak tam nie było. Przy drewnianym stoliku czekał za to gorący posiłek. Witold usiadł bez słowa i zaczął jeść. Łyżka za łyżką, spieszył się bardzo. Kucharz z kucharką poczęli się z niego śmiać. - Spokojnie! Witoldzie! Zuzanna ci nie ucieknie. - żartowali. - A skąd wy wiecie? - zapytał zaciekawiony. - Jak to skąd? Hrabia kazał Elżbiecie i Grażynie wynieść popiół z kuchni. Patrz jaki bałagan przy drzwiach! - kucharz wskazał na rozsypany popiół, po czym dodał - Przez cały czas kłóciły się o bal i z zazdrością mówiły o tym, że zaprosiłeś Zuzannę na spacer. Witold przełknął ostatnią łyżkę gorącej strawy i powiedział: - Chyba wolałbym pocałować żabę, niż pójść na spacer z tymi ropuchami... - Oj Wiciu! - powiedział kucharz - Jesteś zbyt okrutny.... Nasze szlachcianki są bardzo śliczne. - Tylko charaktery mają paskudne! - dodała kucharka. Młodzieniec przytaknął kucharce i podziękował za posiłek. Przez chwilę śmiał się w duszy z kary jaką dał niesfornym siostrom Hrabia. Prędko wrócił jednak myślami do dziewczyny, która oczekiwała jego przyjścia. Wziął z sobą swój kożuch i jej zimowy płaszcz. A gdy stał już pod drzwiami jej komnaty, zastukał lekko. Zza drzwi zaraz wychyliła się Zuzanna. Uśmiechnęła się na widok Witolda. On zaś pomógł jej włożyć na siebie płaszcz, po czym użyczył jej swojego ramienia i wolnym krokiem opuścili dom. Szli oparci o siebie po długich, obsypanych popiołem dróżkach przed domem. Drogę przyświecał im księżyc i tlące się dookoła lampy. Nie przeszkadzało im zimno, ani śnieg dookoła. Kroczyli bez pośpiechu ciesząc się swoim i tylko swoim towarzystwem. Gdzieś w oddali huczała sowa, ze stajni słychać było ciche parskanie koni, a przy ogromnej bramie wesoło poszczekiwały psy, domagając się pieszczot. Zuzanna złapała Witolda za dłoń i podeszła wraz z nim do dużych czworonogów. Wspólnie głaskali i drapali za uszkiem wszystkie pieski. Dziewczyna śmiała się do nich, a one odwdzięczały się, wesołym machaniem ogonka. Witold patrzył na nią, jak miłością obdarzała każde żywe stworzenie. Złapał ją za dłoń, a ona spojrzała mu prosto w oczy. Przez chwilę byli tak w siebie wpatrzeni. Młodzieniec dotknął jej rumianego policzka. Wpatrzony w nią, niczym w obrazek, chciał skraść jej całusa. Gdy nagle wskoczył na niego jeden z czworonogów i zaczął lizać go po twarzy. Zuzanna poczęła głośno chichotać, po czym pomogła mu wstać. Uśmiechnęła się do niego, oparła o jego ramię i udali się w dalszą drogę. Nic nie mówili, szli obok siebie długą dróżką dookoła dworskiego podwórza. Śnieg zaczął prószyć i księżyc skrył się za chmurami. Drogę oświetlały już tylko tlące się lampy. Weszli do stajni. Dziewczyna przywitała się z każdym koniem muskając go delikatnie po pysku. Krok po kroku i znów byli na zewnątrz, szli dalej. Śnieg padał co raz mocniej. Witold zatrzymał się i przyciągnął Zuzannę do siebie. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą trzymał ją za dłoń. Delikatnie kołysali się dookoła. Młodzieniec ostrożnie obracał ukochaną, by tak przypadkiem się nie poślizgnęła. Po kilku obrotach znów przyciągnął ją do siebie i bez zastanowienia pocałował w usta. Dziewczyna zarumieniła się i pochyliła lekko głowę, by ukryć rumieńce na twarzy. Ukłoniła się lekko, jakby w podziękowaniu za taniec i pośpiesznie wróciła do domu. Witold nie wiedział co się stało. Pobiegł za nią, lecz gdy wszedł do środka, Zuzanny już nie było. Na oparciu krzesła leżał tylko jej płaszcz. Młodzieniec zdjął z siebie kożuch, wytrzepał buty i pobiegł na schody. Tam zatrzymał go Hrabia. - A ty dokąd? - zapytał zaciekawiony. Witold zmieszał się, chciał coś z siebie wydusić, ale nie mógł. - Wiesz, że Zuzanna wbiegła do domu zarumieniona jak kwitnąca róża? - powiedział jakby pytająco Hrabia, po czym dodał - Myślę, że wypieki na jej licach od zimna nie były... - Drogi wuju! Hrabio... - dukał nieudolnie Witold - Ja... Ja... Pocałowałem Zuzannę. Młodzieniec zmieszał się do reszty, przez chwilę bał się nawet reakcji wuja. W końcu ciemną nocą, na spacerze skradł jego córce całusa. Hrabia poklepał Witolda po ramieniu i rzekł: - Nie śpiesz się Witoldzie. Nie śpiesz się. Po czym doprowadził bratanka do komnaty, a sam udał się do swojej.
]]>
https://kmacisia.blog/2020/03/13/moj-kopciuszek-ix/feed/ 3 kmacisia
„Mój Kopciuszek” VIII https://kmacisia.blog/2019/03/31/moj-kopciuszek-viii/ https://kmacisia.blog/2019/03/31/moj-kopciuszek-viii/#comments Sun, 31 Mar 2019 14:59:57 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12291 Dni wolno mijały. Po hucznym balu zostało tylko wspomnienie. Dwór Hrabiego jak zawsze tętnił życiem, choć złote słońce nie grzało tak mocno, jak dotychczas. Po długiej i pracowitej jesieni przyszedł czas na srogą zimę, która zbliżała się ogromnymi krokami. Mróz dawał się we znaki każdemu mieszkańcowi dworu, jednak najbardziej ze wszystkich cierpiał Witold. W czasie każdej zimy grzał się zawsze przy ogromnym, pałacowym kominku. Na jedno skinienie służba przynosiła mu rozgrzewający rosół czy barszcz. W dodatku nie było chwili, w której miałby pusty kubek, zawsze pełen grzańca. Niestety we włościach wuja najpierw musiał się ciężko napracować, by otrzymać rosół lub grzańca. Ten dzień był wyjątkowo chłodny. Witold nie skarżył się jednak na nic. Tak jak sobie poprzysiągł, starał się być lepszym i bardziej pracowitym człowiekiem, aby zasłużyć na względy Zuzanny.

– Jak Wam idzie chłopcy? – zawołał drwal do Witolda i parobków.

– Zaraz kończymy drogi panie! Wóz prawie pełen! – odpowiedział zmarznięty Witold.

– Śpieszcie się panowie! Powoli zmierzcha! – zawołał głośno drwal.

– Tak jest! – odpowiedzieli wszyscy razem.

Hrabia Henryk wysłał Witolda wraz z parobkami po drobny chrust i grube drwa na zimę. Czuł przez kości, że lada moment spadnie śnieg, musieli być więc przygotowani. Potężne konie ciągnęły jeden za drugim cztery wypełnione po brzegi drzewem wozy. Chłodny wiatr muskał młodych mężczyzn po twarzach. Każdy z nich marzył tylko o gorącym grzańcu. Zapadł zmrok, a drogę wskazywały im tylko lampy wiszące na wozach, a także migające z daleko światła pańskiego dworu. Gdy tylko dotarli na miejsce, Witold zeskoczył radośnie z wozu, i choć był mocno zmarznięty, to ruszył pędem  po drzewo.

– Witoldzie! Nie ściągaj drzewa. Przykryjcie je i wracaj do domu. – powiedział zatroskany Hrabia.

Witold kiwnął porozumiewawczo głową i wraz z parobkami przykrył wozy z drzewem. Parobcy odprowadzili konie do stajni, a on sam poszedł do domu. Rodzina Hrabiego była już po kolacji i Witold zasiadł w jadalni sam. Hrabia zadbał jednak, aby otrzymał gorącą strawę. Na stole pięknie rumienił się gorący, czerwony barszcz, a nad stołem unosił się cudowny zapach grzańca. Młodzieniec wziął do ręki łyżkę, lecz był tak przemarznięty, że trząsł nią i zupa wylewała się z powrotem do talerza. Złapał więc obiema rękami kufel z grzańcem i tak starał się ogrzać dłonie. Zamknął oczy i chwilowo delektował się samym zapachem barszczu. Gdy je otworzył, zauważył, że naprzeciw niego siedzi uśmiechnięta Zuzanna.

– Zimno ci? – zapytała.

– Nie. Tak tylko delektuję się zapachem barszczu. – odpowiedział.

– Skoro tak podoba ci się jego zapach, to może go spróbujesz? – podchwytliwie zapytała.

Witold wziął niepewnie łyżkę do ręki. Dłoń trzęsła mu się już mniej, lecz zupa wciąż uciekała do talerza. Młodzieniec zwiesił głowę, wziął głęboki oddech i powiedział do dziewczyny:

– Zimno mi. Bardzo przemarzłem.

– Usiądź przy kominku. – odrzekła uśmiechnięta dalej Zuzanna. 

Witold poszedł bez szemrania. Dziewczyna okryła go grubym kocem i podała mu kufel z grzańcem. Na małym stoliku, tuż obok fotela postawiła talerz z barszczem. Następnie usiadła w fotelu naprzeciw niego. Patrzyła w tlące się wesoło drwa i śpiewała wiejskie, zimowe przyśpiewki. Młodzieniec pił powoli grzańca i patrzył z zachwytem na piękną dziewczynę. Łza spłynęła po jego policzku i pomyślał: ” Jak cudowne masz serce”. Siedzieli tak oboje do późna, póki Witold nie poczuł się lepiej. Potem odprowadził Zuzannę do komnaty, a sam podążył do swojej. Po wielu wysiłkach w czasie żniw otrzymał od wuja wygodny pokój. Wszedł do komnaty i z poczuciem ciepła na sercu, zasnął w ogromnym łóżku.

Kolejne dni mijały. Spadł śnieg, a srogi mróz malował witraże w oknach wielu domostw. Na dworze nie było już tyle pracy co jesienią. Parobcy karmili zwierzęta, przynosili wodę ze studni, naprawiali schowane w stodołach wozy, chomąta i narzędzia. Służba w domu jak zawsze sprzątała i gotowała. Zima była czasem wzmożonej nauki córek hrabiego, czytania Pisma i szycia nowych strojów. Hrabia Henryk co roku organizował wielki, świąteczny bal. Mieszkańcy wsi świętowali na nim Boże Narodzenie i witali Nowy Rok. Zabawa odbywała się zawsze w pobliskiej karczmie, tylko w niej mogli pomieścić się wszyscy mieszkańcy. Według tradycji panie szyły sobie i swym balowym partnerom nowe, wyśmienite stroje. W tym roku jednak nie było jasne z kim pójdą córki Hrabiego, choć każda miała już wybranego partnera. Wszystkie trzy panny były zapatrzone w Witolda. Przez ostatnie miesiące pracy u wuja, stał się on bardzo pracowity, jego opalona twarz miała przyjemniejszy wygląd, a ponadto urósł w siłę. Dlatego też Grażyna i Elżbieta tak bardzo się nim zainteresowały, ponadto chciały zrobić na złość Zuzannie. Nie dość, że ciągle smaliły do niego cholewki, to jeszcze chciały pójść z nim na bal. Witold był zakochany i nieugięty, nie zwracał uwagi na natrętne panny. Dla niego istniała tylko Zuzanna, która wraz z zaprzyjaźnioną służką szyła błękitną suknię i czarny frak. Dziewczyna spędziła dziesięć długich, zimowych wieczorów na szyciu strojów. Skończyła jeszcze na długo przed balem. Pełna radości pokazała stroje ojcu i Witoldowi.

– Och! Moja droga! Jakie piękne! – zawołał donośnym głosem Hrabia.

– Dziękuję ojczulku. – odrzekła z radością Zuzanna.

– Jestem z ciebie taki dumny! Nigdy nie widziałem piękniejszych. – dodał.

– Tak! Naprawdę są wspaniałe! – dodał jeszcze Witold.

Młodzieniec ucałował dziewczynę w obie dłonie, po czym ojciec ucałował ją z radością w czoło. Wszystko słyszały i widziały przez uchylone drzwi siostry Zuzanny i zapałały do niej ogromną zazdrością. Gdy tylko Hrabia, Witold i Zuzanna opuścili komnatę, one po cichu wkradły się do środka i ukradły stroje. Razem rozglądały się po kątach i sprawdzały czy nikt ich nie widzi. Szybko pobiegły na strych i podarły suknie oraz frak. Zostawiły postrzępione kawałki materiałów na środku strychu i wróciły do szycia własnych strojów. Mało im było, że Hrabia zeswatał je z panami ze szlacheckich rodów. Chciały sprawić Zuzannie ogromną przykrość. Kiedy minął wieczór służba zaprosiła domowników na kolację. Kiedy wszyscy zasiedli do stołu, w jadalni pojawiła się jedna ze służek. Przestraszona stanęła przed Hrabią i pokazała mu podarte stroje uszyte przez Zuzannę. Dziewczyna wstała i z płaczem zaczęła oglądać podarte kawałki sukni.

– Kto to zrobił!? – zawołał ze złością Hrabia.

– Znalazłam je na strychu. – odparła przestraszona służka.

– Pytam raz jeszcze! Kto to zrobił! – krzyknął jeszcze głośniej.

Nagle Hrabia zauważył, że Grażyna i Elżbieta, pochylone śmieją się pod nosem. Zuzanna także to dostrzegła, złapała za podartą suknie i uciekła z nią do swej komnaty. Witold chciał za nią pobiec, lecz wuj go powstrzymał.

– Zostań Witoldzie. Pomożesz mi. – powiedział do bratanka.

– Dobrze wuju. – odparł posłusznie.

– Elżbieto! Grażyno! Czy wy zniszczyłyście suknie Zuzanny? – zapytał hamując złość Hrabia.

Dziewczęta milczały. Nie miały nic do powiedzenia ojcu, czuły się nawet dumne ze swojego czynu. W obronie sióstr stanęła nagle ich matka.

– Mój drogi. Po co te nerwy… – powiedziała – Dziewczęta na pewno tego nie zrobiły. Przecież całymi dniami nic tylko szyją. Od dawna wiadomo, że Zuzanna nie potrafi szyć. Zapewne nie udał jej się strój i sama go zniszczyła, a teraz udaje ofiarę. Ona tak lubi, kiedy się nad nią litujesz.  

Gdy tylko Hrabia to usłyszał, wściekł się jeszcze bardziej.

– Jak możesz mówić takie bzdury! Zuzanna nigdy nie stroniła od pracy! Zawsze robiła wszystko lepiej od Elżbiety i Grażyny! Osobiście widziałem stroje Zuzanny! Były piękne! – wykrzykiwał Hrabia.

– Wiesz, kochany… Może się pomyliłam… Może to służka Zuzanny… – odparła żona Hrabiego. – Wiesz jakie one są…

Kobieta próbowała wybrnąć z sytuacji i za wszelką cenę obronić córki. Hrabia jednak wiedział już kto dopuścił się tego nikczemnego występku. Siostry czuły się bezkarne, choć nic nie mówiły, to spoglądały przed siebie z zadowolonymi minami.

– Wiem, że to wy! – Hrabia spojrzał gniewnie na córki.

– Kochany, czy nie usłyszałeś, tego co mówiłam? – zapytała Hrabina.

– Słyszałem. I wiem, że to nie Zuzanna, i nie służka. Stroje zniszczyła Elżbieta i Grażyna. Spotka je za to surowa kara! – odparł Hrabia.

Hrabina chciała dalej stawać w obronie córek, lecz Hrabia zmroził ją groźnym spojrzeniem. Nagle wstała Grażyna i zapytała:

– Nawet jeśli to my, to co nam zrobisz, ojcze? Nie możesz nas niczym ukarać! W końcu jesteśmy twoimi córkami, córkami hrabiego i wszystko nam wolno.

Hrabia zmarszczył brwi. Nie sądził, że jego córki są tak zepsute. Kazał usiąść Grażynie i powiedział:

– Za dużo sobie pozwalasz Grażyno. Obie za dużo sobie pozwalacie. Jutro wystosuje listy z przeprosinami do Hrabiego Stefana i Barona Karola. Na bal pójdziecie z parobkami.

Siostry podskoczyły ze złości i poczęły krzyczeć na ojca. Równie niezadowolona była Hrabina, lecz żadne jęki i krzyki nie pomogły. Hrabia spojrzał porozumiewawczo na Witolda i wspólnie udali się do jego gabinetu. Pan domu usiadł w fotelu i z bezsilności schował twarz w dłoniach. Nie wiedział jak ma pomóc córce. Do balu zostało osiem dni i było to za mało, by Zuzanna uszyła nowe stroje. Witold poklepał wuja po ramieniu, po czym usiadł obok niego.

– Wuju! Wiem jak rozwiązać te sprawę. Napiszę do ojca z prośbą o suknię i frak, lecz potrzebuję wuju, byś podpisał się ze mną pod tym listem. Kiedy ojciec dowie się o mojej poprawie i narzeczonej, to na pewno prędko przyśle stroje w prezencie. – powiedział Witold.

– Dobrze. Zgadzam się, ale nie zapominaj, że Zuzanna jeszcze nie jest twoją narzeczoną. – odparł wuj.

– Dobrze wuju. Będę pamiętał i dalej się starał. – odparł młodzieniec.

]]>
https://kmacisia.blog/2019/03/31/moj-kopciuszek-viii/feed/ 2 kmacisia
Mój Kopciuszek (VII) https://kmacisia.blog/2019/01/04/moj-kopciuszek-vii/ https://kmacisia.blog/2019/01/04/moj-kopciuszek-vii/#comments Fri, 04 Jan 2019 21:15:12 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12211 Wschód słońca ponownie z radością zaświtał nad domem Hrabiego. Nie minęło wiele czasu, a mogłoby się wydawać, że wszyscy zapomnieli już o przykrym wypadku. Każdy trwał przy swoim zajęciu, tak hajducy, parobcy, jak i domowa służba. Nikt nie próżnował. Tylko Elżbieta i Grażyna wciąż oddawały się uciechom. W kuchni praca wrzała najbardziej. Późnym wieczorem na dworze miało odbyć się wystawne przyjęcie urodzinowe na cześć samego Hrabiego Henryka. Nadworne kucharki uwijały się jak mogły. Nie były jednak same. Od świtu pomagała im Zuzanna. Bardzo zależało jej na tym, aby ucieszyć kochanego ojca ulubionymi potrawami. Wszystkiego pilnowała. Sprawdzała smak i wygląd każdej potrawy. Upiekła też ojcu ukochany przez niego placek cytrynowy. W pewnej chwili pracę w kuchni przerwał Witold.

– Witam drogie panie! – odrzekł z radością – Czy mogę wam się na coś przydać?

– Witaj! Z pewnością coś się dla ciebie znajdzie! – odpowiedziała Zuzanna.

– Wiesz.. – dodał – Twój ojciec… To znaczy Hrabia, zwolnił mnie dziś z obowiązków.

– Widzę, że cieszysz się bardzo z tego powodu. – zaśmiała się.

– Tak! I to bardzo… – odparł – W końcu mogę spędzić z tobą trochę czasu. Ty poświęciłaś mi go bardzo wiele.

Zuzanna zarumieniła się, lecz nic nie odpowiedziała Witoldowi. Zaprosiła go do kuchennego blatu i pokazała, jak wyrabia się ciasto na najprzedniejsze pączki. Stali wspólnie obok siebie i ugniatali drożdżowe ciasto. Chwilami tylko zerkali na siebie ze skrywanym uśmiechem. Witold choć był bardzo pochłonięty nową, cukierniczą pracą, to wracał cały czas myślami do momentu wypadku. – Złapał za belkę siana i naraz runął na niego cały stos. Potem obudził się w wygodnym łóżku, w najlepszej komnacie. Na łóżku zaś, tuż obok niego, siedziała Zuzanna. Wpatrzona w niego jak w najpiękniejszy obraz. Miękką ściereczką wycierała delikatnie pot z jego rozgrzanego czoła. Przychodziła do niego codziennie. Przynosiła mu przednie napoje i ciepłe posiłki. Poprawiała poduszkę i zasłaniała zasłony, gdy zbyt raziło go słońce. Przez te kilka dni widział w niej prawdziwego anioła. Gdy już ozdrowiał i wrócił do pracy wśród parobków, to dalej patrzył na nią, jak na najcudowniejszą istotę na całej ziemi. Dopiero po tych kilku dniach spędzonych w chorobie, dostrzegł kim jest. Przypatrywał się Zuzannie. Patrzył jak pracuje, jak dobre i życzliwe ma serce. A on…? Był dość leniwy i myślał głównie o własnej przyjemności. Nie chciał już taki być. Pokochał Zuzannę i bardzo pragnął, by dziewczyna odwzajemniła jego uczucie. Dlatego postanowił, że zrobi wszystko, by zmienić się w lepszego człowieka. Człowieka, który choć trochę przypominałby dobrocią cudowną Zuzannę.

  Wieczór zbliżał się nie ubłaganie. Służba szykowała porcelanową zastawę na stoły. Z wolna zapalano świece, by ich blask oświetlał pięknie przystrojone stoły. Zapach fiołkowych bukietów unosił się w powietrzu. Czerwony blask zachodzącego słońca ustępował już wschodzącemu księżycowi. Po rozległej, przystrojonej już sali wędrował wolnym krokiem Hrabia. Odświętnie ubrany oglądał każdy kąt, sprawdzał czy wszystko jest dobrze przygotowane. Gdy tylko zdążył wyjść z sali zaraz pojawiła się jego żona i córki. 

– Gdzie Witold, najdroższa? – zapytał Hrabia swą żonę.

– Mój drogi! – odrzekła – Witold wciąż jeszcze się szykuje. Nie wiem, czemu zajmuje mu to tyle czasu…

– Ojczulku! – wtrąciła się Zuzanna – Witold bardzo ucieszył się z nowego fraka, który mu podarowałeś. 

– Na pewno go podziwia, zamiast się ubrać. – zażartował Hrabia.

Z wolna zaczęli schodzić się pierwsi goście. Kolorowe lampiony bajkowo świeciły w oknach, a orkiestra poczęła grać skoczne piosenki. Służba uwijała się przy stole. Jeden za drugim znosili pączki, ciasta, kopytka, pieczone udka, poncz i grzany miód, a temu jeszcze nie było końca. Tylko wciąż brakowało na sali Witolda. Gości przybywało, a jego brakowało. Hrabia w końcu rozgniewał się na młodzieńca. Myślał, że ten wcale nie chce przyjść. Rozkazał służbie natychmiast go znaleźć. Nie minęło wiele czasu, gdy jeden z lokai przyprowadził zgubę.

– Gdzieś ty był? – zapytał rozgniewany już Hrabia.

– Drogi wuju! – odrzekł Witold – Wybacz! Nie chciałem cię rozgniewać. Witałem tylko gości przy głównej bramie i wskazywałem im drogę.

– Przecież nie kazałem ci tego robić. – odpowiedział Hrabia i mocno zmarszczył brwi.

– Tak, wiem. – mówił dalej młodzieniec – Chciałem tylko pomóc. Sprawić, aby twoi goście wuju czuli się dobrze. Staram się, choć wiem, że źle zacząłem, gdy tu przyjechałem. 

– Widzę, że starasz się Witoldzie. Wiem też, że nie robisz tego dla mnie. Pamiętaj tylko, że Zuzanna jest mi najdroższa na świecie i nie wolno ci jej skrzywdzić. – Hrabia poklepał Witolda po ramieniu i dodał – Idź! Zatańcz z nią. Moja córka czeka na ciebie cały wieczór.

Młodzieniec ukłonił się wujowi. Uściskał go mocno, życzył wszystkiego dobrego i poszedł szukać Zuzanny. Sala pękała w szwach. Strojnych gości było tak wielu, że z początku Witold nie mógł dostrzec ukochanej. Gdy nagle stanęła przed nim Grażyna wraz z Elżbietą. 

– Kogóż to szukasz Witoldzie? Chyba nie Zuzanny? – śmiały się jedna przez drugą.

– Właśnie, że Zuzanny. Wiecie być może, gdzie ona jest? – zapytał roześmianych sióstr.

– Przystojnie dziś wyglądasz. Dosłownie jak książę! Zatańcz z nami! Po co ci Zuzanna? – droczyły się z Witoldem.

Młodzieniec udał jednak, że nie słyszy tego, co mówią. Odwrócił się i odszedł w drugą stronę. Rozglądał się wciąż szukając pięknej twarzy Zuzanny. Muzyka grała, goście tańczyli, a hałas na sali był coraz większy. Światła kolorowych lamp wirowały magicznie pomiędzy gośćmi, a płomień świec nadawał sali romantycznej atmosfery. Po kilku minutach w końcu Witold ujrzał ukochaną przez siebie dziewczynę. Siedziała przy małym stoliku i z uśmiechem przyglądała się tańczącym gościom. Młodzieniec stanął tuż przed nią, ukłonił się, pocałował Zuzannę w dłoń i odrzekł:

– Czy zechcesz zatańczyć ze mną?

– Cały czas czekałam na ten taniec. 

Wstała i ruszyła oparta o ramię Witolda na środek zapełnionej sali. Objęli się wzajemnie i ruszyli do skocznego oberka. Wpatrzeni w siebie wirowali po sali biesiadnej. Wieczór zdawał się nie mieć końca, a ich iskrzącej w tańcu miłości, przyświecał blask księżyca. 

 

]]>
https://kmacisia.blog/2019/01/04/moj-kopciuszek-vii/feed/ 6 kmacisia
Mój Kopciuszek (VI) https://kmacisia.blog/2018/09/06/moj-kopciuszek-vi/ https://kmacisia.blog/2018/09/06/moj-kopciuszek-vi/#comments Thu, 06 Sep 2018 08:15:10 +0000 http://kmacisia.blog/?p=12034 Nastał kolejny skwarny dzień. Mgliste promienie słońca wdzierały się przez otwarte okiennice. Witold ociężale ocierał twarz, jakby chciał odgonić od siebie słońce. Mrużył oczy i powolnie zwlekał się z łóżka. Ta noc była dla niego przyjemna. Szybko zasnął i nawet się wyspał. Dokuczał mu tylko ból rąk i nóg. Nigdy w życiu się tyle nie napracował. Czuł też, że radość z przespanej nocy szybko minie. Kogut zapiał. I już po chwili pod drzwiami pojawił się Hrabia.

– Bratanku! Wstałeś już? – zapytał przez drzwi.

– Tak. – odpowiedział Witold.

Z ciężkim sercem podszedł do drzwi i je otworzył. Spojrzał na poważną minę swego przybranego wuja i ciężko przełknął ślinę.

– Dzień dobry. – odrzekł niepewnie do Hrabiego – Czy coś się stało?

Hrabia Henryk nic nie odpowiedział. Wszedł do izby, rozejrzał się, a następnie położył złożone w kostkę ubranie na łóżku. Poklepał Witolda po ramieniu. Uśmiechnął się i już miał wyjść, ale nagle odwrócił się. Podał młodzieńcowi rękę i odparł:

– Dziękuję Ci. Dziękuję Ci za wczorajszą kolację. Jesteś dobrym człowiekiem.

– Twoja żona wuju nie była zadowolona. – odpowiedział Witold.

– Pewnie dlatego, że nie kocha Zuzanny tak bardzo jak ja. – odrzekł Hrabia – Czekam na dole. Ubierz się.

Hrabia Henryk wyszedł z izby i Witold został sam. Poprawił łóżko. Założył lnianą koszulę i spodnie. Umył twarz zimną wodą i zaraz zszedł do jadalni. Wszystkie panny siedziały już przy stole. Po chwili pojawiła się też żona Hrabiego. Bez słowa usiadła do stołu. Witold usiadł obok wuja. Czuł się nieswojo. Grażyna i Elżbieta mierzyły wzrokiem młodzieńca. Nagle odezwała się Elżbieta:

– Gdzie ser? Czemu nie ma tu sera?

– Masz ochotę na ser, Elżbieto? – zapytał Hrabia.

– Ależ skąd, ojcze! – zaśmiała się Elżbieta – To dla naszego gościa.

Tym razem głos zabrała żona Hrabiego.

– Elżbieto! Być może dziś ty zjesz ser?

Elżbieta zaniemówiła. Niespodziewała się takich słów od swojej matki. Na pomoc siostrze ruszyła Grażyna. Wstała z krzesła i podniesionym tonem powiedziała:

– Matko! Co ty mówisz za głupstwa? Chyba dziś źle spałaś?

– Spałam znakomicie kochana Grażyno. Żadna z Was nie powinna, jednak dokuczać naszemu gościowi. – odpowiedziała poważnie żona Hrabiego.

Na tym wszelkie spory zostały zakończone. Służba przyniosła rodzinie smakowite śniadanie. Miód, dżem i wiele innych słodkości na chrupiący, świeży chleb. Najbardziej zachwyciło Witolda ciepłe mleko z lejącym się, złotym miodem. Wszystkie pałacowe pysznośności odchodziły na bok przy takim przysmaku. Czas śniadania szybko minął. Witold dokończył tylko ostatnią kanapkę i od razu Hrabia zabrał go do pracy. Tym razem wysłał go do stodoły. Młodzieniec poszedł bez szemrania. Po raz kolejny rozłożył ręce i nie wiedział co ma robić. W środku, aż pękał ze złości. Nie miał ochoty pracować, jednak w głowie wciąż brzmiał mu ojcowski rozkaz. Witold stał, więc tak bezradnie przed stodołą i patrzył się na ogromne, drewniane drzwi. Pomimo wczesnego dnia, słońce grzało go mocno w plecy. W dodatku kury, gęsi i kaczki biegały w koło niego, i skubały złośliwie. W końcu pojawił się parobek. Nie uśmiechała mu się praca z Witoldem, który nic potrafił robić. Chciał jednak zarobić na chleb i robił wszystko, co kazał mu Hrabia.

– Spójrz tam. – powiedział parobek i ręką wskazał na wielką górę belek siana.

– Patrzę. Mam się tam wspiąć? – zapytał przekornie Witold.

– Nie. Masz przerzucić wszystkie belki z sianem na drugi koniec stodoły. – odpowiedział parobek.

– I co jeszcze? – krzyknął zdenerwowany Witold. – Nie mogą te belki stać tam gdzie są?

– Nie. Hrabia chce tam położyć worki ze zbożem. – odrzekł spokojnie parobek.

– Przecież po drugiej stronie jest tyle miejsca! Niech od razu położy tu worki! – wykrzyczał Witold.

Patrzył na te górę siana i nie mógł uwierzyć,  że wuj kazał ma ją przerzucić. Oparł się o drzwi stodoły i załamał ręce. Parobek nie zwracał uwagi, jednak na grymasy Witolda i mówił mu dalej:

– To jest życzenie Hrabiego i masz je wykonać. Za drzwiami stoi taczka, widły i grabie. Będzie Ci łatwiej ściągać belki z góry widłami, a potem wozić je taczką. Jak skończysz, to zgrabisz resztki siana, a  potem pozamiatasz. Później do ciebie zajrzę.

Na tych słowach parobek zakończył mowę i odszedł do swoich zajęć. Witold niezgrabnie złapał za taczkę i zaczął ją pchać w stronę belek z sianem. Po chwili wrócił po widły. Trzymał je w dłoni i próbował wbić w belkę z sianem. W końcu mu się udało. Z całej siły szarpnął belką i wyciągnął ją ze środka góry. Nagle kilka kolejnych belek spadło z góry i uderzylo Witolda. Ten przewrócił się i uderzył głową o ziemię. Chciał wstać, ale belki go przygniotły. Zaczął więc wołać o pomoc. Wydawało mu się, że nikt go nie słyszy. Czuł ogromny ból i smutek, że właśnie teraz jest sam. Po kilku minutach nie miał już siły walczyć z belkami. Świat w koło niego zaczął wirować, a po chwili zamknął oczy i zasnął. Leżał tak kolejnych kilka minut, nie ruszał się i słychać było tylko jego ciężki oddech. Nagle w stodole pojawił się parobek, żeby sprawdzić, czy Witold sobie radzi. Kiedy tylko wszedł i zobaczył nieprzytomnego Witolda, to od razu rzucił mu się na ratunek. Zwalał z młodzieńca belki z sianem, i wołał z całych sił :

– Ratunku! Ludzie! Pomocy! Szybko!  Ratunku!

Na to głośne wołanie prędko zbiegło się całe podwórko z Hrabim na czele.

– Nie żyje? – zapytał jeden z hajduków.

– Oddycha! Ale źle z nim! – zasapał parobek.

Na te slowa Hrabia Henryk kazał szybko przenieść Witolda do domu i położyć w najlepszej komnacie. Wszyscy szybko się uwijali. Ten otwierał drzwi, a ten zamykał. Jedna służka ścieliła łóżko, a kolejne przynosiły ręczniki i gorącą wodę. Po dłuższej chwili młodzieniec leżał już w wygodnym łóżku. Na rozkaz Hrabiego sprowadzono lekarza, który opatrzył Witoldowi głowę. Każdy kto dziś przebywał we włościach Hrabiego, stał teraz pod drzwiami do komnaty, w której leżał Witold i czekał na to, co powie doktor. Wszyscy byli bardzo przejęci. Od bardzo dawna we wsi nie zdarzył się taki wypadek. Parobcy i hajducy, a także wszyscy służący dreptali od ściany do ściany. Żona Hrabiego i Zuzanna siedziały bardzo zmartwione w salonie obok, tylko Grażyna i Elżbieta udawały, że nic się nie stało. Roześmiane siedziały na werandzie i szydełkowały. W końcu po godzinie czasu, drzwi od komnaty otworzyły się, i wyszedł zza nich Hrabia i doktor. Zuzanna wybiegła zaraz z salonu i przystąpiła do ojca.

– Ojczulku! Co z nim? – zapytała bardzo zmartwiona.

– Na szczęście nic złego mu się nie stało. Wydobrzeje. – odpowiedział Hrabia.

– Bez obaw. – dodał doktor. – To tylko mały guz i parę siniaków. Zalecałbym jednak, aby pański bratanek poleżał w łóżku trzy dni i proszę go dobrze karmić.

Hrabia uścisnął dłoń doktora i odprowadził go do drzwi. Wszystkim w domu ulżyło. Szczególnie jednak parobkowi, który czuł się winny wypadkowi. Nie powiedział Witoldowi co i jak ma robić, ani na co uważać. Nikt nie pytał jednak co się stało, gdyż każdy cieszył się z tego, że wszystko będzie dobrze. Żonie Hrabiego także zrobiło się lepiej i szybko wróciła do swoich zajęć, tak jak cała reszta. Tylko Zuzanna przejęta całą sytuacją, dalej stała pod drzwiami owej komnaty.

– Możesz do niego iść. – powiedział nagle Hrabia. – Ktoś musi przy nim czuwać.

Zuzanna skinęła głową i uśmiechnęła się do ojca. Zaraz też odwróciła się i złapała delikatnie za klamkę. Uchyliła drzwi i weszła powoli do komnaty. Witold spał. Zuzanna usiadła na krześle obok jego łóżka i patrzyła na twarz młodzieńca. Jego policzki i czoło, były czerwone, i rozgrzane. Dziewczyna wyszła prędko, ale też po cichu z komnaty. Poszła do kuchni po zimną wodę i ręczniki.

– Jadziu, nalej mi do misy zimnej wody dla Witolda. – poprosiła, gdy tylko weszła do kuchni.

Kucharka nalała prędko wody i podała Zuzannie.

– I proszę jeszcze – powiedziała – zaparz świeżych ziół dla Witolda, zdaje się, że gorączkuje.

Kucharka zrobiła wszystko, tak jak prosiła ją Zuzanna. Po chwili w kuchni pojawił się Jakub i do niego także, dziewczyna skierowała prośbę.

– Drogi Jakubie! Przynieś mi świeży ręcznik i ugotuj rosół z kaczki dla Witolda.

Zuzanna uśmiechnęła się pięknie na koniec i wróciła do komnaty, w której leżał nieprzytomny nadal Witold. Dziewczyna postawiła misę z wodą na stoliku obok łóżka, po czym usiadła na skraju tego łóżka. Świeży ręcznik położyła na swoich kolanach i ponownie przypatrywała się twarzy młodzieńca. Wzięła ręcznik do ręki i zamoczyła w zimnej wodzie. Wicisnęła go i z największą delikatnością obmywała czoło i policzki Witolda. Z każdym dotykiem poliki powoli bledły, a gorączka zwolna spadała. Witold wciąż jednak się nie budził.

Ciąg dalszy nastąpi 😉

]]>
https://kmacisia.blog/2018/09/06/moj-kopciuszek-vi/feed/ 6 kmacisia
Mój Kopciuszek (V) https://kmacisia.blog/2018/06/12/moj-kopciuszek-v/ https://kmacisia.blog/2018/06/12/moj-kopciuszek-v/#comments Tue, 12 Jun 2018 11:32:52 +0000 http://kmacisia.blog/?p=11628 Minęło południe. Skwar dnia stawał się coraz bardziej uciążliwy, a pracy było coraz więcej. Kurnik, stodoła, obora… Hrabia nie szczędził Witoldowi pracy. Jak tylko skończył sprzątać w jednym miejscu, ten wołał go już w następne. Młody Książę był bardzo niepocieszony. Od ściskania wideł, grabi i łopaty, na rękach zrobiły mu się bąble i odciski. W dodatku blada skóra niemalże paliła się na słońcu. Nikt jednak nie zwracał uwagi na młodzieńca. Od czasu do czasu przychodził do niego jeden z parobków, by sprawdzić czy się nie obija. Hrabia zerkał na Witolda przez uchylone okiennice i uśmiechał się tylko. Miał jeszcze wiele pomysłów na pracę dla swego bratanka. Umiał przygiąć karku. Witold choć czuł się dotknięty i poniżony pracą, którą wykonywał, to coraz mniej się opierał. Przy ciężkiej pracy nie miał czasu, by użalać się nad swą niedolą. W myślach miał tylko swego ojca i ciepły, wygodny zamek. Bardzo chciał wrócić do łatwego życia i odzyskać przychylność króla. Jednak minął dopiero jeden dzień i jeszcze wiele miał ich przed sobą. W danej chwili musiał skupić się bardziej na swoim zajęciu. Hrabia kazał mu nanieść świeżej słomy dla zwierząt, a potem je nakarmić i napoić. Wszystko zaś pod czujnym okiem parobka.

Gdy zbliżał się wieczór rodzina Hrabiego zaczęła gromadzić się w salonie. Tam miała zostać podana kolacja. Pieczony bażant oraz duszone buraczki. Zapach pysznej kolacji rozchodził się po wszystkich izbach. Dotarł też na podwórze. Witold delektował się choćby samym zapachem. Był pewny, że nie będzie jadł dobrej kolacji. I miał rację. Wuj ponownie chciał uczęstować bratanka chlebem i serem. Gdy zakończył pracę, Hrabia wezwał go do swojego gabinetu. Siedział on za ogromną, dębową komodą. Oprócz niej wszystko w gabinecie było bardzo skromne. Witold stanął przed wujem i rzekł:

– Chciałeś mnie widzieć?

– Tak. – odparł Hrabia – Umyj się i przyjdź zaraz do salonu. Będziemy jeść kolację. Służba wskaże ci miejsce kąpieli.

– Dobrze. – odpowiedział bardzo zmęczony młodzieniec, po czym zapytał – Będę musiał ją sobie sam przygotować?

– Nie. – odrzekł Hrabia – Kąpiel czeka na ciebie. Zasłużyłeś.

Książę uśmiechnął się lekko do wuja. Skłonił się ładnie i wyszedł z gabinetu. Zaraz też w gabinecie pojawiła się Zuzanna.

– Ojczulku! Chciałam cię o coś zapytać. – powiedziała.

– Mów córeczko. – odparł z uśmiechem Hrabia.

– Czemu dałeś Witoldowi dużo więcej pracy niż parobkom? – zapytała.

– Moja kochana córko. Wiesz, że mój przyjaciel przysłał go tu do pracy i na wychowanie. Chciał również by jedna z Was została jego żoną. Muszę więc zadbać o to, by szybko i dobrze nauczył się pracować. Wraz z nią nabędzie pokory i rozumu. Wtedy będę pewny, że oddam jedną z Was w dobre ręce. – odparł z troską ojciec Zuzanny.

– Wiem ojczulku. Mówiłeś nam to. Po prostu… – zamilkła.

– Po prostu każdemu chcesz ulżyć w pracy i cierpieniu. Znam cię moje dziecko i wiem jak troszczysz się o każdego. Twoje siostry szyją, malują obrazy i czytają księgi, a ty byś tylko pracowała. – powiedział z uśmiechem.

– Uczę się ojczulku. Przecież wiesz. – odpowiedziała ojcu Zuzanna.

– Tak. Wiem. – odparł Hrabia – Wiem też, że chcesz czegoś jeszcze.

– Tak ojczulku. Witold tyle się napracował. Skoro nie chcesz mu odjąć pracy, to chociaż pozwól mu zjeść z nami przyzwoitą kolację. – poprosiła pięknie Zuzanna.

– Dobrze córko, ale tylko dlatego, że mnie o to poprosiłaś. – odpowiedział córce hrabia.

Zuzanna ucałowała ojca w policzek i wyszła z gabinetu. Po kilku minutach wszyscy zasiedli przy stole w ogromnym salonie. Bażant, buraczki, pyzy i miód czekały na domowników.

– Czy mogę dostać chleb i ser? – zapytał Witold.

Był tak zmęczony, głodny i obolały, że nie zwracał uwagi na to co będzie jadł. Nawet jeśli miałby być to posiłek godny pomywacza. Dłonie trzęsły mu się ze zmęczenia i były całe czerwone. Trzymał nimi talerz i rozglądał się po stole za posiłkiem dla siebie. Hrabia spojrzał na niego i powiedział:

– Nie będziesz jadł sera. Zjesz bażanta razem z nami.

– Co? Przecież tylko to miałem jeść… – Witold bardzo się zdziwił.

– Podziękuj Zuzannie. To ona uznała, że zapracowałeś na dobry posiłek. – powiedział wuj.

Witold spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej.

– Bardzo Ci dziękuję. – odparł.

Zaraz też rodzina zaczęła jeść. Młodzieniec jadł tak, jakby to był jego pierwszy posiłek od lat. Bardzo się cieszył, że ktoś się za nim wstawił. Siostry Zuzanny nie były jednak tak zadowolone. Krzywo patrzyły na siostrę, a nawet robiły głupie miny. W pewnym momencie odezwała się Grażyna:

– Och! Jaki to piękny gest z twojej strony Zuzanno. Uwielbiasz być w centrum uwagi. Prawda?

– Wiesz, że nie. – odparła Zuzanna.

– Oczywiście, że nie. W końcu to ciebie znów chwalą! – powiedziała ze złością Elżbieta.

Zuzanna nic nie odpowiedziała siostrom. Zrobiło jej się przykro. Grażyna i Elżbieta uwielbiały być złośliwe dla siostry. Wydawało się im, że skutecznie dokuczyły siostrze.

– Jak zrobisz coś godnego pochwały, to wtedy na pewno będziesz w centrum uwagi. Za poniżanie ludzi nie bije się braw! – powiedział Witold patrząc na Grażynę i Elżbietę.

Siostry oburzyły się. Żona hrabiego natomiast powiedziała ze spokojem:

– Mówisz tak do moich córek i do córek hrabiego. Jak możesz bez powodu tak do nich mówić?

– Wybacz pani. – odpowiedział Książę – Czy jednak nie słyszysz jak odzywają się do twej najstarszej córki? I powiedz mi pani, czy marnowanie czasu na śmiechy z hajdukami jest godne pochwały?

Żona hrabiego nie odpowiedziała Witoldowi. Grażyna z Elżbietą chciały za to dyskutować dalej. Przerwał im jednak Hrabia.

– Bądźcie cicho! Nie wstyd Wam!? Jeszcze chcecie dolać oliwy do ognia? Widziałem wasze wybryki na podwórzu, ale teraz miarka się przebrała. Po kolacji we dwie wysprzątacie salon i kuchnię zamiast służby.

Dziewczęta bardzo się oburzyły. Jednak wiedziały, że spór z ojcem może tylko pogorszyć sprawę. Do końca posiłku przy stole panowała cisza. Zaraz po nim hrabia zabrał ze sobą Witolda i zaprowadził do pewnej izby.

– Mój drogi! Dziś będziesz spać tutaj. Zapracowałeś na ten pokój w czasie kolacji. – powiedział hrabia.

Po chwili uścisnął dłoń Witolda. Uśmiechnął się do niego i odszedł. Młodzieniec wszedł do izby. Było tam łóżko, szafka i mały dywan na podłodze. Izba ta była dużo przytulniejsza od poprzedniej. Witold bez namysłu zdjął buty i od razu położył się spać. Owinął się miękkim, pachnącym kocem i zamknął oczy. Uśmiechnął się jeszcze i pomyślał o Zuzannie, która mu pomogła. Dzięki niej zjadł sowitą kolację. Ścisnął mocniej koc, poprawił głowę na poduszce i zasnął.

]]>
https://kmacisia.blog/2018/06/12/moj-kopciuszek-v/feed/ 2 kmacisia
Mój Kopciuszek (4) https://kmacisia.blog/2018/05/29/moj-kopciuszek-4/ https://kmacisia.blog/2018/05/29/moj-kopciuszek-4/#comments Tue, 29 May 2018 15:19:26 +0000 http://kmacisia.blog/?p=11566 Nad hrabiowską wsią powoli wchodziło słońce. Zapach rosy i koszonej trawy powoli docierał do wszystkich komnat przez uchylone okiennice. Woń ta obudziła wczesnym rankiem obolałego Witolda. Pierwszy raz czuł podwórkowe zapachy w swoim pokoju. Do tej pory każdego ranka czuł zapach pieczonych babeczek, bażantów oraz aromatyczne olejki do kąpieli. Niestety dziś nikt nie przygotował mu królewskiej kąpieli. W dodatku za oknem już kręcili się ludzie i strasznie hałasowali. W pewnym momencie do izby Witolda ktoś zapukał. On udawał jednak, że nic nie słyszy i śpi. Pukanie było coraz głośniejsze. W końcu młodzieniec dał za wygraną i rzekł:

– Wejść!

– Wejść!? Haha! – odparł hrabia stojący za drzwiami – Podnoś się i otwórz nicponiu!

Ciężko było Witoldowi być bratankiem hrabiego Henryka. Westchnął ciężko, zwlekł się z posłania i otworzył wujowi drzwi.

– No, mój drogi! Co tak długo? Wszyscy na ciebie czekają! – powiedział hrabia.

– Na mnie? Czemu? – zapytał w odpowiedzi Witold.

– Oj chłopcze… W moim domu śniadanie je wspólnie cała rodzina. Ubieraj się i do jadalni!

Hrabia podał swemu bratankowi ubrania do pracy. Siwą, znoszoną koszulę i luźne, zmiętolone spodnie. Młodzieniec je wziął, ale zamiast się ubrać, to oglądał je z niesmakiem z każdej strony.

– Pomóc ci się ubrać chłopcze? – śmiał się za drzwiami hrabia.

Witold na to nic nie odpowiedział. Cały czas przypominał mu się królewski dekret. W końcu ubrał się i razem z wujem poszedł do jadalni. Przy stole siedziały tylko żona i córki gospodarza, ale towarzyszy księcia nie było. Gospodyni wraz z córkami przywitały się z gościem i zaczęli jeść. Tylko Witold patrzył na stół i nie jadł. Wszyscy oprócz niego mieli na talerzach przeróżne pyszności, a on tylko chleb, masło i kawałek sera.

– Czemu nie jesz? – zapytał wuj.

– Zastanawiałem się czy służba nie pomyliła talerzy… – odparł młodzieniec.

– Czemu tak uważasz? – zapytał wuj raz jeszcze.

– Wuju… – odparł z przekąsem Witold – tylko ja mam na talerzu jedzenie dla służby….

Wszystkie panny przy stole zaczęły się chichotać. Matka uspokoiła córki i powiedziała do bratanka:

– Chłopcze drogi. Służba nie dostaje takich ubogich posiłków. Bądź jednak pewny, że jak będziesz dobrze pracował, to będziesz lepiej jadł.

Książę więcej się nie odezwał. Służba je lepiej niż on! To skandal! Chciał wykrzyczeć to z całych sił, ale nie mógł. Wziął do ręki chleb i ser, nalał sobie trochę mleka, i zaczął jeść. Udawał, że mu smakuje. Czekał tylko chwili, aż będzie mógł odejść od stołu. Po kilku minutach jedzenia hrabia wstał i odrzekł:

– Chłopcze! Koniec tego dobrego! Idziemy do pracy!

Witold jak tylko to usłyszał, to aż zaczął się krztusić. Wuj klepnął bratanka w plecy i powiedział raz jeszcze:

– No już! Koniec wygłupów. Idziemy!

Młodzieniec wziął głęboki oddech i pomyślał, że znalazł się w najgorszym miejscu na ziemi. Po chwili obaj byli na podwórzu. Parobki, hajduki i cała służba hrabiego od rana mieli pełne ręce roboty. Wszyscy żwawo rwali się do pracy. Tylko pazia i woźnicy nigdzie nie było widać.

– Gdzie moi towarzysze? – zapytał w końcu książę.

– Wyruszyli do domu twego ojca już z samego rana. Podarowałem im na drogę wałówkę, a oni kazali cię pozdrowić. – odpowiedział hrabia.

– Wałówkę? Po co? – zapytał raz jeszcze zdziwiony młodzieniec.

Hrabia jednak mu nie odpowiedział. Zaprowadził za to Witolda do kurnika. Dał mu do ręki kosz i kazał pozbierać wszystkie jajka. Młodzieniec mało nie osłabł. Zszokowany spojrzał na wuja i zapytał:

– Ja mam tam wejść?

– Tak! Właź i zbieraj jajka. – odparł rozbawiony wuj.

– Przecież tam śmierdzi i jest brudno… I tam są kury… A jak mnie któraś ugryzie?

Gospodarz domu wybuchnął śmiechem. Wepchnął niedoszłego księcia do kurnika i powiedział:

– Kury nie gryzą. A śmierdzieć  przestanie jak wysprzątasz cały kurnik. Zaraz przyślę do ciebie parobka i ci pomoże, ale najpierw zbierz wszystkie jajka.

– Nie umiem… – odpowiedział załamany Witold.

– Oj chłopaczku! Schyl się, pogrzeb w słomie, zajrzyj pod kurę i zbieraj jaja. Tylko ich nie potłucz!

Młodzieniec bardzo się skrzywił. Schylił się i próbował grzebać w słomie, ale robił to bardzo niepewnie. Bał się, że się pobrudzi. W pewnym momencie zepchnął kurę z grzędy, żeby wyciągnąć jajko. A ta zaczęło go dziobać i naraz wszystkie kury narobiły strasznego harmidru, tak że Witold wyskoczył z krzykiem, z kurnika. Zaraz też przybiegli hajducy, żeby zobaczyć co się stało. A kiedy ujrzeli młodzieńca całego w ptasich piórach, to zaczęli się głośno śmiać.  Zbiegły się też córki hrabiego. Grażyna i Elżbieta śmiały się równo z hajdukami.

– I to miał by być kandydat na męża? Haha! – zawołała Grażyna.

– Och przestań! Nawet chłopka by go nie chciała! – śmiała się Elżbieta.

– Uspokójcie się! Koniec zbiegowiska! – zawołała Zuzanna – Hajducy wracać do pracy, a wy siostry nie macie nic do pracy?

Hajducy szybko się uspokoili i wrócili do swoich zajęć. Natomiast Grażyna i Elżbieta rozgniewały się na siostrę.

– Ty nie bądź taka bezczelna! Sama się weź za robotę! – wykrzyczały razem i poszły wachlować się na ganku.

Zuzanna posmutniała, ale nic nie odpowiedziała siostrom. Zabrała koszyk od Witolda i poszła do kurnika.

– No chodź! To nie ja mam zbierać jajka. – mówiąc to Zuzanna uśmiechnęła się do młodzieńca.

Po chwili kosz był pełen. Zuzanna pokazała Witoldowi jak zbierać jajka i nie spłoszyć kur. Zaśmiała się jeszcze i wróciła do swoich zajęć. Zaraz też przyszedł parobek i tak samo zaśmiał się z młodzieńca. Miał bowiem we włosach pełno słomy i kurzych piór. Przyprowadził jeszcze taczkę, podał Witoldowi widły i powiedział:

– Oj! Ty tu dnia nie dotrwasz…

 

]]>
https://kmacisia.blog/2018/05/29/moj-kopciuszek-4/feed/ 4 kmacisia
Mój Kopciuszek (3) https://kmacisia.blog/2018/04/04/moj-kopciuszek-3/ https://kmacisia.blog/2018/04/04/moj-kopciuszek-3/#comments Tue, 03 Apr 2018 23:21:01 +0000 http://kmacisia.blog/?p=11273 Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Łąki i lasy zaczęła spowijać czerwona poświata. Świerszcze zaczęły cykać głośniej, a z oddalającego lasu dało się słyszeć pohukiwania sowy. Noc była już blisko. Chłopski, stary powóz dojechał jednak do wsi na czas. Z okien skromnych chat biło już światło świec i domowego ogniska. Przy czarnych, ziemistych drogach paliły się lampy na długich, nieco krętych nogach. Powóz jechał przez wieś. Była ona długa i kręta. Książę wzdychał głęboko, gdyż za chwilę miał rozpocząć bardzo ciężkie i trudne życie. W pewnej chwili powóz zatrzymał się. Witold westchnął raz jeszcze i spojrzał na pazia, by ten otworzył mu drzwi. Paź zaśmiał się i odrzekł:

– Radzisz sobie sam! Wysiadaj, no już!

Książę ciężko przełknął ślinę i sam wysiadł z powozu. Jego oczom ukazał się ogromny dom zbudowany z białego kamienia i ciemnego drzewa. Milczał przez chwilę. Nie spodziewał się takiego domu, a raczej dworu. Król opowiedział mu historię o przyjacielu, który porzucił bogactwo. Natomiast dom i cała posiadłość była godna tytułu hrabiego. Po chwili podziwiania budowli, pojawił się sam hrabia – rosły mężczyzna ubrany w białą, czystą koszulę. W dodatku skóra jego była spalona słońcem, a ręce bardzo spracowane, niczym nie podobne do rąk księcia. Hrabia zmierzył wzrokiem swego gościa i przyjaźnie podał mu dłoń na przywitanie.

– Witaj! Mam na imię Henryk. Hrabia Henryk z Podgórza! – odrzekł radośnie.

Witold podał mu dłoń, ale zrobił to bardzo niepewnie. Rzadko podawał komuś dłoń na przywitanie.

– Ja, jestem Witold! Książę… To znaczy byłem księciem dopóki Ojciec-król nie odebrał mi tytułu… – odpowiedział z przekąsem.

Hrabia Henryk zaśmiał się głośno i tylko pomachał głową. Zaraz też wskazał ręką na drzwi i zaprosił gości do środka.

– Czekaliśmy na was cały dzień. – odparł gospodarz domu. – Tak naprawdę, to nie wiedziałem, kiedy mój drogi bratanku się zjawisz. Jesteś jednak w końcu! I to mnie cieszy.

– Cieszy cię to? Naprawdę? – zapytał zaskoczony gość.

– Oczywiście, że tak! A ty co myślałeś? W końcu przyjechał do mnie syn wspaniałego przyjaciela i to jeszcze do pracy!

– Tak. Do pracy. – odpowiedział smutno młodzieniec.

– Nie martw się. Tu nauczysz się wszystkiego i ojciec twój będzie z ciebie dumny! A przez najbliższy rok będziesz mi najdroższym bratankiem.

Henryk poklepał Witolda po plecach i zaprowadził go do dużego pokoju, w którym czekał zastawiony stół. Młodzieniec chciał usiąść, kiedy po chwili do pokoju weszła żona hrabiego, a za nią trzy córki.

– Mój drogi! Przedstawiam ci mą żonę, Zofię. – powiedział z radością hrabia.

Witold wstał i ucałował swą nową ciotkę w dłoń. Zaraz też zostały mu przedstawione ich trzy córki. Oczu nie mógł od nich oderwać. Jedna była piękniejsza od drugiej. Panny stanęły przed ojcowskim gościem i ukłoniły się pięknie. Pan domu kolejno przywoływał swe córki i mówił o nich swemu nowemu bratankowi.

– A oto moja najmłodsza córka, Grażyna. W tym roku kończy już osiemnaście lat i jest panną na wydaniu. Oczko w mej głowie. – mówiąc to Henryk uśmiechnął się z radością do córki.

– A oto moja starsza córka, Elżbieta. W tym roku kończy już dwadzieścia lat i jest panną na wydaniu. Oczko w mej głowie. – mówiąc to Henryk uśmiechnął się z radością do córki.

– A oto moja najstarsza córka, Zuzanna. Córka mej pierwszej, zmarłej żony. W tym roku kończy już dwadzieścia dwa lata i jest panną na wydaniu. Ciepło na mym sercu. – mówiąc to Henryk spojrzał na córkę z miłością.

Hrabia wraz z żoną i córkami, a także nowy członek rodziny zasiedli wspólnie do stołu. Zaraz też dołączyli towarzysze Witolda. W drodze żaden z nich nie jadł i byli ogromnie głodni. Wciągali nosami wszystkie zapachy i zajadali się ze smakiem. Niewiele ze sobą mówili. Uczta trwała, aż do północy. Po skończonym, obfitym posiłku książę chciał, aby jego nowy wuj wskazał mu komnatę. Ten jednak poklepał go po plecach i zapytał:

– Mój drogi, spać ci się chce? A powiedz, kolacja ci smakowała?

– Tak! Oczywiście, że tak! – odpowiedział z uśmiechem na twarzy młodzieniec.

– W takim razie cieszy mnie to bardzo! A teraz idź i pomóż służbie sprzątać ze stołu.

Witold myślał, że się przesłyszał i wybałuszył oczy. Chciał coś powiedzieć, ale hrabia odrzekł:

– Służba wskaże ci komnatę, kiedy skończysz. A teraz idź. Dobranoc!

Niedoszły książę cały poczerwieniał ze złości. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Otworzył usta i już chciał krzyknąć na hrabiego, kiedy przypomniał sobie o ojcowskim rozkazie. Biedny zwiesił ręce i podszedł do stołu. Nie wiedział co ma zrobić z talerzami, misami, dzbanami i resztkami jedzenia.

– Hrabia kazał ci pomagać! Ruszaj się żwawo! – powiedział jeden ze służących.

– A co mam robić? Nigdy tego nie robiłem! – odpowiedział ze złością Witold.

Po chwili młodzieniec usłyszał śmiech służących i poczuł się okropnie. Nagle ktoś poklepał go po ramieniu i usłyszał zza pleców:

– Dobranoc, Witoldzie.

Był to paź. On i woźnica od razu dostali pokój do spania. A Witold musiał na ten pokój zapracować. Znów zrobił się czerwony. Przełknął ciężko ślinę i z trudem wydukał:

– Czy pokazałby mi ktoś, co mam robić?

– Tak. – odparł spokojnie jeden ze służących.

– Tam jest kuchnia. Weź talerze. Zgarnij z nich resztki do tej misy, a potem zanieś je do kuchni. I wróć zaraz. – powiedział stanowczo służący.

Po krótkiej chwili młodzieniec wrócił i wydawał się być już zmęczony. Miał nadzieję, że to wystarczy, aby pójść spać. Ale służący szybko go pogonił. Po kolei wydawał polecenia. Dla niedoszłego księcia, to było za dużo. Źle się czuł słysząc jak ktoś go pogania. Na dodatek był to ktoś bez tytułu, zwykły służący, lokaj, a może pomywacz? Co chwila do rąk Witolda trafiały talerze, misy, dzbany, sztućce, serwety. A kiedy stół był już czysty, to dostał do ręki jeszcze miotłę.

– Pozamiataj tu! Raz, dwa! Chcemy iść spać, a ty okropnie się guzdrzesz… – odrzekł służący, który cały czas rozkazywał Witoldowi.

– Ale jak? – odparł załamany.

Nigdy nie miał w rękach miotły i nie zmiatał jeszcze żadnego pokoju. Nie wiedział co ma zrobić ze stosem związanych ze sobą gałęzi. Chwilę pukał miotłą o podłogę, a potem zaczął sztywno przesuwać nią po deskach. Męczył się tak przez kilka chwil. W końcu służący zdenerwował się i wyrwał młodzieńcowi miotłę z rąk.

– Gdzieś ty się chował?! Nienormalny jesteś?! – krzyczał.

Odgłosy te usłyszała Zuzanna. Jeszcze nie położyła się spać. Weszła z podwórza do domu i uspokoiła służącego. Zabrała od niego miotłę i z uśmiechem pokazała Witoldowi jak się zamiata. Szybko się uwinęła i żartobliwie odrzekła:

– Nie ma za co.

Podeszła zaraz do zdenerwowanego służącego i oddała mu miotłę.

– Nie denerwuj się tak Andrzeju. Przecież wiesz co mówił ojciec o naszym gościu.

Andrzej kiwnął głową na potwierdzenie i ucałował rączki Zuzanny. Po chwili westchnął głęboko i zaprowadził Witolda do jego komnaty. Przeszli przez kuchnię i kolejne pokoje, aż dotarli do ciasnej izby. Było w niej ciemno. Na bardzo małej komodzie stała wypalona już w połowie świeczka, a na podłodze leżała pościel wypchana sianem i stary koc.

– Tu będziesz spał, aż hrabia uzna, że zapracowałeś na lepszy pokój. – odparł Andrzej i odszedł.

Witold stanął jak wryty. Nic jednak nie powiedział. Usiadł na wypchanej sianem pościeli i uronił łzę. Chciał się poskarżyć, pożalić komukolwiek, lecz był w pokoju sam. Służący odszedł i udał się do siebie. Niedoszły książę nie miał wyjścia. Położył się i przykrył starym, wełnianym kocem. Popatrzył chwilę na płomień świecy, który radośnie migał. On był jednak smutny i zmęczony. Wysilił się na mały uśmiech dla siebie i zaraz zasnął.

 

]]>
https://kmacisia.blog/2018/04/04/moj-kopciuszek-3/feed/ 8 kmacisia
Mój Kopciuszek (2) https://kmacisia.blog/2017/12/14/moj-kopciuszek-2/ https://kmacisia.blog/2017/12/14/moj-kopciuszek-2/#comments Thu, 14 Dec 2017 20:16:15 +0000 http://kmacisia.wordpress.com/?p=10755 Minęło południe. Słońce wśród kilku obłoków górowało nad pędzącym powozem. Pałac, dwór i inne królewskie posiadłości znikły już z zasięgu wzroku. Wokół roztaczały się zielone łąki, a w oddali widać już było las. Książę Witold siedział oparty o okno powozu i ciężko wzdychał. Wśród ogromu zieleni poszukiwał choć trochę znanego sobie kawałka ziemi. Nigdy jednak nie był tak daleko od domu, a wieczorem miał być jeszcze dalej. Ogromny żal ściskał go za serce. Nie mógł zrozumieć, czemu jego własny ojciec, tak go potraktował. Żeby wysyłać syna i to księcia do pracy na wieś…? Szaleństwo! Przynajmniej tak uważał książę. Jego ogromne niezadowolenie zauważył siedzący obok niego paź. Przypatrywał się chwilkę tym ciężkim westchnieniom, a kiedy uznał, że już wystarczy, to zapytał:

– Witoldzie, czy wszystko dobrze?

– Witoldzie!? Jak ty się do mnie zwracasz!? – oburzył się książę.

– Wybacz Wasza Wysokość, ale to rozkaz króla. Póki pozostajesz bratankiem chłopa, mamy zwracać się do ciebie, jak do równego sobie. – odparł spokojnie paź.

Gdy tylko książę to usłyszał, to załamał się jeszcze bardziej. Stracił królewski sygnet, dom w pałacu, a teraz jeszcze swój dostojny tytuł. W dodatku nie mógł nic na to poradzić. Tak bardzo się tym wszystkim zasmucił, że aż łza popłynęła po jego bladym policzku. Jedyną nadzieją na powrót do swojego życia, było dla niego wypełnienie królewskiego dekretu. Im bardziej nad tym myślał, tym bardziej było mu smutno. Ale nie ronił już więcej łez. Otarł tylko nieszczęsny policzek i postanowił, że przestanie o tym myśleć. Być może w drodze przydarzy mu się przygoda? Wciąż jeszcze smutny Witold wyprostował się i odwrócił w stronę uśmiechniętego pazia. Popatrzył na niego i z wielkim ciężarem wysilił się na drobny uśmiech.

– Pytałeś, czy wszystko dobrze… – zaczął mówić.

– Tak, bo jesteś bardzo smutny. – odpowiedział wesoło paź.

Słowa te były dla niedoszłego księcia bardzo trudne. Jeszcze rano wszyscy mówili do niego Wasza Wysokość lub Wasza Książęca Mość, a teraz? Teraz siedział w jakimś starym, chłopskim powozie i paź mówił do niego po imieniu… Witold przełknął ciężko ślinę i próbował udawać, że nic mu nie przeszkadza.

– Wiesz… Nie jest źle. Słońce świeci, ptaszki śpiewają i czeka mnie podróż życia. – odrzekł z udawanym uśmiechem Witold.

– O tak! Podróż życia! I to jaka! – zawołał z nieukrywaną radością paź.

– Tak bardzo cię to cieszy? Ty chyba nawet nie wiesz po co ja tam jadę… To będzie podróż życia, ale muszę zrobić coś okropnego, żeby z niej wrócić. – odparł zmęczony radością pazia Witold.

– Okropnego? Jak to? Witoldzie! Zobaczysz kawał świata, a w dodatku przywieziesz żonę do pałacu. Może nie wiesz, ale o dekrecie króla wiedzą już wszyscy w pałacu. Z resztą… Czym tak się przejmujesz? – zapytał paź.

Książę spojrzał na swego towarzysza i westchnął głęboko. Poczuł się bardzo zagubiony. Ojciec wysyła go na tułaczkę, a on ma się nie przejmować? I jeszcze żona! Po co mu żona? Mógłby rządzić sam. Tyle już wie. Przecież jest mądry i dobry. Ciągle słyszał to od ojca, a teraz wysyła go na naukę. Pytań było co raz więcej, a brakowało odpowiedzi. Po chwili milczenia Witold postanowił zapytać o to pazia, który jak widać, wiedział więcej niż powinien.

– Przyjacielu… Powiedz mi, czy wiesz po co ta podróż? Dlaczego Król wysyła mnie na wieś?

– Oczywiście! Wszyscy o tym wiedzą! – odpowiedział z ogromną radością i dumą paź.

– A powiesz mi? Gdyż ja tego nie wiem… – odparł z niecierpliwością Witold.

– Oczywiście! Przecież, to żadna tajemnica! Król wysyła cię na wieś do pracy, a nie na nauki. Król ma dość twojego lenistwa i uciekania od obowiązków. Nic tylko ciągłe polowania, zabawy, bale i uczty! Byłeś posłuszny królowi we wszystkim, póki nie kazał ci zabrać się za królewskie obowiązki. Przyjaciel króla jest bardzo bogatym hrabią, ale żyje jak chłop. Ceni sobie pracę i posłuszeństwo. Król jest pewien, że jeśli będziesz chciał jeść i pić, to szybko zabierzesz się do pracy! – wytłumaczył niemal na jednym oddechu paź.

– Jeść i pić? Co to znaczy? – zapytał przestraszony Witold.

Paź zaśmiał się głośno, gdy usłyszał to pytanie. Był ciekaw, ile jeszcze spraw umknęło Księciu. Gdy jednak spojrzał na jego gniewne spojrzenie, to od razu ucichł i spokojnie odpowiedział:

– Hrabia wyznaje pewną zasadę: Kto nie pracuje, ten nie je.

Ślina ugrzęzła Witoldowi w gardle, nie był w stanie jej przełknąć. Było to dla niego coś strasznego. Jednak zostało jeszcze jedno pytanie, które go dręczyło…

– Po co mi żona? – zapytał zupełnie nie rozumiejąc woli ojca.

– Po co? No jak to? Zakochasz się, weźmiesz ślub i będziesz szedł przez życie z kochającą cię kobietą. – odpowiedział rozbawiony paź.

– Nie o to pytam. Dlaczego moja żona ma być chłopką? – zapytał jeszcze raz Witold.

– Witoldzie… To nie chłopka, tylko córka Hrabiego! Ale nie martw się, gdyż ma on ich, aż trzy! Z tego co słyszałem, to wszystkie są bardzo piękne i powabne. Król chce, abyś docenił nie tylko pracę, ale i innych ludzi. Po za tym kobiety znające mozół pracy nie będą chciały lenia. Nie wystarczy im to, że jesteś księciem wykształconym i przystojnym. Wiesz to nie takie proste, ale jak się przyłożysz, to sobie poradzisz. – odpowiedział paź.

Książę już o nic nie pytał. Westchnął głęboko jeszcze raz i spojrzał na mijane krajobrazy. Już żadnych nie poznawał. Nie był też pewny miejsca, do którego zmierzał. Przynajmniej poznał powód złości swego ojca. Do tej pory nie widział w tym nic złego. Mijali kolejne bory, pojedyncze drzewa, puste pola i ogromne jeziora. Wszystko w koło tętniło życiem i było piękne. Jednak z każdą minutą Witold smutniał. Bardzo pragnął wrócić na powrót do pałacu. A był przed nim rok pracy i wybór żony. Tak bardzo chciał być dobrym księciem, dobrym królem… Postanowił chociaż spróbować, by odzyskać przychylność ojca. Tęsknił za nim bardzo i czuł się źle z tym, że go zawiódł. Miał przed sobą trudne zadanie, ogromną szansę i postanowił ją wykorzystać.

 

]]>
https://kmacisia.blog/2017/12/14/moj-kopciuszek-2/feed/ 2 kmacisia