Słońce wstało nad miasteczkiem i jak zawsze otulało swymi promieniami gospodę. Jednak tym razem nie było w niej Antoniego. Przez ostatnie dni wiele wydarzyło się w życiu młodzieńca. Dostał pracę, spotkał Boga… I dziś był już gdzieś indziej. W pewnym pięknym domu właśnie rozciągał się na łóżku. Wokół niego leżało mnóstwo poduszek, a nad jego głową wisiał bordowy baldachim. Antonii powolnie podciągnął się do góry i oparł się o drewniane obicie łóżka. Spojrzał w okno i od razu uśmiechnął się. Słońce świeciło mu prosto w twarz, ale nie to tak bardzo go cieszyło. Patrzył na bluszcz i róże, które stykały ze sobą się za jego oknem. Pokochał ten kawałek przyrody na murowanej ścianie. Nie siedział jednak długo. Po krótkiej chwili wstał. Włożył na siebie ubranie, a potem spojrzał w lustro. Tym razem głośno się zaśmiał. Przeczesał ręką włosy i zszedł na dół do jadalni. Krocząc tak po schodach zastanawiał się nad szczęściem, które go spotkało. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Po chwili pojawił się w jadalni i ukłonił się wszystkim do pasa. Spojrzał na obecnych i rzekł:

– Dzień dobry! Jakiż dziś piękny dzień!

Jeszcze raz zaśmiał się głośno i usiadł przy stole we wskazanym przez Mateusza miejscu.

– Dzień dobry! – odpowiedzieli chórem lokaj z pokojówką.

Oboje właśnie kończyli nakrywać do stołu. W końcu to pierwsze, wspólne śniadanie. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, tak jak prosiła pani Amelia. Najlepsze filiżanki do herbaty, porcelanowe talerze i srebrna taca. Do tego jeszcze białe, jedwabne serwetki, srebrne sztućce. Dziś poranny posiłek miał być wyjątkowy sam w sobie. Przedni miód, najlepsza herbata, maślane bułki z najlepszej mąki i wiele można by tak wymieniać. Antonii siedział przy stole rozradowany i przyglądał się smakołykom. Pełną piersią wciągał zapach gorących jeszcze bułek. Patrzył ze zniecierpliwieniem na truskawki i śmietanę. Chciał sięgnąć już po jedną truskawkę, lecz Zuzanna uderzyła go łyżką w dłoń. Zaraz też powiedziała:

– Antonii! Czekamy na panią Amelię! Wstrzymaj się odrobinę.

Młodzieniec spojrzał z przekorą na pokojówkę i uśmiechnął się do niej szeroko. Schował ręce pod stół i zapytał:

– Zuzanno, a gdzie jest pani Amelia?

Pokojówka spojrzała z nieukrywaną radością na Antoniego i odpowiedziała:

– Pani Amelia szykuje się do śniadania. Powiedziała mi dziś rano, że chce wyglądać olśniewająco.

Antonii zdumiał się. Na chwilę pochylił głowę, a potem spojrzał w niebo widniejące za oknem. Przez moment zastanawiał się nad sobą i panią Amelią. Czyżby zasłużył na takie wyróżnienie? Albo czy jest tak wyjątkowy, by szykować się na spotkanie z nim? Sam także włożył najlepsze ubranie, ale nie spodziewał się, że chwila ta jest tak ważna dla innych. Znów się uśmiechnął. Spojrzał na Zuzannę. Przyjrzał się jej włosom i zwrócił uwagę na warkocz z wpiętymi kwiatami. Potem spojrzał na suknię i czerwone trzewiki. Kiedy tak się przyglądał, zauważyła to pokojówka i sama zaczęła się patrzeć na niego z uśmiechem.

– Zuzanno! Ty też wyglądasz dziś olśniewająco! A twój warkocz jest piękny! – powiedział Antonii.

Pokojówka zarumieniła się i złapała za swój warkocz. Spojrzała na wpięte we włosy kwiaty, a potem na szczerzącego się do niej młodzieńca i odpowiedziała:

– Dziękuję Antonii! To z okazji dzisiejszego śniadania.

– Jest takie ważne dla ciebie? – zapytał.

– Tak. – odpowiedziała prosto dziewczyna.

Nie zdążyła jednak nic dodać, gdyż do jadalni weszła sama pani Amelia. Z uśmiechem przywitała się z każdym oddzielnie. Szczególnym uśmiechem obdarzyła Antoniego, on natomiast, aż wstał z wrażenia. Ukłonił się pani domu i ucałował jej dłoń. Pomógł jeszcze usiąść przy stole, a potem zajął swoje miejsce.

– Pani Amelio! Jeszcze nie widziałem pani tak pięknej! – zawołał młodzieniec.

– Mój drogi synu! Dziękuję za komplement, ale prosiłam byś mówił do mnie mamo. – odpowiedziała z delikatnością w głosie staruszka.

Antonii rozpromieniał jeszcze bardziej. Minął już tydzień odkąd pani Amelia go usynowiła, ale on wciąż nie mógł się przyzwyczaić. Dziś oficjalnie miał stać się synem i dziedzicem starszej pani. Wszyscy siedzieli już przy stole. Mateusz zaczął nalewać herbaty do filiżanek, a Zuzanna rozdała wszystkim ciepłe jeszcze bułki. Antonii cieszył się, że zaraz będzie mógł zjeść truskawki z kwaśną śmietaną i nikt już nie będzie go bić po rękach. Rozmowa przy stole powoli się rozkręcała, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili jeszcze zaczął delikatnie stukać. Mateusz wstał prędko od stołu i niemal pobiegł do drzwi. Otworzył je i zaprosił gościa do jadalni. Czekało na niego puste miejsce. Był to zaufany mecenas pani Amelii. Wraz z lokajem wszedł do środka. Ucałował dłoń pani Amelii i usiadł na pustym miejscu tuż obok niej.

– Droga pani Amelio! Proszę! O to dokumenty. – powiedział mecenas do staruszki.

Posiwiały już pan mecenas podał starszej pani plik dokumentów. Z dumą czekał na reakcję domowników. Wiedział dobrze jak ważne są te papiery. Wszyscy siedzący przy stole patrzyli jak pani Amelia czyta druczki zawarte w dokumentach. Co chwila brała ona głęboki oddech i dalej czytała szemrząc coś pod nosem. Po dłuższej chwili wyprostowała się gwałtownie, spojrzała na Antoniego i odrzekła ze wzruszeniem:

– Modliłam się o ten dzień!

Starsza pani złapała za jedną z jedwabnych serwetek i zaczęła wycierać nimi twarz. Łzy płynęły po jej zmarszczonych policzkach. Antonii wstał. Spojrzał na mecenasa, a potem na zapłakaną kobietę. Cały zbladł i patrzył tak oparty o blat stołu, aż w końcu pani Amelia dała mu znak ręką, by podszedł do niej. Młodzieniec niezdarnie odstawił krzesło na bok. Podszedł do staruszki i ukląkł tuż przed nią. Do oczu zaczęły mu napływać łzy i ze zniecierpliwieniem czekał na jakieś słowo. Mecenas patrzył na to wydarzenie i z dumą oczekiwał na jego finał. Natomiast Zuzanna i Mateusz zacisnęli pięści z radości i szeroko uśmiechali się patrząc na kobietę i chłopca. W pewnym momencie pani Amelia pogładziła Antoniego po policzku i powiedziała:

– Synu! Od dziś to wszystko co moje… Jest i twoje.